Tatry – analiza wypadków wspinaczkowych

9 stycznia, 2018

Cykl dotyczy wypadków wspinaczkowych w Tatrach. Chcemy dokonać ich analizy i podać wskazówki mogące poprawić bezpieczeństwo.


Pisze:
Adam Marasek, ratownik TOPR

  • 2 kwietnia 2017 r. o godz. 12.31 do TOPR zadzwonił taternik znajdujący się w dolnej części Bandziocha, informując, że w górnej części kotła widział dwójkę taterników lub turystów. Przed momentem koło niego z dużą prędkością zsunęła się po stromych, twardych śniegach kobieta i wpadła do żlebu („Maszynki do mięsa”). Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu dostrzeżono leżącą u wylotu żlebu poszkodowaną. Po desancie w pobliżu ratownicy stwierdzili, że w wyniku kilkusetmetrowego zsuwania się po śniegach i uderzania o skały kobieta doznała wielonarządowych śmiertelnych obrażeń. Ratownikom pozostał smutny obowiązek przetransportowania zwłok.
  • 4 czerwca o godz. 17.48 do dyżurki TOPR w Morskim Oku przyszła młoda kobieta, informując, że zadzwonił do niej kolega, który wyszedł na samotną wycieczkę na Cubrynę i w rejon Mięguszy. Podczas zejścia poślizgnął się na stromych śniegach i wpadł do szczeliny brzeżnej (nie podała gdzie) – ma problem, by samodzielnie się z niej wydostać. Dodzwoniono się do mężczyzny, który powiedział, że udało mu się wydostać na powierzchnię i nie potrzebuje pomocy. Po chwili zadzwonił po raz kolejny i powiedział ratownikom, że jednak potrzebuje pomocy, gdyż boli go udo, ma stłuczony brzuch i problemy z zejściem. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu w rejonie Mnichowej Kopy dostrzeżono mężczyznę. Tam desantował się jeden z ratowników . Po udzieleniu pierwszej pomocy i założeniu uprzęży ewakuacyjnej mężczyzna został wciągnięty na pokład śmigłowca i przetransportowany do szpitala.
  • 15 czerwca o godz. 14.37 powiadomiono TOPR, że podczas wspinaczki drogą Gnojka na zach. ścianie Kościelca doszło do wypadku taternickiego. Prowadzący wyciąg 42-letni taternik odpadł, po czym w wyniku kilkumetrowego lotu i uderzenia o skały doznał urazu nogi. Współtowarzysze opuścili go do podstawy ściany. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu w pobliżu taternika desantowali się ratownicy. Po udzieleniu pierwszej pomocy taternik wraz z towarzyszącym mu ratownikiem został wciągnięty na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowany do szpitala.
  • 9 lipca doszło do niespotykanego zdarzenia. O godz. 10.05 do TOPR zadzwonił taternik, informując, że podczas wspinaczki granią od Rysów po Żabiego Konia utknął w trudnym dla niego terenie. Boi się samodzielnie wspinać dalej. Prosi o pomoc. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu dostrzeżono taternika, który przypięty do stanowiska znajdował się poniżej wierzchołka Innominaty. Tam desantował się jeden z ratowników. Ponieważ taternik miał na sobie uprząż, został przypięty do haka dźwigu i wraz z ratownikiem wciągnięty na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowany do Zakopanego.

         W wyniku przeprowadzonych z nim rozmów okazało się, że tego dnia wyszli o godz. 3 nad ranem ze schroniska w Morskim Oku (wpis do książki wyjść) z zamiarem pokonania grani od Rysów po Żabiego Konia. Podczas pokonywania grani pokłócili się. Nie mogli dojść do porozumienia, więc rozstali się. Prowadzący odwiązał się od liny i wrócił na Rysy. Jego partner, bojąc się samodzielnie kontynuować wspinaczkę, założył stanowisko w bezpiecznym miejscu na grani i wpięty do niego oczekiwał na przybycie ratowników.

