Wypadki taternickie 13 marca – 2 czerwca 2021 r.

19 lipca, 2021

Analiza

Pisze: Adam Marasek, ratownik TOPR, instruktor narciarstwa wysokogórskiego PZA, przewodnik IVBV, przewodnik tatrzański I klasy

Wiosną zima odrabiała śniegowe zaległości. Już dawno o tej porze roku
nie było takich opadów. Przełożyło się to na niekorzystne warunki
do wspinaczki, pozatrasowych zjazdów i turystyki. 2 czerwca doszło
do wypadku lawinowego na południowym zboczu Koziego Wierchu,
co pośrednio świadczy o dużych „wiosennych opadach”.

13 marca

Po godz. 17.30 do TOPR zadzwonił jeden z dwóch taterników (schodzących
prawdopodobnie po wspinaczce z rejonu Kościelca), informując, że znajdują się w Dolinie Stawów Gąsienicowych pomiędzy Dwoistym Stawem a Kurtkowcem, a jego partner źle się poczuł. Jest osłabiony, ma mdłości,
opadł z sił tak, że samodzielnie nie dotrze do schroniska. Potrzebna pomoc.
Z Murowańca naprzeciw taternikom wyjechał skuterem pełniący tam dyżur ratownik, który dotarł do nich o 18.30. Po udzieleniu pierwszej pomocy zwiózł ich do schroniska, dalej na Brzeziny, skąd własnym transportem mieli się udać do szpitala.

14 marca

Po godz. 15 powiadomiono Centralę TOPR, że na wschodnich zboczach
Beskidu doszło do wypadku skitourowego. Podczas zjazdu narciarka przewróciła się i zsunęła około 200 m zboczem, uderzając po drodze w wystające skały. Doznała złamania nogi, mocnych otarć i potłuczeń. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu w pobliżu narciarki desantowali się ratownicy, którzy przystąpili do udzielania pierwszej pomocy. Ranną włożono do noszy francuskich, w których wraz z towarzyszącym jej ratownikiem została windą wciągnięta na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowana do szpitala.

27 marca

Tego dnia na Kazalnicy Cubryńskiej wspinały się dwa zespoły taterników:
jeden trzyosobowy, drugi dwuosobowy. Zespół dwuosobowy około godz. 18 wycofywał się ze ściany zjazdami. Podczas kolejnego zjazdu jeden z taterników zahaczył rakiem o łydkę, w wyniku czego doznał rany szarpanej
i krwawienia. Będący na stanowisku kolega opuścił go w dogodne miejsce
(Ogród Cubryński) i zjechał do niego. Ponieważ nie mogli odnaleźć kolejnego stanowiska zjazdowego, zbudowali stanowisko z dwóch punktów (haków?) i kontuzjowany taternik rozpoczął kolejny zjazd (opuszczanie przez partnera).
W tym czasie do jego stanowiska dojechało dwóch taterników z trzyosobowego zespołu. Pierwszy wpiął się do tego stanowiska, drugi, dojeżdżając, złapał się pętli stanowiskowej. Stanowisko zostało wyrwane. Dojeżdżający taternik instynktownie złapał się liny zjazdowej, zmniejszając nieco obciążenie stanowiska. Wszyscy zaczęli zsuwać się po śniegu. Dzięki czekanom udało im się wyhamować zjazd i upadek z wysokości. Zatrzymali się przed wystramiającym się terenem.
Powiadomiono TOPR. Ratownicy z centrali, mający połączenie telefoniczne z taternikami, odradzali im dalsze zjazdy w ciemności. Ze względu
na krwawiącą ranę w nodze taternicy z dwuosobowego zespołu zadecydowali, że będą dalej zjeżdżać do podstawy ściany. Tym bardziej, że udało im się odnaleźć stałe na tej drodze stanowisko zjazdowe. Poprosili o pomoc w transporcie rannego spod ściany. Z centrali wyruszyło ośmiu ratowników, po godz. 23 dotarli oni do taterników, którzy w tym czasie zjechali też pod ścianę. Stamtąd ratownicy przetransportowali rannego do Morskiego Oka i dalej samochodem do szpitala. Trójkę pozostałych taterników, którym nic nie dolegało, poproszono, by zabiwakowali do rana, żeby przy użyciu śmigłowca stamtąd ich ewakuować.
Wcześnie rano wystartował śmigłowiec, ale nie był w stanie przebić się przez chmury, więc musiał lądować na Włosienicy i czekać na poprawę widoczności.
Z chwilą poprawy pogody śmigłowiec poleciał po taterników, którzy zostali
wciągnięci windą na jego pokład i około godz. 10 przetransportowani do Morskiego Oka.
Taternicy działający na Cubrynie mogą mówić o ogromnym szczęściu, gdyż
do wyrwania stanowiska doszło w niezbyt stromym, zasypanym mokrym
śniegiem terenie. Gdyby nie to, prawdopodobieństwo upadku eksponowanym skalnym terenem do podstawy ściany byłoby wielkie.

