Wrocławska wyprawa w Karakorum 1975

28 lipca, 2016

z13553633Q

 

Na liście 115 szczytów wznoszących się ponad 7300 m. sporządzonej przez wybitnych znawców gór, Guntera O. Dyhrenfurtha i Andersa Bolindera, znajduje się 14 masywów przekraczających magiczną granicę 8000 m. Oprócz głównych szczytów tych masywów, autorzy listy wymieniają jeszcze łącznie 25 wierzchołków wyrastających ponad 8000 m. z których kilka ma nawet własne nazwy. Wśród owych 14 ośmiotysięczników masyw Broad Peak wyróżnia się swą budową: nie tworzy on zwartego szczytu z małymi bocznymi wierzchołkami, lecz składa się z dwóch wybitnych wierzchołków, nieznacznie tylko różniących się wysokością i rozdzielonych głęboką przełęczą. Na fakt ten zwrócił uwagę Gunter O. Dyhrenfurth już w r. 1965, pisząc w miesięczniku „Alpinismus”: „Przełęcz miedzy głównym szczytem a środkowym wgłębia się mimo wszystko do ok. 7800 m. Chodzi tu o okrągło 200 m różnicy poziomów (…). Broad Peak Środkowy jest więc chyba ze wszystkich dotąd nie pokonanych wierzchołków ośmiatysięczników najbardziej samodzielny.”

Fakt ten mieliśmy też na uwadze, wybierając dziewiczy Broad Peak Middle za cel naszej wyprawy. Chodziło nam przy tym również o dokonanie wejścia na szczyt 8-tysięczny, co się dotąd Polakom nie udawało.

Masyw Broad Peaku składa się właściwie z 3 wybitnie wyodrębnionych wierzchołków. Najwyższy liczy 8052 (8047) m, środkowy 8016 m. a północny — 7721 m. Dla Broad Peak Middle spotkać też można w publikacjach wysokość 8000 m. Przyjęta przez nas kota 8016 m jest używana w oficjalnych dokumentach pakistańskich, podają ją też w swoich książkach tak wytrawni autorzy, jak Marcus Schmuck, kierownik wyprawy austriackiej na Broad Peak Główny, oraz Karl Herrligkoffer. W piśmiennictwie światowym przyjęła się dla całego masywu angielska nazwa ..Broad Peak”, choć niewątpliwie popraw-niejsza jest inna, oparta na narzeczach i toponimii miejscowej: Falchan Ri lub Falchan Kangri.

Z uzyskaniem zezwolenia na nasz cel nie mieliśmy, o dziwo, żadnych trudności. Otrzymaliśmy je w lutym 1975 za pośrednictwem Ambasady Pakistanu w Warszawie, bez kłopotu też później nam je przedłużono.

Wyprawę przygotowywało początkowo Koło Wrocławskie KW, a następnie Klub Wysokogórski we Wrocławiu przy współudziale AKA we Wrocławiu oraz Grupy Sudeckiej GOPR. Mecenasami wyprawy byli wojewoda wrocławski, mgr inż. Zbigniew Nadratowski oraz ówczesny prezydent miasta, dr Marian Czuliński. Opieki i pomocy w pracach organizacyjnych udzieliły nam Wydział Ekonomiczny KW PZPR oraz Wydział KFiT Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu. Wyprawie pomogło również wiele zakładów pracy z Dolnego Śląska, które przygotowały odpowiedni sprzęt. Ze znaną już alpinistom życzliwością Jelczańskie Zakłady Samochodowe wypożyczyły nam samochód Jelcz 315-M, który spisywał się w dalekiej drodze doskonale. Sprzęt wspinaczkowy został zakupiony głównie w austriackiej firmie ,.Stubai” oraz we francuskiej Camping Gaz International. Butle tlenowe oraz aparaty do oddychania wypożyczył wyprawie Polski Klub Górski zaś radiotelefony ..Klimek” — Polski Związek Alpinizmu. Kierownikiem wyprawy został Janusz Fereński, a w jej skład weszli: Stanisław Anioł, Tadeusz Barbacki (kierowca). Roman Bebak, Kazimierz Głazek (zastępca kierownika). Wojciech Jonak (lekarz), Zbigniew Jurkowski. Jan Juszkiewicz. Marek Kęsicki, Janusz Kuliś, Bohdan Nowaczyk, Marian Sajnog (kierowca), Andrzej Sikorski. Andrzej Skoczylas (operator filmowy) oraz Jerzy Woźnica.

