Podstawą alpinizmu jest dokonywanie pierwszych wejść na szczyty w wysokich górach, przez trudne, zlodowacone formacje skalne. Obecnie różnie się to interpretuje. Rozwój alpinizmu, wyczerpywanie się celów, szczególnie w górach Europy i niektórych pozaeuropejskich, popchnęły tę dziedzinę w innym kierunku. Mocno zaczęła się rozwijać wspinaczka skałkowa i na sztucznych ścianach w formie różnych zawodów sportowych, stając się powszechną i ogólnie dostępną. Zmiany mentalności i światopoglądu ludzi, oddziaływanie wszechobecnej medialnej propagandy odgrywają tu dużą rolę. „Dla wielu młodych wyznacznikiem atrakcyjności rozrywki będzie adrenalina często wynikająca z balansowania na granicy życia i śmierci”, cytat z ks. Sławomira Kostrzewy. Te czynniki znajdują swoje odzwierciedlenie w wyborze celów górskich i sposobu ich realizacji, często nie licząc się z zagrożeniami. Ci, którzy nie hołdują takim działaniom i nie są w stanie dorównać ekstremalnym wspinaczom, schodzą na margines, nie liczą się w środowisku i najczęściej ograniczają się do trekkingu po skomercjalizowanych szlakach.
Dziś w Karakorum (urzędowa nazwa Karakoram) prawie wszystkie najwyższe szczyty mają pierwsze wejścia oraz inne drogi na ich urwistych stokach. Niejednokrotnie od razu podejmowane są próby wejścia najtrudniejszymi formacjami, z powrotem tą samą drogą za pomocą zjazdów. Pomija się, jak to było dawniej, szukanie najłatwiejszego wejścia. Często nikła znajomość terenu powoduje skupianie się na rejonach najbardziej znanych, opisanych i odwiedzanych, jak na przykład na otoczeniu lodowca Baltoro. Kiedy młody ambitny taternik zwraca się do mnie z prośbą, aby mu wskazać cele w Karakorum, interesują go tylko największe i najtrudniejsze urwiska skalne i zlodowacone. Tłumaczę, że w terenie dotąd nieeksplorowanym, od razu tak się nie da, nie mając pojęcia o istniejących tam warunkach pogodowych, kruchości skał, stabilności pokrywy lodowej i śnieżnej, zejściach lawin. Takie „wchodzenie z marszu” w trudny, niebezpieczny i nieznany teren to igranie ze śmiercią, najczęściej kończy się niepowodzeniem. Obecnie modne działanie w „stylu alpejskim”, czyli w małych zespołach, nawet dwuosobowych, uniemożliwia w razie wypadku przeprowadzenie akcji ratunkowej i wycofanie się. Nawet w przypadku banalnych obrażeń (np. skręcenie nogi) może się skończyć tragicznie. W Karakorum nie ma pogotowia ratunkowego na każde zawołanie jak w np. Alpach.
Polską działalność alpinistyczną w Karakorum rozpoczęła w 1969 roku czteroosobowa wyprawa Klubu Wysokogórskiego pod kierownictwem Ryszarda Szafirskiego na Malubiting (7453 m). Zakończyła się ona wejściem na północny szczyt tego masywu – 6843 m. Polską działalność aż po rok 1983 prezentuje zestawienie w publikacji „Karakorum. Polskie wyprawy alpinistyczne” wydanej przez Wydawnictwo Sport i Turystyka (Warszawa 1986 r.). O dalszej polskiej działalności w tych górach informacje są rozproszone, można je znaleźć w różnych czasopismach krajowych i zagranicznych. Najwięcej chyba w zeszytach „Taternika”. Główna uwaga taterników i mediów skupia się wokół prób i zimowych wejść na najwyższe szczyty: K2 (8611 m), Gasherbrum I (8068 m), Gasherbrum II (8035 m) i Broad Peak (8051 m), które poza zimą stały się terenem działalności komercyjnej, podobnie jak na Mont Blanc (4807 m) w Alpach i Mount Evereście (8848 m) w Himalajach.
Od lat zajmuję się topografią Karakorum. Moim zdaniem jest jeszcze ogromne pole do działania eksploracyjnego z dokonywaniem pierwszych wejść na szczyty o różnej skali trudności. Ze względów administracyjnych czy politycznych wyłączone są tylko niektóre tereny. Zachęcam więc taterników do powrotu do działalności jak w latach 1960-1983 w Hindukuszu, gdzie każdy mógł znaleźć cel dla siebie, według własnych możliwości i nie ograniczać się tylko do trekkingu po komercyjnych szlakach. Dobrym przykładem może być działalność Klubu Górskiego „Wrotnia” ze Stalowej Woli w latach 2013, 2016 i 2017, a także innych grup, opisanych w tym numerze „Taternika”. Trzeba jednak zawsze pamiętać o konieczności dobrego opanowania poruszania się w terenie lodowcowym.