Czy George Finch (1888-1970) przewidywał, że zarówno kurtka puchowa, jak i butla z tlenem staną się must have alpinistów i himalaistów z całego świata?
Ten Australijczyk eksperymentował z puchem w Himalajach już w 1992 roku, była to niezwykle barwna postać. Alpinista, himalaista, chemik, propagator użycia tlenu na dużych wysokościach, był pierwszym człowiekiem, który udowodnił zbawienne działanie tlenu z butli podczas wypraw wysokogórskich. Finch był jednym z kandydatów, obok
Georga Mallory’ego, na pionierską wyprawę w rejon Mount Everestu. Jego kandydatura odpadła ze względu na wynik badań medycznych. Jednak został wytypowany na kolejną ekspedycję, która miała miejsce w 1922 roku, głównie ze względu na butle z tlenem, jakie zaprojektował i wykonał (choć byli tacy, którzy nie dowierzali temu wynalazkowi i uważali je za oszustwo). Finch podczas tej wyprawy używał kurtki własnego projektu, uszytej z tkaniny służącej do produkcji balonów, wypełnionej pierzem. Jak czytamy w artykule poświęconym Australijczykowi (The Australian.com.au, „George Finch: Everest’s Australian pioneer”), zastępca kierownika wyprawy Edward Stuff wyśmiał to dziwne ubranie. Później okazało się, że pozostali marzli w swoich tweedowych garniturach oraz warstwach ubrań z bawełny, wełny i jedwabiu, gdy tymczasem Fincha grzał puch wypełniający jego kurtkę. Przypomnijmy, że podczas tej wyprawy himalaiści, w tym Mallory, osiągnęli wysokość 8225 m n.p.m., jednak Finch, osłabiony czerwonką, nie wyszedł tak wysoko. Testował jednak wykorzystanie butli z tlenem. Czy przewidział, że zarówno kurtka puchowa, jak i butla z tlenem staną się must have alpinistów i himalaistów z całego świata? O ile od tlenu z butli wielu odeszło, o tyle puch wciąż jest pożądany przez wszelkich góro- i outdoormaniaków.
Puch nie grzeje sam z siebie – jest jedynie bardzo dobrym izolatorem. Jego dodatkową ważną właściwością jest zdolność do rozprężania się – magazynowania powietrza. Dzięki temu wyprodukowane przez organizm ciepło jest zatrzymywane i tak cudownie nas ogrzewa. Dodatkową zaletą puchu wykorzystywanego w odzieży jest możliwość kompresji. Każdy, kto pakował plecak na górską wyprawę, to doceni. Lekkość, możliwość zbicia w „kulkę” dużej kurtki, a przede wszystkim ciepło, jakie daje odzież puchowa, stały się głównymi powodami, dla których w drugiej połowie XX wieku człowiek zaczął wydzierać gęsiom puch już nie tylko na pierzyny. Szybko docenili go himalaiści. Spopularyzowanie kurtek puchowych zawdzięczamy firmie Moncler, która powstała w 1952 roku w miejscowości Monestier de Clermont, położonej niedaleko Grenoble. To właśnie skrót utworzony od miejscowości wykorzystano do stworzenia nazwy kultowej dziś firmy, która wyszła poza wąską specjalizację odzieży puchowej dla himalaistów i obecnie lansuje głównie miejską odzież puchową. Moncler powstała w 1952 roku. Początkowo produkowała m.in. nieprzemakalne kurtki z kapturem, namioty oraz pierwsze pikowane kurtki puchowe – dla swoich pracowników, którzy wykonywali powierzone im prace w trudnych warunkach atmosferycznych – na śniegu i mrozie. Krokiem milowym była współpraca z himalaistą Lionelem Terrayem, dla którego firma wyprodukowała kolekcję ubrań i akcesoriów przeznaczonych na niskie temperatury. W ten sposób powstała linia Moncler pour Lionel Terray, a puchowe kurtki wkroczyły na ośmiotysięczniki. Dosłownie. Francuz Lionel Terray (19211965), himalaista i alpinista, znany również jako autor książki „Niepotrzebne zwycięstwa”, rozpowszechnił użycie puchu w środowisku wysokogórskim.