PODRÓŻ I PRZEMARSZ W GÓRY

2 — 21 maja: przejazd samochodu na trasie Wrocław — Islamabad. Samochód prowadzili T. Barbacki i M. Sajnog, towarzyszył im. J. Kuliś, 23 — 28 maja: przelot i przejazd pozostałych uczestników wyprawy z Wrocławia do Islamabadu.

28 maja 13 czerwca: załatwianie formalności w Islamabadzie i Rawalpindi. 1 — 3 czerwca: odprawa w Ministry of Minorities Affairs and Tourism (Tourism Division) w Rawalpindi: zakupy dodatkowej żywności dla tragarzy i ubezpieczenie tragarzy. Do wyprawy przydzielono nam oficera łącznikowego kapitana Abdula Gnani.

3 — 13 czerwca: oczekiwanie na campingu w Islamabadzie na lot samolotu transportowego do Skardu. W rejonie Nanga Parbat panują złe warunki atmosferyczne. 13 czerwca przelot wyprawy wraz z całym bagażem. 14 czerwca: pobyt w Skardu; końcowe zakupy (benzyna i mąka) oraz zaangażowanie 20 tragarzy wraz z sirdarem.

15 — 16 czerwca: przejazd traktorami i jeepami do odległej o 52 mile miejscowości Baha oraz wynajęcie 145 tragarzy. Stąd wymarsz karawany złożonej ze 165 tragarzy do odległej o 3 mile miejscowości Dassu. W Baha spotkaliśmy schodzącą z góry wyprawę angielską, którą tragarze porzucili po większym opadzie śniegu na lodowcu Biafo. Anglicy pozostawili tam całe wyposażenie, zeszli tylko z osobistym sprzętem. Wieczorem w Dassu przetrzymaliśmy pierwszy strajk tragarzy, którzy domagali się wypłacania wynagrodzenia codziennie — wbrew umowie, na mocy której wypłata miała nastąpić po doniesieniu bagaży do bazy.

20 czerwca: dojście do Askole — ostatniej wioski przed lodowcem Bałtoro. Dzień odpoczynku oraz wymiana 60 tragarzy. 24 czerwca doszliśmy do czoła lodowca Baltoro. Biwak w Paiju (ostatnie miejsce z drzewami).

25 czerwca spotkaliśmy schodzącą z góry wyprawę francuską z Lionu, która dokonała drugiego wejścia na Gasherbrum II. 26 czerwca dotarliśmy do miejsca zwanego Urdukas na lodowcu Baltoro, (ostatni dogodny biwak). Tutaj nastąpił kolejny strajk tragarzy. Zażądali podwojenia stawki, tj. 80 rupii dziennie. I tym razem udało nam się starcie wygrać i karawana ruszyła dalej, by 29 czerwca dotrzeć do tzw. Concordii (4630 m).

30 czerwca: załamanie pogody; 60 tragarzy porzuca ładunki i ucieka na dół. Czwórka R. Bebak, M. Kęsicki, J. Woźnica i A. Sikorski wraz z 26 tragarzami wchodzi na lodowiec Godwin Austin. Na kamienistej morenie środkowej lodowca, tuż pod zachodnim filarem Broad Peak Middle, na wysokości 4950—5000 m zakładają bazę wyprawy. Korzystając z pomocy tylko 6 tragarzy, w dniach 1 — 5 lipca stopniowo przenieśliśmy tu ładunki z Concordii. Łącznie do bazy dotarło 88 ładunków po około 30 kg każdy, nie wliczając w to osobistych plecaków uczestników. Dzięki długiej wędrówce z obciążeniem, wszyscy uczestnicy czuli się bardzo dobrze i lekarz w bazie nie stwierdził u nikogo dolegliwości związanych z wysokością.