 width=
Zamarła Turnia
  • 23 lipca o godz. 18.39 powiadomiono TOPR o wypadku, do jakiego doszło w Ptasiej Studni. Podczas pokonywania „Studni Palidera” taterniczka uderzyła plecami o ścianę, doznając stłuczenia i urazu kręgosłupa. Współtowarzysze wyciągnęli ją na powierzchnię i powiadomili TOPR. Spod otworu została śmigłowcem przetransportowano do szpitala.
  • 2 sierpnia o godz. 10.09 do TOPR zadzwoniła taterniczka, informując, że podczas wspinaczki na Niżniej Lalkowej Turniczce, będąc na I wyciągu, została uderzona w stopę sporych rozmiarów kamieniem. Nie jest w stanie kontynuować wspinaczki ani zjechać pod ścianę. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu ratownicy desantowali się na półkę w ścianie, w pobliżu oczekującej na pomoc. Po udzieleniu pierwszej pomocy taterniczkę wraz z towarzyszącym jej ratownikiem opuszczono do podstawy ściany. W dalszej kolejności pod ścianę opuszczono jej partnera. Po przetransportowaniu rannej w dogodne do podebrania przez śmigłowiec miejsce została ona dźwigiem wciągnięta na jego pokład i zawieziona do szpitala.
  • 3 sierpnia po godz. 14 powiadomiono TOPR, że podczas wspinaczki drogą Skłodowskiego na Kopie Spadowej odpadła taterniczka. W wyniku kilkumetrowego lotu i uderzenia o skały doznała stłuczenia lub urazu kręgosłupa. Partnerzy opuścili ją do podstawy ściany. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu w pobliżu desantowali się ratownicy. Po udzieleniu pierwszej pomocy taterniczka wraz z towarzyszącym jej ratownikiem został wciągnięta na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowana do szpitala.
  • 8 sierpnia o godz. 14.33 do TOPR zadzwonili taternicy, informując, że podczas zjazdów płd. ścianą Zamarłej Turni w czasie ściągania, po kolejnym zjeździe zaklinowała im się lina. Utknęli w ścianie, proszą o pomoc. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu na Zmarzłej Przełęczy desantowali się ratownicy. Po założeniu stanowiska w miejsce, gdzie zaklinowała się lina, zjechał jeden z ratowników. Po odblokowaniu zrzucił ją do znajdujących się poniżej taterników. Ratownicy biorący udział w akcji dojechali do taterników i dalej wspólnie zjazdami do podstawy ściany. Tam się rozstali. Ratownicy udali się na lądowisko w Stawach, skąd do Zakopanego zabrał ich śmigłowiec.
  • 29 sierpnia tuż przed godz. 12 do TOPR zadzwonił taternik, informując, że podczas wspinaczki „Prawym Dorawskim” na płn. ścianie Świnicy jego partnerka odpadła i w czasie lotu uderzyła głową o ścianę. Ma silne zawroty głowy. Przez partnera została opuszczona pod ścianę. W tamten rejon wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu w pobliżu desantowali się ratownicy. Po udzieleniu pierwszej pomocy taterniczka wraz z towarzyszącym jej ratownikiem została wciągnięta na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowana do szpitala.
  • 8 września o godz. 17.22 do TOPR zadzwonił jeden z taterników, informując, że wraz z partnerem wspinali się granią Mięguszy. W rejonie Mięguszowieckiej Przełęczy Wyżniej, gdzie się znajdują, jego partner osłabł tak, że nie jest w stanie kontynuować wspinaczki. Potrzebna jest pomoc. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu dostrzeżono taterników w rejonie Igły Milówki. Tam desantowali się ratownicy. Założyli taternikom uprzęże ewakuacyjne. Ponownie nadleciał śmigłowiec. W dwóch wciągnięciach dźwigiem taternicy wraz z towarzyszącymi im ratownikami zostali dostarczeni na pokład będącego w zawisie śmigłowca i zwiezieni na lądowisko w Morskim Oku. W kolejny locie śmigłowiec zabrał z grani trzeciego ratownika wraz ze sprzętem użytym w akcji ratunkowej.
  • 9 września o godz. 11.27 do TOPR dotarła informacja, że na drodze Stanisławskiego na Świnicy odpadł prowadzący I wyciąg taternik. W wyniku około 10-metrowego lotu i uderzenia o skały doznał mocnych potłuczeń kręgosłupa i otarć. Partner opuścił go do podstawy ściany. Wystartował śmigłowiec. Ze względu na silny wiatr nie udało się dolecieć na miejsce wypadku. Ratownicy desantowali się na Hali Gąsienicowej, skąd pieszo udali się na miejsce zdarzenia. O godz. 13.02 dotarli do rannego taternika. W tym czasie śmigłowiec dowiózł na Halę Gąsienicową kolejnych ratowników, potrzebnych do pomocy w tradycyjnym transporcie rannego. Po udzieleniu pierwszej pomocy taternika włożono do noszy Konga i zniesiono na Halę Gąsienicową, skąd samochodem przewieziono go do szpitala.

