„Zdobycie Tatr. Prehistoria i początki taternictwa do r. 1903”

28 sierpnia, 2018
 width=
Zejście do Morskiego Oka, ok. 1888. Przewodnicy z Franciszkiem Paszkowskim: Wojciech Roj, Jan Sabała (z gęślami), Wojtek Ślimak, Jan Stopka, Szczepan Roj, Walek Brzega. Autor nieznany. Z archiwum Muzeum Tatrzańskiego

To wydarzenie historyczne. Jan Kiełkowski przygotował nową monografię poznania i zdobycia Tatr. Jej wydawcą jest Wydawnictwo Stapis.

Kilka miesięcy temu świętowaliśmy zakończenie wyjątkowego na skalę światową wydawnictwa. Małgorzata i Jan Kiełkowscy po kilkunastu latach wytężonej pracy nad „Wielką Encyklopedią Gór i Alpinizmu” oddali ostatni, siódmy tom tego dzieła, nie wykluczając prac nad tomami kolejnymi i uzupełnieniami. Tymczasem, w wielkiej dyskrecji, Jan Kiełkowski przygotowywał inne pomnikowe dzieło, tym razem dotyczące Tatr. 40 lat po książce Bolesława Chwaścińskiego, 14 po zamknięciu „Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej” Jan Kiełkowski dodaje nowy rozdział do opisu eksploracji Tatr. „Zdobycie Tatr. Prehistoria i początki taternictwa do r. 1903” to pierwszy tom tego dzieła. Do czytelników trafi w drugiej połowie sierpnia. Wierzymy, że na nowo odkryjemy wiele zdarzeń i ludzi… Mamy zaszczyt przedstawić czytelnikom wstęp Jana Kiełkowskiego do książki.