ZAKŁADANIE OBOZÓW

Drogę na szczyt zaplanowaliśmy wprost do góry zachodnią grzędą wyprowadzającą na szerokie śnieżne pola, ciągnące się pod przełęcz pomiędzy oboma wierzchołkami: głównym i środkowym. Podobnie szli Austriacy w r.

1957, kiedy to pod wodzą Marcusa Schmucka zdobyli główny wierzchołek masywu Broad Peak. W dniu 3 lipca R. Bebak f M. Kęsicki wyszli z bazy przez lodowiec pod ścianę i odszukali dwa żleby, którymi wiodła droga Austriaków. Wspinali się nimi aż do momentu, gdy zatrzymał ich trudny lodospad. Zostawili trochę sprzętu (m. in. namiot i dwie liny) i wrócili do bazy. 4 lipca K. Głazek, B. Nowaczyk i A. Sikorski pokonali komin w całości i dotarli do początku stromego pola lodowo-śnieżnego o długości około 500 m i nachyleniu 40—45°, wyprowadzającego na ostrze filara. W kominie zostały rozpięte liny poręczowe (5 po 80 m). Stopień trudności tego odcinka zespół ocenił na IV-V, w zależności od warunków lodowych. Wyniesiono część sprzętu i żywności do założenia obozu I. Stwierdzono, że w ciągu dnia przy słonecznej pogodzie przejście komina jest niebezpieczne. Wszystkie zespoły otrzymały więc polecenie wychodzenia do obozu I i schodzenia w dół we wczesnych godzinach rannych lub też tuż przed zmrokiem. Jak już wspomniano, 5 lipca zakończony został transport ładunków z Concordii do bazy. W tym samym dniu przyszła ze Skardu, wraz z dwoma kurierami pracującymi dla telewizji pakistańskiej, uczestniczka wyprawy kobiecej na Gasherbrum III. Ewa Abgarowicz. O fakcie tym została poinformowana przez radiotelefon Wanda Rutkiewicz (łączność z wyprawą kobiecą możliwa była tylko z Concordii).

7 lipca z bazy wyruszyły 3 zespoły z zamiarem założenia obozu I. Tworzyli je: R. Bebak. M. Kęsicki i J. Woźnica; K. Głazek, B. Nowaczyk i A. Sikorski oraz J. Fereński, S. Anioł, W. Jonak, J. Kuliś, A. Skoczylas i Z. Jurkowski. O godzinie 14 dotarliśmy do miejsca, gdzie stał obóz I wyprawy austriackiej z 1957 r. Po dobudowaniu z kamieni drugiej platformy, został założony obóz I (5800m), składający się z dwóch namiotów typu „Turnia II”. Zanocowały w nim grupy K. Głazka i R. Bebaka. W tym samym dniu wyniesiono do obozu I wyposażenie konieczne do założenia obozu II.