W 1954 roku w kurtki Moncler została wyposażona włoska ekspedycja w Karakorum. Również francuscy himalaiści, w tym Terray, którzy uczestniczyli w wyprawie na Makalu w 1959 roku, zakończonej pierwszym wyjściem na szczyt (Terray, Couzy), oraz uczestnicy ekspedycji na Alaskę organizowanej przez Lionela Terraya w 1964 roku ubrani byli w puchy od Moncler. Kolejnym krokiem było rozpoczęcie współpracy Moncler i sportowców niekoniecznie związanych z dyscyplinami typowo górskimi. W 1968 roku firma zaprojektowała oficjalne stroje dla francuskiej reprezentacji na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Grenoble. W latach 80. kurtki puchowe zaczęli kupować również zwykli ludzie, którzy nie chcieli marznąć zimą na ulicach miast. Moncler jest obecnie włoską firmą.
Polskie produkty z puchu należą do najlepszych na świecie. Nasze firmy od początku swojego istnienia wyrobiły sobie znakomitą markę. – W latach 80. trudno było kupić liny, buty, sprzęt, ale puch – nigdy – mówi Krzysztof Wielicki. W owym czasie zaczęły powstawać małe, kilkuosobowe firmy, wyspecjalizowane w pozyskiwaniu i szyciu kurtek,
kombinezonów i śpiworów puchowych dla himalaistów. Polscy himalaiści i wspinacze dokonywali – i wciąż dokonują – pierwszych wejść czy ekstremalnie trudnych przejść w najwyższych górach świata, ubrani w produkty puchowe polskich firm. – Wszystkie te wyprawy to dla nas, po pierwsze, okazja, by wesprzeć coś wyjątkowego, a po drugie, jest to skarbnica wiedzy o tym, jak nasze produkty sprawdzają się w najtrudniejszych warunkach i co należy zrobić, by je ulepszyć – podkreślają specjaliści z firmy Yeti. Polskie firmy często personalizują produkty. Najlepszym przykładem mogą być kombinezony puchowe i śpiwory, jakie dla Andrzeja Bargiela zaprojektowała firma Pajak-Sport. – Mamy sporo cennych uwag od Jędrka. Będą wzięte pod uwagę w rozwiązaniach kolekcji prezentowanej na ISPO 2018. Część z nich jest już dostępna w kolekcji tegorocznej – mówi Wojciech Kłapcia – ekspert Pajak-Sport. – Podstawową cechą i jednocześnie przewagą puchu naturalnego jest to, że „osusza” skórę użytkownika
z wydzielanego przez nią potu oraz że to ten właśnie proces daje mu specyficzny, „puchowy” komfort używania – komfort, jakiego nie da mu żadna ocieplina syntetyczna. Komfort w bardzo szerokim zakresie temperatur – ponad 30°C, nieosiągalny przez współczesne syntetyki – mówi Roman Werdon, właściciel firmy Robert’s. – Pana Boga poprawić się nie da! Pióra puchowe są rzeczą wyjątkową, powstawały w wyniku powolnych ewolucyjnych adaptacji przez miliony lat. Są wyjątkowe i jedyne, niepowtarzalne! – puentuje przewagę puchu Adam Małachowski. To, że puch jest produktem naturalnym, nie oznacza, że zawsze pozyskiwany jest w odpowiedzialny sposób. – Trudny temat niehumanitarnej produkcji tego surowca dotyczy w największym stopniu puchu pochodzącego z Dalekiego Wschodu. Co nie zmienia faktu, że w Polsce także powinniśmy przykładać jak największą wagę do tego, aby cierpienie zwierząt było jak najmniejsze. Zainteresowanie tym, w jaki sposób pozyskiwany jest puch, jest coraz większe. Dlatego uważamy, że nowe certyfikaty dokumentujące humanitarną