Tatry są dla wielu z nas górami najważniejszymi. Choć stanowią niewielkie pod względem obszaru pasmo, zostały szeroko opisane w literaturze polskiej, niemieckiej, węgierskiej, czeskiej i słowackiej. Doczekały się również swojej encyklopedii, największej, jaką poświęcono jednemu pasmu górskiemu, oraz niezwykle szczegółowych przewodników alpinistycznych i turystycznych. Nie doczekały się jednak opracowania własnej szczegółowej historii eksploracji alpinistycznej, mimo że po obu stronach grani głównej są kolebką alpinistów należących przez wiele lat do ścisłej czołówki we wszystkich górach świata. Długo nie dawało mi to spokoju. Miałem nadzieję, że ktoś w końcu podejmie się tego zadania – znawców tematu nie brakowało – ale, niestety, tak się nie stało. Zacząłem więc sam, już od dawna, kompletować materiał i zastanawiać się nad formą takiego opracowania. Doszedłem do wniosku, że tom wstępny – Poznanie Tatr – został już opracowany przez Józefa Szaflarskiego i opublikowany w 1972 roku przez Wydawnictwo Sport i Turystyka. W tej sytuacji uznałem za mało prawdopodobne, bym potrafił rozwinąć ten temat choć w przybliżeniu tak dobrze jak autor tego dzieła. Postanowiłem więc przystąpić od razu do historii zdobywania tatrzańskich szczytów i urwisk latem i zimą, sięgając na początku nieraz i do Poznania Tatr. W skonstruowaniu zasadniczej części historii pomagała mi książka Bolesława Chwaścińskiego Z dziejów taternictwa (Warszawa 1979), niezwykle bogata w fakty i często trafne interpretacje, w której historia zdobywania Tatr kończy się w 1955 roku, a także zawierający liczne fakty historyczne przewodnik po Tatrach Wysokich Witolda H. Paryskiego. Ostatnie 45 lat historii to już moja samodzielna twórczość, można powiedzieć „bezprzewodnikowa”, lecz konsultowana z przewodnikami Arno Puškáša czy Władysława Cywińskiego oraz z historią zawartą w dziele W skałach i lodach świata, doprowadzoną do roku 1972. W swoim opracowaniu zamierzam zakończyć ją na roku 2000, ponieważ taternicka działalność eksploracyjna w ostatniej dekadzie XX wieku zastąpiona została – w swej najistotniejszej części – eksploracją sportowo-wspinaczkową, a to już jest zupełnie inny temat, który kiedyś może opracuje ktoś w nim bieglejszy. W książce często pojawia się pojęcie „taternictwo”. Nie dochodziłem do tego, kiedy i gdzie ten wyraz pojawił się po raz pierwszy na drukowanych stronach. Już w 1891 roku Stanisław Witkiewicz w swym bogato ilustrowanym dziele Na Przełęczy nie tylko go używa, ale całkiem obszernie i nie bez uroczej ironii definiuje: „Wszelki sport, a w szczególności taternictwo, ta bezinteresowna walka z naturą, daje możność zużycia nadmiaru siły i zdrowia, nie zostawiając żadnego niesmaku, żadnych zawodów realnych, ponieważ nie ma tu realnych interesów do bronienia lub korzyści do zdobywania. Taternik lub alpinista, bez widocznej potrzeby, ponosi straszne trudy; naraża się na rzeczywiste i wielkie niebezpieczeństwa; przebywa olbrzymie przestrzenie w górę, stacza się w doliny i znowu wdziera na góry, nie nosząc w zanadrzu żadnego interesu, nie obliczając ceny swoich kroków, nie myśląc, czy i ile na nich zyska lub straci. Żyje życiem próźniaczem, pracując od świtu do nocy. Odpoczywa – trudząc się niezmiernie. Jest zawsze lekki, swobodny; nigdy nieprzejedzony – czasem, rzadko, przepity… Doznaje mnóstwa przepysznych wrażeń, od natury wspaniałej i potężnej, łatwej do pojęcia, gdyż przedstawiającej się w kształtach wyraźnych, określonych, stanowczych, sformułowanych w sposób jasny i przekonywający. Odradzają się w nim instynkta, siły i zdolności zamarłe lub zniedołężniałe w spokojnem życiu –niepotrzebne w podróżach tramwajami i wycieczkach nad brzegi rynsztoków, po asfaltowych chodnikach. Taką jest psychologia taternictwa. Kobiety młode, piękne, stare, brzydkie – dzieci, mężczyźni wszelkiego gatunku, znajdują w nim pełno rozkoszy i pożytku zdobywanego mimowoli, niechcący. Nic też dziwnego, że w dzień słoneczny, a przynajmniej suchy, wysypuje się ze wszystkich will i chałup zakopiańskich mrowie ludzi od samego rana, i drze się ku górom, ginie wśród lasów, rozdołów i jarów, rozbiega się po wszystkich kątach doliny (…). Filister, który z pewnemi ostrożnościami schodził w dół ulicą Bednarską, teraz z lekkim sercem toczy się z przełęczy Zawratu razem z kamieniami. On, którego przerażała każda kropla deszczu, spadła na świecący cylinder, który miał do błota i wilgoci wstręt taki, jak gdyby był warszawskim estetykiem, dziś wierzy, że wszystko to, tu w Zakopanem, jest zdrowe. Deszcz pada! Nic nie szkodzi! (…)”. Witkiewicz nie tylko definiuje, ale również charakteryzuje różne typy taterników: „(…) Starych taterników poznać można po wytartych i sczerniałych serdakach, spokojnym wyglądzie, butach znoszonych, łatanych, jak również po braku wszelkich gratów, któremi się zwykli obwieszać turyści. Znają oni tu każdą szczerbkę, każdą perć, każdy wierch, wiedzą gdzie, kędy i jak długo dokąd się idzie, i z nałogowym spokojem, lub stale podnieconym zamiłowaniem włóczą się po szczytach. Mają swoich przewodników, którzy chodząc z nimi wielekroć, znają wszystkie ich narowy, potrzeby, upodobania – są tak już do nich dopasowani, jak te stare buty do nogi, jak wytarta na skałach ciupaga do ich ręki. Obok nich młodzi, ze świeżym zapałem, często przebrani po góralsku, obwieszeni torbkami, flaszkami, aneroidami, pędzą lekkomyślnie i na oślep w góry. Są też często utrapieniem przewodników, którzy o nich mówią mniej więcej w ten sposób: Gawiedź młoda, plugace, kopowe psy, przeklęte diabły. Gdzie indziej znów samotny, bez przewodnika, z puszką na rośliny, botanik pnie się po pionowych skałach. Jest to niebezpieczny, dla siebie, typ taternika. Badając zasięgi różnych roślin, gotów jest łeb sobie roztrzaskać dla jakiegoś litworu, czy innego górskiego ziela. Wraca też czasem z tych wypraw, z ręką wyciągniętą ze stawu i przy pomocy zębów jako tako związaną. O jego drogach opowiadają w Zakopanem cuda – człowiek taki mógłby chyba, jak mucha, chodzić po suficie… Do najszaleńczych typów mnie znanych, należą ludzie średniego wzrostu – suche, nerwowe twarze, z zaciśniętemi ustami, z pozorami spokoju. Człowiek taki wobec przepaści i wichrów dostaje po prostu ataków wściekłości, porywa go koler, jak konia, i wtedy wdziera się tam, gdzie kozica może by się wahała stąpić. Przewodnicy opowiadają ze drżeniem o tych miejscach, przez które z nim przechodzili. Nie znosi on żadnych uwag, terroryzuje i ciągnie za sobą przewodnika, a towarzyszy podróży wahających się, gotów jest obić – jakoż i bije (…). Tatry są równie niedostępne i równie dostępne dla mężczyzn, jak i dla kobiet. Ponoszą one wszystkie trudy z niezwykłą wytrzymałością; wykazują odwagę, przytomność umysłu, spokój wobec niebezpieczeństwa, i w ogóle wszelkie dobre przymioty taternika. Wszystkie też percie, brzeżki, granie, przełęcze zmierzone zostały ich drobnymi stopami, i z najwyższych wierchów tatrzańskich powiewała już chorągiew – spódnicy. Przy całej forsowności ruchów na skałach, kobiety zgrabne i odważne wyglądają wśród nich pięknie i wdzięcznie. Bezładne, nieforemne kształty piętrzących się głazów, są doskonałym kontrastem dla linii giętkiego, silnego i dobrze zbudowanego ciała (…)”. W ciągu minionego wieku znaczenie wyrazu „taternictwo” uległo daleko idącej ewolucji i tutaj są uwzględnione zarówno jego wczesne, jak i następne interpretacje. Niniejsze opracowanie zawiera historię wszystkich znaczących wyczynów taternickich dokonanych przed i po pojawieniu się samej ich definicji. Najważniejszą w tej historii będzie przede wszystkim działalność eksploracyjna, której efektem są pierwsze wejścia i przejścia. Informacje o powtórzeniach mają w zasadzie stanowić tło obrazujące intensywność i rozmiary działalności taternickiej, towarzyszące postępującej działalności eksploracyjnej. W eksploracji tatrzańskich zerw warto pamiętać o tym, co Witold H. Paryski przekazał w artykule Rzeczy wielkie i małe w taternictwie („Taternik”, 1947, s. 47-50): „(…) Taternik może oprócz rzeczy wielkich robić w Tatrach także rzeczy małe, ale nie powinien on rzeczy małych stawiać na równi z wielkimi. Wielkie rzeczy w Tatrach pozostaną wielkimi bez względu na nasz stosunek do nich, ale wartość naszego taternictwa zależy nie tylko od tego, co robimy w Tatrach, ale też od tego, jak to robimy, tj. od naszego stosunku do gór”. Pozostaje jeszcze pytanie, gdzie kończy się taternictwo? Ano tam, gdzie zaczyna się wspinaczka sportowa. Ta ostatnia oraz jej różne style doczekały się już precyzyjnych definicji i kwalifikacji. Niektóre z tych sportowych stylów (np. „trad”) próbują nawet nawiązywać do zasad taternickich. Jednak gdy te nowoczesne reguły (sportowe i nie tylko) chce się zbyt jednoznacznie dopasowywać do starych zasad, to najczęściej okazuje się, że w takiej korelacji coś zgrzyta. Dlatego w niniejszym opracowaniu przyjęto najogólniej, że drogi taternickie to takie drogi, które pokonywane są z reguły od podstawy szczytu czy ściany aż do wierzchołka, a służące 48 Taternik 2 z 2018 TATRY TATRY Taternik 2 z 2018 49 do przejścia ubezpieczenia czy też sztuczne ułatwienia instalowane były w trakcie samego przejścia (ewentualnie częściowo podczas wcześniejszej próby). Decydującym parametrem klasyfikującym dokonania taternickie są w pierwszej kolejności pierwsze wejścia i przejścia – a więc eksploracja, a w czasach coraz nam bliższych również stopień trudności tych dokonań. Masowość działalności taternickiej zasygnalizowana jest w kronice powtórzeń. Na koniec jeszcze jedno pojęcie, które około wieku nieustannie towarzyszy historii taternictwa i wymaga tutaj, na samym początku, nieco szerszego objaśnienia, aby było przynajmniej częściowo jednoznaczne aż do ostatniego tomu tej historii, czyli do końca XX wieku. Otóż w tomie pierwszym „Wielkiej Encyklopedii Gór i Alpinizmu” można znaleźć podhasło: wspinaczka klasyczna, podczas której alpinista (wspinacz) wykorzystuje wyłącznie naturalne urzeźbienie terenu, a sprzęt wspinaczkowy (lina, karabinki, haki itp.) służy mu do asekuracji. W tego typu wspinaczce tzw. czynne użycie sprzętu, np. wykorzystanie wbitego haka jako chwytu lub zawiśnięcie na linie w celu wykonania na niej wahadła, uznaje się za niezgodne z etyką.