          W czasie tych działań o godz. 14.14 do TOPR dotarło kolejne zgłoszenie o wypadku taternickim na tej drodze. Jeden ze wspinających się został uderzony spadającym kamieniem. Nie odniósł poważniejszych obrażeń. Część ratowników biorących udział w poprzednim zdarzeniu udała się do uderzonego kamieniem. Po udzieleniu pierwszej pomocy sprowadzili go do Murowańca, skąd samochodem został przewieziony do szpitala. Ponieważ w ścianie pozostała partnerka rannego, kolejni ratownicy dotarli do niej, po założeniu stanowiska opuścili ją do podstawy ściany, skąd wyprowadzili na szlak i sprowadzili do schroniska.

  • 20 września o godz. 18.55 powiadomiono Centralę TOPR, że w jaskini Ptasia Studnia doszło do wypadku. Podczas zjazdu Drugą Studnią (Pod Czterdziestką) taterniczka złamała nogę. Na centralę zgłosili się ratownicy mający brać udział w wyprawie ratunkowej. Po przydzieleniu zadań i zabraniu potrzebnego sprzętu samochodami zostali przewiezieni do Doliny Kościeliskiej, skąd pieszo udali się pod otwór jaskini. Około godz. 1 w nocy ratownicy, których zadaniem było dotarcie do rannej i udzielenie jej pierwszej pomocy, rozpoczęli zjazdy w jaskini. O godz. 1.20 dotarli na miejsce zdarzenia. Po zabezpieczeniu rannej włożono ją do noszy jaskiniowych i rozpoczęto transport do góry.

          O godz. 3.47 ranną taterniczkę wydobyto na powierzchnię. Po zamontowaniu stanowiska rozpoczęto opuszczanie jej nad próg i dalej przy użyciu lin Dynema opuszczono ją przez Próg Doliny Mułowej do Doliny Miętusiej, gdzie dotarła o godz. 5.47, po ponad 200-metrowym zjeździe. Tam po przepakowaniu do noszy Konga przetransportowano ją przez Wantule na Wyżnią Rówień. Stamtąd quadem do Doliny Kościeliskiej, gdzie czekała już karetka pogotowia. Wyprawę, którą prowadzono w bardzo trudnych warunkach, przy cały czas padającym ulewnym deszczu, zakończono o godz. 9.40. Wzięło w niej udział 28 ratowników. Przyczyną wypadku był błąd w technice zjazdu. Poszkodowana zjeżdżała jako pierwsza w Studni Czterdziestka na mokrej linie 9 mm. Zjazd odbywał się w przyrządzie Petzl Simple z zabezpieczeniem shuntem na lonżu. W połowie studni nastąpiło niekontrolowane „uślizgnięcie” przyrządu Petzl. Zjeżdżająca, w odruchu lękowym, ściągnęła w dół ręką po shunt, co uniemożliwiło
jego prawidłowe działanie – skutkiem tego był niekontrolowany, bardzo szybki zjazd do podstawy studni. Następstwem było otwarte złamanie obu kości podudzia prawej nogi.