produkcję puchu są zjawiskiem pozytywnym i mają głęboki sens. Co prawda nie rozwiążą problemu, jednak z pewnością jest to krok w dobrym kierunku. Ponieważ chcemy być autentyczni w swoich działaniach, w naszych produktach stosujemy wyłącznie polski puch z pewnych źródeł – podkreślają właściciele firmy Cumulus. A co na temat kurtek i kombinezonów puchowych sądzą ich użytkownicy, którzy zdobywali zimą ośmiotysięczniki? Oddajmy głos pierwszym zdobywcom Mount Everestu zimą 1980 roku. – Polski puch od początku miał bardzo dobrą renomę – mówi Krzysztof Wielicki. – U nas też powstała dobra tradycja szycia śpiworów, kurtek i kombinezonów puchowych. Zaczęli się tym zajmować ludzie, którzy się na tym znali. Fakt, że te dwie czy trzy polskie firmy szyły głównie dla odbiorców zagranicznych, świadczy o poziomie. Decydujący wpływ miała wówczas możliwość zdobywania zewnętrznych surowców – pokrycia. Chodzi o oto, żeby kurtka czy śpiwór były lekkie i nieprzemakające. Wiadomo że
duże zagraniczne firmy nie będą produkować najwyżej jakości kurtek czy śpiworów puchowych, bo im się to nie opłaca. One produkują dla szerokiego odbiorcy. Tej wysokiej jakości sprzęt puchowy mogą produkować małe, ale bardzo profesjonalne firmy. U nas jedna pani szyła 10 kurtek, dlatego jakość była bardzo dobra. Chodzi o to, żeby pozyskiwać puch gęsi z małych ferm. Koncern nie może sobie na to pozwolić, natomiast małe firmy polskie mogły zaryzykować i dopuścić do tego, żeby jeden człowiek jeździł od gospodarstwa do gospodarstwa i kupował tu worek, tam dwa. Ten puch pochodził od gęsi, które nie tylko się tuczy, ale od tych, które spacerują po podwórku. Skupowało się puch po wsiach, gdzie panie jesienią darły pierze z podbrzusza gęsi. Od początku bazowaliśmy na polskich firmach. Pieniądze były, bo przecież zarabialiśmy na pracach wysokościowych. Na letnie wyprawy każdy pozyskiwał odzież puchową we własnym zakresie. Natomiast na wyprawy zimowe kurtki i kombinezony były przeważnie szyte specjalnie. Wymagania były większe, kombinezony cieplejsze, trochę inna konstrukcja kapturów etc.
Leszek Cichy: – Nie mieliśmy jeszcze kombinezonów – to była późniejsza historia. Doświadczenia, które zebraliśmy m.in. na Evereście, posłużyły do zaprojektowania kombinezonów na kolejne wyprawy. Główne miejsce strat ciepła to połączenie spodni i kurtek puchowych. Projektował i zamawiał je dla nas Andrzej Zawada. Miał wizję maksymalnie ciepłych, ale lekkich kurtek. Na szczęście nie były one już szyte z ortalionu, który był gruby i bardzo sztywniał na mrozie. Nasze puchowe kurtki pokryte były nylonem nabłyszczanym, a wypełnione polskim puchem nieodtłuszczanym, a więc pachnącym trochę gęsią. Polski puch był z tego znany… puch na Zachodzie odtłuszczało się. Dodatkiem do kurtki puchowej były spodnie, też pomysłu Andrzeja Zawady. Cała sztuka polegała na tym, żeby móc je założyć w trakcie podchodzenia, nie zdejmując przy tym butów i raków. Zatem była to cała konstrukcja opinana na nogach i tyłku, misternie szyta. Andrzej na spotkanie przedwyprawowe przynosił pakunek, mówił – to są spodnie puchowe, proszę się w to ubrać. I oczywiście prawie nigdy nie zdarzyło się, żeby za pierwszym razem zostały upięte we właściwy sposób. Na Evereście nie mieliśmy jeszcze goreteksów ani polarów. Na szczęście nie używało się już bawełny. Mieliśmy też spodnie z sukna wełnianego i wełniane swetry oraz tetrową bieliznę z pieluchy, ale już szytą firmowo. Do tego wełniane czapki. Namioty bawełniane, nie nylonowe, co miało swoją zaletę, ponieważ namioty nylonowe bardzo zbierały wilgoć i często na noc je otwieraliśmy. Do tego raki paskowe, bo nie było jeszcze automatów – opowiada Leszek Cichy.