Definicja ta, sama w sobie poprawna, nie wymaga wyjaśnienia, skąd się wzięły ten „wbity hak” czy lina do „zawiśnięcia”. Jednakże wspinaczka jest tylko jednym z całego szeregu elementów stanowiących istotę alpinizmu i taternictwa. Należą do nich m.in.: asekuracja i umiejętność posługiwania się sprzętem alpinistycznym, orientacja w terenie, także w trudnych warunkach pogodowych, znajomość niebezpieczeństw gór, biwaki, podejścia, zejścia i powroty, jak i związane z tymi czynnościami strategia, taktyka i filozofia. Dlatego konieczne jest tutaj uwzględnienie również historycznego pochodzenia pojęcia „klasyczny”. Wzorcem wspinaczki klasycznej jest sposób jej uprawiania przez alpinistów w drugiej połowie XIX wieku (klasyczny okres alpinizmu), kontynuowany jeszcze na początku XX wieku przez jego epigonów, w okresie zaliczanym już do nowoczesnego alpinizmu – czyli w czasie dynamicznego rozwoju alpinizmu w Alpach. Do najaktywniejszych (klasycznych) alpinistów tego okresu należeli między innymi: Horace Walker, Hermann von Barth, Paul Güßfeldt, William Augustus Breevort Coolidge, A. Federic Mummery, bracia Zsigmondy, Ludwik Purtscheller, Georg Winkler, Tita Piaz, Paul Preuss i Hans Dülfer, a także towarzyszący im przewodnicy. W Tatrach w latach klasycznego okresu alpinizmu alpejskiego obserwuje się stagnację, a nawet pewien regres („chałubińszczyzna”) taternictwa. Okres jego dynamicznego rozwoju, odpowiadający alpejskiemu (zwłaszcza pod względem trudności pokonywanych dróg), nastąpił z kilkudziesięcioletnim opóźnieniem i w zasadzie był porównywalny z tym, co miało tutaj miejsce w trzech pierwszych dekadach XX wieku. Nie będzie chyba błędem uznanie za „klasyków” taternictwa takich postaci jak między innymi: Janusz Chmielowski, Simon Häberlein, Alfred Martin, Zygmunt Klemensiewicz, Roman Kordys, Aleksander Znamięcki, bracia Komarniccy, Władysław Kulczyński jun., zdobywcy południowej ściany Zamarłej Turni, Mieczysław Świerz, a także Wiesław Stanisławski i jemu współcześni. Ci „klasycy”, pierwsi w Alpach, drudzy w Tatrach, powinni się wspinać „klasycznie”, czyli jak? Starając się znaleźć odpowiedź na to pytanie, byłem coraz bardziej zdezorientowany.

