W Tatrach pogrążony bez reszty. Rzecz o Władysławie Cywińskim

14 listopada, 2019

Kiedy rozmawiam z ludźmi żywo zajmującymi się Tatrami, często słyszę, że „Włodek zrobiłby to tak, Włodek oceniłby to inaczej, Włodek…..”. Kiedy za ocenę Władysława Cywińskiego biorą się Antoni Kroh, Robert Janik, Jan Krzysztof, Paweł Skawiński czy Piotr Konopka, domyślam się, że wchodzi on już do panteonu tatrzańskich legend.

 width=

Włodek. Władysław Cywiński” Stapis 2019

Władysław Cywiński, taternik i alpinista, przewodnik i ratownik, autor dziewiętnastu tomów przewodnika wspinaczkowego, „zginął śmiercią naturalną”, odpadając od skały. I nie zgodzę się, że zginął głupio. Wszystko tu było na swoim miejscu. Trwające setki milionów lat Tatry i zaledwie 74-letni Cywiński, który chciał tylko poznać ich zewnętrzną warstwę z dociekliwością człowieka.

Włodek” – album wspomnieniowy wydawnictwa Stapis, jednego z nielicznych, które swoją działalność rozumie jako misję, zawiera zarówno obrazy, jak i słowa. Obrazy ułomne w dobrym rozumieniu tego słowa i ułomne z dzisiejszej perspektywy – programów korygujących każdy element ludzkiej czułości na kształt i światło. Piszą o tym autorzy we wstępie, tłumacząc niedokończoność i surowość fotografii. Niesłusznie. One nie są niedokończone. One stanowią żywy zapis swoich czasów i nie chcę ich wcale podnosić do rangi sztuki, ale są one kwintesencją szczegółu, światłoczułym szkicem topograficznym. Być może służyły jako notatnik do kolejnych tomów „Przewodnika…”, może były tylko szkicownikiem do przyszłych wejść, zapasem pomysłów na jutro i pojutrze. I mimo że to zdjęcia surowe, czasem nieostre, są bardziej autentyczne niż przerysowane w kontrastach i kolorach współczesne, cyfrowe lanszafty. To zdjęcia Cywińskiego oddają prawdziwą skorupę Tatr, a nie tamte postmodernistyczne kicze.

A słowa? Władysław Cywiński jest (piszę „jest”, a nie „był” nieprzypadkowo) stałym elementem tatrzańskiego krajobrazu, który składa się nie tylko ze skał, ale i z ludzi. Ludzi czym się wyróżniających? Ponadludzką granitową wolą, zachłannością gigantycznej lawiny, systematycznością pór roku, niezmiennością temperatury w górskiej jaskini. Bez tego nie mógłby tyle osiągnąć. Więc wchodził, zapisywał, wydawał, uczył, pomagał.

W tych wspomnieniach znajduję jednak ideowe rysy. Według fachowców topograf doskonały (znacie ten szczególny typ miłośnika Tatr), nie mógł znieść prób nazywania gór nowymi imionami, sam próbował nazwać wszystko, co wpadło mu w oko. Bezwzględny w ochronie przyrody Tatr, w „Przewodniku” opisywał wejścia do zakątków zupełnie nieznanych i dzikich. Domagający się poszanowania jednych, innym prawa do sądów odmawiał. A przecież góry uczą bardziej pokory niż pewności. Czy tak?

Jest jednak coś, co dla przeciętnego użytkownika Tatr w historii Cywińskiego nie istnieje. A tego najbardziej szkoda. Bo w tym życiorysie może się to okazać niezwykle cenne. To setki wykształconych przez niego przewodników tatrzańskich, setki ratowniczych akcji. Wspominają o tym autorzy, ale bardzo zdawkowo. Jan Krzysztof, naczelnik TOPR, przypomina, jak topograficzny zmysł Cywińskiego w dobie przed GPS bezpiecznie prowadził i sprowadzał ratowników podczas akcji. Inni, jak wiele dawał ludziom, których szkolił, nie tylko ze swojej wiedzy, ale i pasji, miłości do Tatr.

Chciał chyba Cywiński do końca zespolić się z Tatrami, bo jak pięknie pisze Robert Janik,

w chwili śmierci ten człowiek, który chciał być wolny, wolny pozostał. „Bez cierpień, bez uzależnienia od innych osób, bez doświadczania litości czy obojętności, bez udziału medyków”

podsumował Janik.

Kiedy po pięćdziesięciu czy stu latach wspominamy dawnych ludzi Tatr, wiemy niemal pewnością, dlaczego są herosami. Od śmierci Cywińskiego minęło zaledwie dwanaście lat, w skali Tatr czas bez znaczenia, w skali ludzkiej pamięci czas na wydobycie najważniejszych spraw.

Mam jednak pretensję do autorów o kończący książkę zbiór cytatów. Może świadczą one o barwności postaci, ale chwały wcale jej nie przynoszą. Zauważył to już w swoich wspomnieniach Antoni Kroh. Niektóre egzaltacje i wnioski są zrozumiałe, jeśli wychodzą spod pióra gimnazjalisty, ale nie człowieka, dla którego Tatry są absolutem, dla człowieka myślącego, dla którego wnioskiem nie jest pewność, ale wątpienie i pokora – a jako takiego wspominają Cywińskiego przyjaciele. Tatry są wymagającym partnerem.

Maciej Kwaśniewski

Udostępnij wpis

Przeczytaj również