9 kwietnia

Po godz. 10.50 do TOPR zadzwonił turysta, świadek zdarzenia, informując,
że przed chwilą wschodnimi zboczami Kopy Kondrackiej zeszła lawina,
którą podciął pod granią narciarz skitourowy, ale na szczęście nie został
przez nią porwany. Dzwoniący nie był w stanie na sto procent potwierdzić,
czy przez lawinę nie zostali ogarnięci inni narciarze i turyści. We wskazany rejon wystartował śmigłowiec, z którego z powietrza spenetrowano
lawinisko.
W tym czasie w rejon lawiniska dotarł znajdujący się na Kondratowej ratownik. Porozmawiał ze świadkami zdarzenia, którzy potwierdzili, że nikt nie został porwany. Ratownik rozmawiał również z narciarzem, który podciął lawinę, potwierdził on, że był sam, a przed zejściem lawiny nikogo nie widział w rejonie, którym zeszła lawina.

1 maja

Po godz. 21.20 do TOPR zadzwonił taternik z prośbą o pomoc dla partnera,
który zasłabł i nie jest w stanie kontynuować zejścia. Wspinali się cały dzień
w rejonie Mnicha. Mieli mało picia i jedzenia. Są na Ceprostradzie w rejonie odejścia szlaku na Wrota Chałubińskiego. Z centrali do Morskiego Oka
wyjechało pięciu ratowników, a z Morskiego Oka w rejon zdarzenia wyruszył pełniący dyżur ratownik, który przed godz. 23 dotarł do taterników.
Po ogrzaniu i napojeniu herbatą okazało się, że osłabiony taternik powoli
wraca do sił. W tym czasie na miejsce dotarła również ekipa z Zakopanego
i rozpoczęto sprowadzanie taternika. Tuż po północy dotarli do schroniska
nad Morskim Okiem. Tam zostali taternicy, a ratownicy po godz. 1 w nocy
wrócili do centrali.

9 maja

O godz. 9 do TOPR zadzwonił jeden z trzech taterników wspinających się Super Diretissimą na północnej ścianie Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego, mówiąc, że prowadzący I wyciąg partner odpadł i w wyniku około 80-metrowego lotu doznał kontuzji nogi, ręki oraz mocnych otarć i potłuczeń. Poszkodowany znajduje się w górnej części Małego Bandziocha. Drugi partner jest przy nim, a dzwoniący na stanowisku powyżej.
Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu powyżej taterników desantował się jeden z ratowników, który wisząc na linie śmigłowcowej windy, przy użyciu wiertarki założył stanowisko. Do niego desantowali się kolejni dwaj ratownicy ze stosownym sprzętem. Po desancie śmigłowiec odleciał do bazy, a ratownicy zjechali do rannego i rozpoczęli udzielanie pierwszej pomocy. Ze względu na odniesione obrażenia włożono go do noszy francuskich i wezwano śmigłowiec.
Po przylocie ranny taternik wraz z towarzyszącym mu ratownikiem został
windą wciągnięty na jego pokład. W kolejnym nalocie na pokład wciągnięto
dwóch ratowników wraz ze sprzętem i śmigłowiec odleciał do bazy. Tam po
godz. 11 rannego przekazano załodze karetki pogotowia. Trudna technicznie akcja od momentu zawiadomienia o wypadku do przekazania trwała niecałe2 godziny.
(Ratownicy nie mieli czasu na to, by porozmawiać o tym, jak doszło do
wypadku)
.

 class=

Udostępnij wpis

Przeczytaj również