 width=

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że wspinanie klasyczne to przecież wspinanie z przewodnikami, bo tak właśnie wspinała się większość alpinistów (zwłaszcza alpejskich)! Przewodnik prowadzący najczęściej wspinał się „na pierwszego”, ewentualnie z raczej iluzoryczną asekuracją, alpinista zaś był asekurowany z góry. Ale nie było to regułą. Nieraz się zdarzało, że prowadzenie, i to w trudniejszych miejscach, przejmował dobry alpinista lub cały zespół poruszał się bez asekuracji; zdarzały się także (nierzadko) wejścia czy przejścia samotne. Na początku XX wieku wśród klasyków zaczęło się rozwijać wspinanie bez przewodników. Drugi, główny, aspekt „klasycznego” wspinania lub lepiej alpinizmu czy taternictwa – to „wspinanie bez sztucznych ułatwień”. Dla większości alpejskich klasyków temat nieistniejący. Jednak byli wśród nich zarówno promotorzy nowych technik wspinaczkowych, jak i ekstremalni puryści, wykluczający w ogóle asekurację podczas wspinaczki. W Tatrach aż do początku XX wieku sztuczne ułatwienia nie stanowiły żadnego problemu; korzystali z nich, gdzie tylko się dało, wszyscy bez wyjątku taternicy i przewodnicy, nie rozpisując się na ogół na ten temat. Również klasyczni epigoni z następnych dwóch dekad tego wieku, nawet ci, którzy ideologicznie odrzucali korzystanie z tej techniki, przy rozwiązywaniu trudniejszych problemów tatrzańskich zawieszali chwilowo swoją ideologię. Za pomocą sztucznych ułatwień zdobyto między innymi Ostry Szczyt i pokonane zostały takie „klasyki” jak południowa ściana Zamarłej Turni czy lewa część pn.-zachodniej ściany Galerii Gankowej. Zasady „klasycznego” taternictwa chyba najtrafniej sformułował największy tatrzański klasyk Janusz Chmielowski: „W górach, podobnie jak w życiu, gdy nie można tak, to trzeba inaczej”. Tak więc używanie sztucznych ułatwień należy od zawsze do klasycznego repertuaru tatrzańskich dokonań. W niniejszym opracowaniu będę skwapliwie unikał tego tak uniwersalnego i zarazem bałamutnego taternickiego pojęcia („klasycznie”), natomiast nieraz będę się posługiwał określeniem „bez pomocy sztucznych ułatwień”.

Udostępnij wpis

Przeczytaj również