Wyjście jaskiniowe taterników Speleoklubu Wrocław do Jaskini Ptasia Studnia było realizowane w bardzo złych warunkach pogodowych. Podczas wyprawy ratunkowej Stacja IMGW na Hali Gąsienicowej zanotowała opad deszczu 120 l/m2, a na Kasprowym intensywny opad śniegu. W jaskini występował „deszcz jaskiniowy”, a w dolnych częściach studni wydajne wodospady, co utrudniało transport rannej. Nocna pora, zła pogoda, intensywny deszcz, mgła i silny wiatr uniemożliwiły użycie śmigłowca do transportu ratowników pod otwór jaskini i rannej spod otworu. Wydłużyło to znacznie czas transportu rannej do szpitala (13,5 godz.), w sprzyjających warunkach trwałby on 5-6 godz. Padające od kilku dni deszcze i zapowiadane w mediach jeszcze intensywniejsze opady powinny wpłynąć na organizatorów wejścia i skłonić ich do zmiany planów, co jednak się nie stało.

Analiza

Pisze:
Bogusław Kowalski, instruktor
alpinizmu PZA, biegły sądowy
z zakresu wspinaczki oraz bhp

Omawiany okres jest bardzo zróżnicowany przede wszystkim ze względu na warunki: dwa pierwsze wypadki wydarzyły się w warunkach zimowych. Z powodu na zbyt małej liczby danych trudno skomentować tragiczne zdarzenie z 2 kwietnia. Szczęśliwie zakończyła się przygoda działającego w pojedynkę w rejonie Cubryny. Należy podkreślić, że samotne wycieczki w wysokie partie gór są nadzwyczaj niebezpieczne. Narażamy się w ten sposób na brak pomocy partnera lub partnerów. Trzeba pamiętać, że ratownicy nie zawsze są w stanie dotrzeć do poszkodowanego. Każda kontuzja, zasłabnięcie czy inne nieprzewidziane zdarzenie, chociażby wpadnięcie do szczeliny brzeżnej, może unieruchomić takiego śmiałka. W konsekwencji może doprowadzić to do nieprzewidzianego biwaku, wychłodzenia, aż w końcu do tragedii.

Pozostałe z omawianych wypadków można podzielić na następujące grupy: odpadnięcia, uderzenia kamieniem, zaklinowanie liny oraz dwa, a być może trzy (o tym poniżej) dość nietypowe. Osobno omówione zostaną wypadki jaskiniowe, przede wszystkim ze względu na specyfikę prowadzenia akcji ratunkowej.

Zacznijmy od odpadnięć. Wiedzieć należy, że stosunkowo łatwa droga kursowa Gnojka na zachodniej ścianie Kościelca ma kilka niuansów, na które warto zwrócić uwagę. Przede wszystkim istotne jest to, że po przejściu drugiego wyciągu nie należy iść wprost w górę, narzucającą się depresją, tylko ukośnie w lewo do żebra, na którym Gnojek łączy się z drogą Stanisławskiego. Próba wyprostowania drogi wiąże się z wejściem w nieprzyjemny teren, który cechuje się dachówkowatym układem skał oraz bardzo słabą asekuracją. Niemal zawsze zabłądzenie w tym miejscu kończy się wypadkiem z groźnymi konsekwencjami spowodowanymi niemożnością założenia protekcji, a co za tym idzie – długim lotem.

Z kolei odpadnięcia na drodze Skłodowskiego na Kopie Spadowej są niejako normą, można by rzec, że ratownicy są tu dość regularnie „zatrudniani”.

Wspinaczy kusi stosunkowo niska wycena, która moim zdaniem jest nietrafiona. Wielu instruktorów zgodnie twierdzi, że kluczowy wyciąg ma trudności szóstkowe, o czym warto wiedzieć, wybierając się na tę linię. Obecnie bezpieczeństwo na drodze poprawiło się w związku z renowacją obicia na sąsiedniej Pachniesz Brzoskwinią. Dzięki inicjatywie Macieja Tertelisa sfinansowane zostały prace wykonane przez Piotra Sztabę. Jest to o tyle istotne, że ten ostatni poprawił asekurację na pierwszym trudnym wyciągu Pachniesz Brzoskwinią, który jest bardzo często przechodzony w kombinacji z drogą Skłodowskiego.