Zespoły, które nocowały w obozie I, 8 lipca wyruszyły do góry, celem założenia obozu II. Droga została poprowadzona ściśle ostrzem filara, odmiennie niż austriacka w r. 1957. Austriacy poszli w prawo, trawersując stromy lawiniasty kocioł, i weszli na przełęcz, z której zaczyna się lodowiec Broad Peak. Droga wprost w górę filarem była znacznie trudniejsza, ale też bezpieczniejsza. O godzinie 17 zespół doszedł na wysokość około 6700 m. nie znajdując dogodnego miejsca do rozbicia obozu, zostawił więc sprzęt i wrócił do obozu I, gdzie zanocował ponownie, by następnego dnia zejść do bazy. 9 lipca z bazy z transportem sprzętu i żywności dla obozów II i III wyruszyła większa grupa: J. Fereński, S. Anioł, J. Kuliś, T. Barbacki, A. Skoczylas, E. Abgarowicz, J. Juszkiewicz oraz oficer łącznikowy kpt. Abdul Ghani. O godzinie 14 dotarła ona do obozu I, gdzie zatrzymali się S. Anioł, J. Kuliś, E. Abgarowicz, A. Skoczylas i J. Fereński. Pozostali wrócili do bazy. 10 lipca zespół J. Fereńskiego wyruszył w górę, około godziny 16 docierając do pozostawionego sprzętu, z którym zszedł w dół 160 m i na wysokości ok. 6550 m założył obóz II. Na filarze pomiędzy obozami I i II rozpięto na progach skalnych łącznie 280 m lin poręczowych (trudności w stopniu III-IV). Nasz obóz II został założony około 150 m wyżej, niż „dwójka” wyprawy austriackiej. W obozie tym zanocowali J. Kuliś i A. Skoczylas (w tym dniu rozbito tylko jeden namiot) zaś J. Fereński, S. Anioł i E. Abgarowicz zeszli do obozu I.

11 lipca zespół J. Fereńskiego wrócił do bazy, zaś z bazy do góry ruszyły zespoły R. Bebaka i K. Głazka, celem założenia obozu III. Tego dnia dotarły one do „jedynki”, zaś 12 lipca do obozu II, gdzie rozbiły drugi namiot typu „Turnia II”. Z bazy do obozu I z transportem sprzętu doszli W. Jonak i J. Juszkiewicz, którzy tu nocowali. 13 lipca zespoły K. Głazka i R. Bebaka ruszyły z obozu II w górę. Drogę w dalszym ciągu prowadzono wprost do góry, kierując się na grzędę wyprowadzającą na pola lodowo-śnieżne, ciągnące się do przełęczy. Około godziny 17 obie grupy dotarły na wysokość 7200 m, do miejsca, w którym grzęda zanika i rozpoczynają się wspomniane pola. Wchodząc stromym polem lodowym wprost na grzbiet grzędy, zespól założył obóz III —• około 200 m wyżej, aniżeli uczyniła to wyprawa Schmucka. Obóz został rozbity na skałach, w miejscu osłoniętym przed lawinami. Podobnie jak poprzednio wyprawy niemiecka i austriacka, nie widzieliśmy możliwości założenia wyższego obozu, a to ze względu na stałe zagrożenie lawinami pól lowodo-śnieżnych. Na drodze z obozu II do III rozpięto około 300 m lin poręczowych. W obozie III rozbite zostały 2 namioty „Turnia II” i obydwa zespoły pozostały w nich do 14 lipca. W tym samym czasie J. Juszkiewicz i W. Jonak wynieśli wyposażenie do obozu II i po południu wrócili do bazy.

12 i 13 lipca odwiedzili nas uczestnicy amerykańskiej wyprawy na K2, którzy schodzili w dół. 14 lipca nastąpiło załamanie pogody z opadami śniegu, które trwało do 17 lipca. Grupy K. Głazka i R. Bebaka zeszły z obozu III w ciągu 7 godzin wprost do bazy. Następnie T. Barbacki, K. Głazek, J. Woźnica, A. Sikorski, J. Juszkiewicz, Z. Jurkowski, A. Skoczylas i E. Abgarowicz odwiedzili bazę amerykańską pod zachodnią ścianą K2, położoną na wysokości około 5300 m.

18 lipca zespół pod kierownictwem S. Anioła (W. Jonak, A. Skoczylas i E. Abgarowicz) wyszedł z bazy, celem wyniesienia żywności.

