W powszechnym przekonaniu
ratownicy TOPR poruszają się głównie
śmigłowcem. Tymczasem aż 70 proc.
akcji ratowniczych zaczyna się
i kończy z użyciem samochodów
Powodzenie akcji ratunkowej w Tatrach zależy od sprawności, kondycji fizycznej, umiejętności taternickich,odporności i opanowania. Logistyka, a zwłaszcza możliwości transportowe ludzi i sprzętu znacznie poszerzają możliwości operacyjne Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
We wrześniu 2017 r. w Jaskini Ptasiej, jednej z najdłuższych i najbardziej skomplikowanych w Tatrach, grotołazka łamie nogę. Wydobycie jej jest niezwykle skomplikowane. Wejście do jaskini znajduje się niemal w pionowej ścianie, dostać się tam można tylko metodami alpinistycznymi. Do akcji trzeba zaangażować dużą liczbę ratowników i dziesiątki kilogramów sprzętu. Pada rzęsisty deszcz ze śniegiem. Widoczność ograniczona do minimum. – Wtedy właśnie trzeba było użyć całego naszego taboru samochodowego – opowiada Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. Trzeba było zwieźć do centrali i wywieźć w rejon najbliższy jaskini 30 ratowników i cały sprzęt dla nich. Pracowały land rovery i skody.
– Nasze samochody muszą być niezawodne. W każdej chwili gotowe do akcji, niezależnie od warunków – dodaje naczelnik.
W chwili powstania TOPR na akcje w odległe rejony Tatr ratownicy wyjeżdżali góralskimi furkami – fasiągami, wyglądającymi w przybliżeniu tak jak te kursujące teraz do Morskiego Oka. Na takich właśnie furkach z Zakopanego w sierpniu 1910 r. ruszyli na ratunek Stanisławowi Szulakiewiczowi, który uległ wypadkowi na ścianie Małej Jaworowej Turni. Później, incydentalnie wykorzystywano prywatne samochody, a nawet legendarny motocykl Harley- -Davidson należący do Józefa Oppenheima, który po 1918 r. kierował akcjami ratunkowymi. Trzeba też pamiętać, że kroniki TOPR rejestrowały wtedy kilka, kilkanaście akcji ratowniczych, więc logistyka nie była podstawowym wyzwaniem dla organizacji TOPR. Akcje wymagające zaangażowania dużej grupy ratowników (np. podczas słynnego porażenia piorunem na Giewoncie w sierpniu 1937 i na Świnicy w sierpniu 1939 r.) należały do rzadkości.
Teraz w Tatrach rocznie dochodzi do ok. 800 wypadków, w których interweniuje TOPR. Doliczyć do tego trzeba ok. 2300 wypadków narciarskich. Wszystkie one wiążą się z transportem ratowników. Śmigłowiec lata nie tylko do najcięższych przypadków, a wszędzie tam, gdzie nie mogą dojechać samochody albo dłuższy transport poszkodowanego, choćby i z drobnym tylko urazem lub wyczerpanego, mógłby spowodować pogorszenie jego stanu. Mimo wszechstronności śmigłowca, nadal podstawowym sposobem dotarcia ratowników w Tatry są samochody.
Po wojnie w TOPR służyły samochody z demobilu wojskowego. W latach 50. i 60. były to radzieckie pojazdy terenowe marki GAZ, zwane wtedy gazikami. Na akcje w góry jeździła też terenowa karetka, prawdopodobnie marki Lublin. Potem, pod koniec lat 60. zaczęła się era pojazdów terenowych UAZ, zwłaszcza z serii 451 i 452. Ten ostatni model długo służył w TOPR. Ratownicy pamiętają także dużego fiata czy nysę.
Dziś podstawowymi pojazdami TOPR są Land Rover Defender 110 oraz cała flotylla pojazdów marki Škoda: modele Yeti, Octavia, Octavia Scout oraz Kodiaq. Tabor składa się z 20 pojazdów. I o ile te pierwsze są kupowane na normalnych warunkach komercyjnych, współpraca z firmą Škoda ma wymiar społeczny. Škoda to sponsor i partner TOPR. Samochody tej marki to podstawowe pojazdy pomocnicze TOPR. – Dzięki nim nie obciążamy zbytnio pojazdów ratowniczych – mówi Jan Krzysztof.
Współpraca z marką Škoda zaczęła się 18 lat temu z inicjatywy miejscowego dealera Autoremo. To jedyna marka, która tak blisko współpracuje z TOPR i sponsoruje zadania ratowników. Pojazdy te nie tylko służą pomocniczo przy wykonywaniu pracy administracyjnej. Służą wszystkim wyjazdom szkoleniowym, łącznie z zagranicznymi. W razie dużej akcji ratowniczej, kiedy trzeba wykorzystać maksymalną liczbę ratowników, to właśnie škody zwożą ich ze stacji narciarskich, na których pełnią dyżury. Są w ciągłym użytkowaniu.
A nie są to łatwe warunki użytkowania. Pięć miesięcy warunków zimowych, duże różnice temperatur, zmienne nawierzchnie. Każdy pojazd użytkuje kilku, a nawet kilkunastu kierowców. I w takich warunkach škody świetnie się sprawdzają. – Wykazują się dzielnością i niezawodnością. W każdej chwili i w każdych warunkach muszą być gotowe do akcji – mówią ratownicy.
Wszystkie škody dla TOPR dostosowane są do potrzeb ratowników, skonfigurowane do skomplikowanych zadań, z napędem na cztery koła.
Ale liczy się także inna sprawa. – Škoda to solidny partner, który chce nas wspierać, a jego zaangażowanie ma wymiar społeczny. Rozumie też specyfikę naszej misji. Dlatego nie umieszcza nas w tradycyjnych akcjach marketingowych. Jest w tej kwestii niezmiernie dyskretny i nie absorbuje nas do jakiś nadzwyczajnych działań promocyjnych. To cenne – mówi Jan Krzysztof.
Najlepszym przykładem niezbędności samochodów w służbie TOPR jest codzienny dyżur ratownika odpowiedzialnego za określenie stopnia zagrożenia lawinowego. Niezależnie od pogody, w najgorszych nawet warunkach, musi škodą (ostatnio to głównie Octavia 4×4) pokonać kilkadziesiąt kilometrów z centrali TOPR do któregoś z punktów obserwacyjnych, np. w Morskim Oku, aby sprawdzić stan śniegu i opracować komunikat lawinowy decydujący o bezpieczeństwie ludzi w Tatrach.