Pisze: Krystyna Palmowska –pierwsza kobieta, która stanęła na szczycie Broad Peak, trzykrotna uczestniczka wypraw na K2.
Namawiam na K2: Góra olbrzymia, obronna, więc tym większa chwała dla narodu, który na niej walczy. Nawet po osiągnięciu wierzchołka Everestu będzie pierwsze wejście na K2 liczone do wielkich czynów. (…) Wiem, że Polacy mogą robić wielkie rzeczy – tylko musi przed nimi stać wielki cel – tak uzasadniał na przełomie 1935 i 1936 roku nowy kierunek polskiej ekspansji w górach wysokich Adam Karpiński, prekursor polskiego himalaizmu.
W ówczesnej grze o K2 znaleźli się jednak silniejsi zawodnicy. To Amerykanie poprowadzili przed wojną dwie wyprawy na tę górę: w roku 1938 – Charles Houston i w 1939 – Fritz Wiessner. Dotarli wysoko, ale nie do szczytu. Polacy natomiast wykorzystali swoją szansę i odnieśli duży jak na owe czasy sukces, zatykając biało- -czerwoną flagę na dziewiczym siedmiotysięczniku Nanda Devi East (7434 m) w Himalajach Garhwalu. Był 2 lipca 1939 roku.
K2 pozostał w sferze aspiracji polskich alpinistów, jednak miało upłynąć 40 lat od apelu Karpińskiego, a 22 lata od pierwszego wejścia Włochów, zanim marzenie stało się realne.
Pierwsza powojenna wyprawa, która w 1976 r. wyruszyła na K2 pod wodzą Janusza Kurczaba, postawiła sobie za cel
wytyczenie nowej drogi na północno-wschodniej grani – najdłuższej, niezwykle urwistej, ale najmniej stromej z grani K2. Cel bardzo ambitny – w tym czasie jedyna przebyta dotychczas droga włoska nie miała nawet powtórzenia. 19 osobowy zespół pokonał najtrudniejszą partię grani, rozpinając 3,5 km lin poręczowych na lodowo-skalnym ostrym grzebieniu długości ok. kilometra, z wielkimi nawisami na obie strony, by dotrzeć do pierwszych skał piramidy szczytowej. Tam, na wysokości 7970 m, został założony obóz VI. Na alpinistów czekał kluczowy odcinek – nadzwyczaj trudna bariera seraków i pionowych skał na wysokości 8250-8300 m.
Pierwszy atak się nie powiódł, ale następna dwójka: Eugeniusz Chrobak i Wojciech Wróż zdołała pokonać tę przeszkodę i dotarła na wysokość 8400 m, na skraj tarasów otwierających drogę ku wierzchołkowi. Wtedy to do Wróża dotarły dramatyczne słowa Chrobaka: „kończy mi się tlen, nie mogę iść wyżej”. Wobec późnej pory i wyraźnych oznak nadciągającego załamania pogody nie pozostało im nic innego niż odwrót (przypomnijmy, że w tym czasie wysokie ośmiotysięczniki uchodziły za niemożliwe do zdobycia bez tlenu, historyczne wejście Messnera i Habelera na Everest miało nastąpić dopiero za dwa lata).
Polską drogę powtórzyła dwa lata później(1978 r.) wyprawa Jima Whittakera. Ściślej biorąc, Amerykanie doszli granią do ostatniego obozu na 7970 m, a stamtąd wytrawersowali Ramieniem K2 do drogi włoskiej i nią osiągnęli wierzchołek. Kurczab, wbrew kronikarskim zapisom, nie bez racji utrzymywał, że oryginalna polska droga północno- wschodnią granią nie została dokończona. W podsumowaniu wyprawy napisał: „mimo braku końcowego sukcesu, osiągnięcie Polaków w 1976 roku pozostanie trwałym wkładem do dziejów sportowego podboju Góry Gór”.