19 lipca z bazy wyruszyli K. Głazek (kierownik zespołu), A. Sikorski, B. Nowaczyk i M. Kęsicki, aby dokonać próby wypadu w kierunku szczytu. W obozie II do tej czwórki miał dołączyć J. Kuliś. Uzgodniony z Głazkiem plan zakładał, że w dniu 22 lipca cały zespół uda się w kierunku przełęczy. Jeśliby osiągnął przełęcz w godzinach południowych, Głazek w porozumieniu z kierownikiem wyprawy miał zadecydować o podjęciu ataku na szczyt. W przypadku późnego dotarcia do przełęczy, zespół miał zostawić część sprzętu i ewentualnie linę poręczową oraz wrócić na dół. Wypad miał charakter rekonesansowy i głównym jego celem było zbadanie możliwości wejścia na szczyt od przełęczy.

20 lipca J. Kuliś, E. Abgarowicz i A. Skoczylas zostali w obozie II, zaś S. Anioł i W. Jonak dotarli do obozu III, donosząc tam sprzęt i żywność. W tym samym dniu cały zespół S. Anioła wrócił do obozu I. 21 lipca z obozu II do III przeszli K. Głazek, M. Kęsicki, B. Nowaczyk, J. Kuliś i A. Sikorski. 22 lipca o godzinie 1 K. Głazek poinformował przez radiotelefon, że pada gęsty śnieg i wieje wiatr, w związku z czym pozostają w obozie. O godzinie 8 Głazek podał, że pogoda nie uległa poprawie i że zespół schodzi w dół do bazy. Załamanie pogody trwało od 22 do 25 lipca.

PRZED OSTATECZNYM ATAKIEM

W trakcie akcji zakładania i ekwipowania obozów, 3 obozy zostały wyposażone w żywność, każdy w ilości wystarczającej dla 6 osób na 4-6 dni. W obozach I i II znajdowało się po jednej butli z tlenem, natomiast w obozie III 3 butle oraz dwa aparaty oddechowe. Ponadto w obozie III mieliśmy 3 liny podciągowe, komplet sprzętu wspinaczkowego (karabinki, haki, śruby lodowe) oraz zapasowy namiot. Plan ataku szczytowego opracowany został w oparciu o doświadczenia wyprawy austriackiej z r. 1957, która zdobyła główny wierzchołek Broad Peaku. Czteroosobowy zespół austriacki bez sprzętu biwakowego dokonał w ciągu jednego dnia wejścia z obozu III (6950 m) na szczyt oddalony od przełęczy o około 1,5 km, oraz w tym samym dniu w godzinach nocnych zszedł do obozu III. Nasz plan był następujący: dwa zespoły pod kierownictwem R. Bebaka (M. Kęsicki i J. Kuliś) oraz K. Głazka (B. Nowaczyk i A. Sikorski) miały wspólnie dotrzeć na przełęcz, idąc podobnie jak Austriacy, jednak z lekkim sprzętem biwakowym (płachty biwakowe z folii, kurtki puchowe, spodnie ocieplane). Każdy z zespołów posiadać miał linę podciągową długości 60 m, haki, śruby lodowe, karabinki i młotki. Plan ataku dwoma zespołami został ustalony wspólnie przez wszystkich uczestników obu grup. Do przełęczy (7800 m) podejście było długie i uciążliwe, lecz nietrudne technicznie. Teren ten był co prawda zagrożony lawinami, ale jedynie w przypadku załamania pogody. Dopiero tuż pod przełęczą i nad przełęczą znajdowały się główne trudności lodowo-skalne. W razie jakiejkolwiek niedyspozycji nad przełęczą lub też odpadnięcia któregoś ze wspinaczy, udzielenie pomocy z odległego obozu III nie byłoby w odpowiednim czasie możliwe, również sprowadzenie na dół jednej osoby (w razie zaistnienia wypadku) mało prawdopodobne. Należy przy tym dodać, że przypadku załamania pogody, udzielenie pomocy z obozu III grupie będącej na przełęczy praktycznie nie wchodziło w rachubę ze względu na zagrożenie lawinami. Również śnieżyca i mgła wykluczały podejście z obozu III na przełęcz, gdyż na tak rozległych polach śnieżno-lodowych istniało małe prawdopodobieństwo znalezienia właściwego kierunku marszu. Wszystkie te względy zadecydowały o tym, że postanowiliśmy atakować szczyt dwoma zespołami.