Kolejny wypadek, który związany był z odpadnięciem, to zdarzenie na Prawym Dorawskim, na Świnicy. Z faktu, iż taterniczka „została opuszczona pod ścianę”, można wnioskować, że wypadek miał miejsce na pierwszym (lub drugim) wyciągu drogi. Niestety są to wyłącznie przypuszczenia, jednak można założyć, że lot wydarzył się w trudnościach, które dzisiejszym wspinaczom (wytrenowanym na sztucznych ściankach) nie powinny sprawiać problemów. Podobny wniosek można wysnuć z relacji dotyczącej akcji ratunkowej na drodze Stanisławskiego, również na Świnicy. Trudno wyrokować na podstawie tak lakonicznego opisu, jaka była faktyczna przyczyna obu wypadków: ukruszenie się chwytu lub stopnia, zachwianie, zła technika w specyficznym, tatrzańskim terenie.

Nasuwa się konkluzja, iż obecnie w związku z nieograniczonym kontaktem ze ściankami wspinaczkowymi i z doskonałą jakością obicia dróg wspinaczkowych w skałkach, obawa przed zaliczeniem lotu w górach jest zdecydowanie mniejsza niż kilkanaście lat temu. Niestety bardzo często zapomina się o tym, że wspinanie w Tatrach wymaga nie tylko umiejętności stricte wspinaczkowych. Konieczne są jeszcze kompetencje pozwalające na prawidłową ocenę jakości skały, asekuracji – tej zastanej i tej osadzonej, a także ryzyka wynikającego z ukształtowania terenu. Chodzi między innymi o zdolność przewidywania przebiegu drogi i wynikającej z tego konieczności zakładania asekuracji we właściwych miejscach. Ostatnią kwestią jest świadomość, że wybór drogi „na limesie” umiejętności wspinaczkowych, na których grozi: uderzenie w półki skalne, słaba asekuracja, jest krucho, to zwykłe proszenie się o kłopoty. Doświadczeni wspinacze atakują cele z pogranicza swojego rekordu przede wszystkim na drogach znajdujących się w strefach sportowych bądź bardzo dobrze obitych. Natomiast podczas wspinaczki na drogach „górskich” należy mieć zapas pozwalający na swobodne poruszanie się w danych trudnościach. Podobnie jak w lodzie na drogach, na których występują wymienione, typowo górskie zagrożenia, nie odpada się!

W analizowanym okresie miały miejsce dwa wypadki, podczas których wspinacz został ugodzony kamieniem. W minionych latach ten problem nieraz znajdował się w omówieniach wypadków taternickich. Trudno stwierdzić, jaka była przyczyna opisanych zdarzeń, niemniej wspinając się w Tatrach, szczególnie na łatwych drogach należy liczyć się z tym, że partner bezpośrednio lub liną, inni wspinacze, turyści albo złośliwa kozica znajdująca się powyżej może spowodować groźną kontuzję, a nawet doprowadzić do tragedii. Stąd niezmiernie ważna jest umiejętność delikatnej wspinaczki, właściwego prowadzenia liny, unikania formacji wklęsłych, a zwłaszcza zakładania w nich stanowisk. Jednak najistotniejsze jest takie dobieranie celów i taktyki przejścia, aby ponad nami nie znajdował się inny zespół wspinaczkowy.

Trudno jest oszacować, czy zespół na Zamarłej Turni zrobił wszystko, aby odzyskać zaklinowaną linę. Bywają takie miejsca i takie sytuacje, kiedy jest to zwyczajnie niemożliwe. Dlatego być może w tym przypadku wezwanie pomocy było najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji. Niemniej mając na uwadze wspinaczkę w górach, warto mieć w swoim repertuarze umiejętności pozwalające na wydostanie się z opresji. Różne warianty z zaklinowaną liną można przećwiczyć chociażby na drzewie lub na ściance wspinaczkowej.