Historia do pewnego stopnia powtórzyła się 6 lat później, w 1982 roku. Janusz Kurczab znów pojawił się pod K2, stojąc na czele polsko-meksykańskiego zespołu (15 Polaków i 6 Meksykanów). Wyprawa tym razem zmierzyła się z granią północno-zachodnią, atakowaną wcześniej (1975 r.) z mizernym skutkiem przez wyprawę amerykańską pod wodzą wspomnianego Jima Whittakera – Amerykanie utknęli na pierwszej z turni skalnych (ok. 6700 m), na samym początku grani.
Polsko-meksykańska ekipa, pomimo niesprzyjających warunków pogodowych, dotarła bardzo wysoko, zakładając pięć obozów – ostatni (V) na wys. ok. 8100 m, na zworniku grani północno-zachodniej i filara północnego. Tu jednak pojawiły się pewne problemy. Jak się okazało, północno-zachodnia grań, wzdłuż której biegnie granica między Pakistanem a Chinami, nie ma wyraźnego przebiegu – na dużej przestrzeni zatraca się w rozległej ścianie, by wyżej znów się wyodrębnić; na dodatek grań ta nie kulminuje w wierzchołku, tylko łączy się z filarem północnym, a tam wtedy wspinała się wyprawa japońska. Japończycy, niemile zaskoczeni spotkaniem z potencjalnymi rywalami, interweniowali u władz chińskich, co było powodem późniejszych komplikacji dyplomatycznych, na szczęście bez poważniejszych konsekwencji.
Atak szczytowy został przeprowadzony stosunkowo późno, bo 6 września, w porywach mroźnego jesiennego wiatru, na dodatek został skomplikowany przez chorobę jednego z uczestników zespołu szturmowego – Chrobaka, którego musiał sprowadzać Wielicki. Ostatnia próba Leszka Cichego i Wojtka Wróża załamała się na wysokości ok. 8250 m na skutek silnej wichury i groźby poważnych odmrożeń.
W dziewięć lat po tych wydarzeniach – w 1991 roku – dwaj Francuzi: Christophe Profit i Pierre Béghin powtórzyli trasę polskiej próby do połączenia z północnym filarem K2, po czym, nie wzbudzając już niczyich protestów, przetrawersowali w lewo od ostrza filara i weszli na szczyt drogą japońską, wariantem z 1990 roku.
W tym samym czasie co druga wyprawa Kurczaba, na południowo-wschodniej flance K2, na Żebrze Abruzzi, działała polska wyprawa kobieca (11 Polek i 1 Francuzka). Wanda Rutkiewicz zorganizowała tę ekspedycję z pełną świadomością, że nie będzie mogła stanąć na wierzchołku. Po skomplikowanym złamaniu nogi nie doszła do siebie i zadziwiła świat wspinaczkowy, przemierzając o kulach niełatwą trasę podejściową pod K2. Tak jak zespół Kurczaba, również kobiety spotkało niepowodzenie – osiągnięto tylko wysokość 7100 m, a na dodatek w czasie akcji zmarła nagle jedna z uczestniczek, wybitna taterniczka i alpinistka Halina Krüger-Syrokomska.
Następna próba Polek na K2 – w 1984 roku – też nie osiągnęła celu, jednak do trzech razy sztuka. W 1986 roku to właśnie Wandzie przypadło w udziale upragnione pierwsze polskie wejście na K2; było to zarazem pierwsze wejście kobiece na ten szczyt. Wyczyn tym bardziej godny uwagi, że dokonany w ramach małego, zaledwie czteroosobowego zespołu – poza Wandą była w nim trójka Francuzów. Warto też podkreślić ambitny styl wspinaczki: zespół działał na Żebrze Abruzzi jako pierwszy w sezonie, rezygnując z poręczowania, a także z zakładania stałych obozów w górnej partii drogi. Atak szczytowy został przeprowadzony w oparciu o obóz II na 7000 m, kolejne obozy czy biwaki alpiniści zakładali z marszu. Sama Wanda bardzo wysoko ceniła sobie to osiągnięcie: „K2 było i pozostanie moim największym sukcesem” – powiedziała w wywiadzie rzece, który ukazał się kilka lat później, już po jej śmierci.