Członkowie obu grup szturmowych znajdowali się aktualnie w formie lepszej niż reszta uczestników wyprawy. Każdy z nich miał przeciętnie po 4 do 5 wyjść z bazy w górę, zaś K. Głazek, A. Sikorski, B. Nowaczyk i M. Kęsicki dwukrotnie nocowali w obozie III. R. Bebak i J. Kuliś mieli po jednym noclegu w tym obozie. W porównaniu z aklimatyzacją wyprawy Schmucka, nasza była znacznie lepsza (dwa wyjścia na 7200 m), co dawało nam zupełnie realną szansę przeprowadzenia ataku szczytowego w ciągu jednego dnia, zwłaszcza, że wierzchołek Broad Peak Middle znajdował się nad przełęczą, a nie na końcu kilometrowej grani szczytowej. Oba zespoły miały iść razem, zmieniając się w torowaniu, i w razie jakichkolwiek trudności (choroba, załamanie pogody itp.) pomagać sobie wzajemnie w zejściu. W przypadku osiągnięcia przełęczy przez oba zespoły w dobrej kondycji, atak szczytowy mógł być przeprowadzony przez obie grupy. Kierownicy obu zespołów mieli informować kierownika wyprawy o przebiegu ataku, a także o wszelkich zmianach w zespołach. Plan ataku wykluczał biwak i w razie załamania pogody lub nieosiągnięcia szczytu w godzinach wieczornych, zespoły miały się cofnąć do obozu III. Każdy z uczestników posiadał lampę czołową, a każdy z zespołów — radiotelefon.

26 lipca z bazy do ataku szczytowego wyruszyły dwa zespoły w składzie: K. Głazek (kierownik), A. Sikorski i B. Nowaczyk oraz R. Bebak (kierownik), M. Kęsicki i J. Kuliś. Około godziny 16 cała szóstka dotarła do obozu II i zanocowała w nim. (Należy przy tym wspomnieć, że w trakcie poprzednich wejść do obozu III uczestnicy grupy szturmowej etapy z obozu do obozu pokonywali w 31/2 do 4 godzin — z obciążeniem od 12 do 15 kg). Następnego dnia z bazy do obozu I wyszli J. Fereński, J. Juszkiewicz, J. Woźnica oraz oficer łącznikowy, kpt. Abdul Ghani. J. Fereński z powodu choroby (angina) zawrócił na wysokości 5300 m, pozostali dotarli do obozu I. W przypadku powodzenia ataku szczytowego, grupa J. Juszkiewicza miała pomóc zespołom szczytowym w likwidacji obozów i w zejściu. W tym samym dniu (27 lipca) zespoły K. Głazka i R. Bebaka doszły do obozu III.


Janusz Fereński „Wrocławska wyprawa w Karakorum 1975 „, Taternik 1/1976 – pierwsza część sprawozdania z wyprawy na Broad Peak Środkowy w 1975 roku.


 

Na zdjęciu: Uczestnicy wyprawy Klubu Wysokogórskiego we Wrocławiu na Broad Peak Środkowy w bazie. Od lewej, siedzą w pierwszym rzędzie: oficer łącznikowy Abdul Ghani, Janusz Fereński, Zbigniew Jurkowski i Jerzy Woźnica; w drugim rzędzie: Bogdan Nowaczyk, Kazimierz Glazek, Tadeusz Barbacki, Roman Bebak, Stanisław Anioł i Wojciech Jonak; stoją: Andrzej Sikorski, Marek Kęsicki, Jan Juszkiewicz, Marian Sajnóg i Janusz Kuliś.

Udostępnij wpis

Przeczytaj również