Wypadki grotołazów, w tym przypadku oba w Ptasiej Studni, odzwierciedlają, jak trudna jest akcja ratunkowa w jaskini. Zwłaszcza wtedy, gdy kontuzja okazuje się bardzo poważna, a warunki mocno utrudniają działanie ratowników. Pomimo tego że drugi wypadek (20 września) miał miejsce bliżej od otworu, to akcja była o wiele trudniejsza. W tym przypadku przyczyną złamania obu nóg był niekontrolowany zjazd wynikający z zaciśnięcia shunta i uniemożliwienia jego prawidłowego działania. Symptomatyczny jest tu komentarz Adama Maraska o niewłaściwym, w stosunku do warunków, dobraniu celu działania zespołu grotołazów. Warto również zauważyć, że opis tej akcji różni się stopniem szczegółowości od tych, które miały miejsce na powierzchni. Wyrażę nadzieję, że w przyszłości w kronikach TOPR znajdzie się więcej informacji na temat przyczyn wypadków „powierzchniowych”, miejsca zdarzenia (wyciąg, punkt topograficzny), co pozwoli na dokładniejszą ich analizę.

Do omówienia pozostały wypadki na Innominacie, turni znajdującej się w grani Rysów oraz na Grani Mięguszy (Szczytów Mięguszowieckich). Zgodnie z informacjami uzyskanymi od ratowników w obu przypadkach najprawdopodobniej mamy do czynienia z działalnością usługową. Nie wnikając w to, czy rzeczywiście tak było, chciałbym przestrzec wszystkich potencjalnych klientów przed wynajmowaniem osób o niesprawdzonych kompetencjach. Można jeszcze zrozumieć czynnik ekonomiczny, jednak wyjście w góry z kimś nieznanym może skończyć się katastrofą. Na Innominacie doszło do porzucenia w trudnym terenie partnera lub klienta, co stanowi pogwałcenie jednej z najważniejszych zasad taternickich: wychodzimy razem – wracamy razem. Osoba pozostawiająca swojego towarzysza w trudnym terenie dawniej była skazywana na środowiskowy ostracyzm. Obecnie przy takiej liczbie wspinających się ludzi nie dość, że pewne zasady nie są wpajane, to możliwe jest, że ktoś nieświadomy narazi się na niebezpieczeństwo i znów zwiąże się z uciekinierem z Innominaty. Na Grani Mięguszy zespół albo znowu przewodnik z klientem przeliczył się i utknął w okolicach Igły Milówki. Jak sądzę, wspinacze pokonywali grań od strony Hińczowej Przełęczy, w przeciwnym razie można by mówić nie tyle o słabych, co o mizernych umiejętnościach.

Podobna sytuacja zaistniała w nieopisanym, ale głośnym zdarzeniu, które miało miejsce na drodze Martina, na Gerlachu. W tym przypadku doszło do kuriozalnej sytuacji, gdyż grupa zabłądziła, utknęła w eksponowanym terenie i nie potrafiła określić swojego położenia. Na skutek tego słowaccy ratownicy bezskutecznie szukali ich od strony Doliny Wielickiej. Dopiero po przesłaniu zdjęcia przez uczestników wycieczki zostali oni zlokalizowani na zboczach opadających do Doliny Kaczej. Dalej akcja przebiegła już bez zakłóceń: śmigłowiec, a następnie auto do Starego Smokowca. Jak podała prasa „Z informacji przekazanych przez słowackich ratowników, którzy musieli nieść pomoc Polakom, wynika, że wycieczkę prowadził 25-letni członek Polskiego Klubu Alpejskiego…”.

Niech za podsumowanie tego tematu posłuży historia z ubiegłej zimy, kiedy swoje usługi przewodnicko-szkoleniowe oferował człowiek, który w swoim dossier górskim wymieniał solowe wejście szlakiem turystycznym na Kościelec zimą.

 width=

Udostępnij wpis

Przeczytaj również