Niestety triumf wkrótce zamienił się w tragedię. Podczas zejścia ze szczytu zginęli Liliane i Maurice Barrad – para małżeńska, która zainicjowała całe przedsięwzięcie. Taki schemat miał się powtórzyć jeszcze kilka razy tego pamiętnego lata na K2.
Rok 1986 zapisał się mocnym akcentem w historii sportowego podboju K2 także z uwagi na dwa inne polskie dokonania, obydwa dużej rangi.
Dwa tygodnie po Wandzie, po przejściu południowej ściany, na szczycie K2 zameldowała się polska dwójka: Jerzy Kukuczka i Tadeusz Piotrowski. Byli oni uczestnikami dużej międzynarodowej wyprawy kierowanej przez Karla Herrligkoffera. Nowa droga wiodła środkiem ściany południowej – Kukuczka znał początkowy odcinek (do wysokości 6400 m) z próby przeprowadzonej z Wojtkiem Kurtyką w 1982 roku. Powyżej tego terenu była strefa seraków, którą Kukuczka z Piotrowskim obeszli stromym żebrem, następnie posuwali się wielkim kuluarem, zwanym Hokejem, aż na wys. 8100-8200 m napotkali 100-metrowy pionowy próg skalny. Pokonanie tego odcinka było wyczynem bez precedensu. Przejście pierwszego 30-metrowego wyciągu, który Kukuczka wycenił na V+, zabrało im cały dzień.
Droga ta nie została powtórzona do tej pory, a przejście Kukuczki i Piotrowskiego pozostaje jednym z najśmielszych, nie tylko w historii K2. „Niewątpliwie wyczyn niesamowity, rewelacyjny, być może najlepsze przejście, jakie uczyniono do tej pory na tej górze” – orzekł Wojtek Kurtyka, który wiele razy bezskutecznie atakował K2.
Trzecim polskim osiągnięciem w 1986 roku było pokonanie słynnej Magic Line – filara południowego K21 – przez niewielki, 7-osobowy zespół (4 mężczyzn i 3 kobiety) kierowany przez Janusza Majera. Nazwę tej drogi wymyślił Reinhold Messner, który w 1979 roku przymierzał się do tej linii, jednak po pierwszym rekonesansie szybko ten pomysł porzucił. Wyzwanie podjęła jeszcze w tym samym roku bardzo mocna i doskonale wyposażona narodowa wyprawa francuska kierowana przez Bernarda Melleta (1400 tragarzy!). Trochę podobnie jak Polacy w 1976 roku, Francuzi pokonali lwią część drogi, jednak do sukcesu zabrakło im ok. 200 m wysokości.
Zwycięstwo przyszło 7 lat później i stało się udziałem właśnie polskiej wyprawy. Na szczyt dotarli Przemysław Piasecki, Wojciech Wróż i Słowak Peter Božík. Przebyta droga charakteryzowała się niezwykle dużym nagromadzeniem trudności technicznych, sięgających do wysokości 8500 m.
Oba zwycięskie zespoły dokonały graniowego trawersowania masywu K2, wchodząc na wierzchołek nową drogą, a schodząc drogą normalną. Niestety te sukcesy zostały okupione wysoką ceną: ani Tadeusz Piotrowski, ani Wojtek Wróż nie donieśli swojego sukcesu do bazy, w zejściu po próbie zdobycia szczytu drogą normalną zginęła też inna uczestniczka wyprawy Majera, Dobrosława Miodowicz-Wolf.
Następny rozdział w historii sportowej eksploracji K2 napisał „Lider” – Andrzej Zawada – inicjator i światowy orędownik himalaizmu zimowego. Po historycznym sukcesie na Evereście przyszła kolej na K2. Zanim jednak doszło do pierwszej próby, trzeba było pokonać długi tor przeszkód. „Nawet pobieżny przegląd problemów związanych
z takim zimowym projektem mógł zniechęcić każdego” – napisze potem Zawada w „Taterniku”. „Długie podejście do bazy, trudności techniczne góry, brak zimowego rozeznania warunków, zdobycie zezwolenia, a przede wszystkim pieniędzy na tak złożoną operację górską”.
Samo wynegocjowanie warunków organizacji wyprawy z rządem pakistańskim trwało 5 lat – regulamin dla wypraw zimowych w górach Pakistanu należało stworzyć od podstaw. Finansowanie zapewnił udział dewizowców. Ostatecznie w składzie ekipy zimowej znalazło się 10 wspinaczy z Polski, 5 z Kanady i 3 z Wielkiej Brytanii..
Pomimo wyjątkowo długiej, prawie 3-miesięcznej batalii, pomimo silnego zespołu, złożonego z czołówki polskich alpinistów, którzy praktycznie dźwigali na swoich barkach ciężar akcji górskiej, wyprawa nie przekroczyła bariery wysokości 7200 m, zdoławszy pokonać tylko trudności Czarnej Piramidy na Żebrze Abruzzi.
Zaciętość i wysiłki wspinaczy napotkały wyjątkowo twardego przeciwnika – pogodę. Szczyty masywu Karakorum leżą dalej na północ niż Himalaje, więc warunki meteorologiczne w rejonie okazały są nieporównanie trudniejsze niż w Nepalu.
„W ciągu prawie 3 miesięcy (80 dni) pobytu w bazie doliczyliśmy się w sumie 10 dni tzw. bezbłędnej pogody, jej przebłyski nigdy jednak nie trwały dłużej niż jeden-dwa dni. Wichury, spotęgowane jeszcze na otwartych graniach K2, paraliżowały całkowicie naszą działalność. Przy tak silnym zespole, dysponując dostatkiem sprzętu i tlenu, potrzebowaliśmy tylko tygodnia dobrej pogody. Ale koniecznie w jednym kawałku! (…). Tym razem nie było nam to
jednak pisane” – podsumuje potem Zawada.
Wyprawie udało się mimo to przekroczyć w zimie magiczną granicę 8 tysięcy metrów w Karakorum, a dokonał tego Maciej Berbeka, wchodząc na przedwierzchołek Broad Peak. To już jednak zupełnie inna historia.
„Wyprawa za milion dolarów”, jak ją nazywano, wzbudziła krytykę środowiska wspinaczkowego. Argumentowano, że Zawada niepotrzebnie zorganizował taką kosztowną, „mamucią” ekspedycję, która nie przyniosła istotnych rezultatów, że za pieniądze wydane na tę wyprawę można byłoby zorganizować wiele innych, mniejszych. Zawada odpowiedział: „Nadal uważam, że zimą można atakować K2 tylko z wielką, kosztowną wyprawą. Mniejsza ekspedycja po prostu nie ma szans (…). Kierownik zawsze musi kalkulować, ile pieniędzy trzeba wpakować w wyprawę i jakie są szanse na zdobycie góry”.
Pierwsza zimowa ekspedycja na K2 podzieliła więc los innych pionierskich przedsięwzięć – przetarła szlaki, zdobyła cenne doświadczenia, ale nie osiągnęła celu.
Andrzej Zawada nie dał za wygraną. Zamierzał przypuścić atak od strony Chin, drogą japońską z 1982 r. na filarze północnym K2, jednak nie doczekał realizacji swojego pomysłu. Zmarł na raka w 2000 roku.
Polacy powrócili zimą na K2 dopiero 15 lat po pierwszej próbie. W sezonie 2002/2003 od strony chińskiej ruszyła Polska Wyprawa Zimowa Netia K2. Dowodził nią Krzysztof Wielicki, który przejął pałeczkę od Zawady. Warto wspomnieć, że pierwszy zdobywca Everestu zimą znał już filar północny K2. Latem 1996 r. był kierownikiem wyprawy, która tą drogą wprowadziła na szczyt trzech polskich wspinaczy: oprócz niego samego byli to Ryszard Pawłowski i Piotr Pustelnik.
Wyprawa zimowa cieszyła się wyjątkowo dużym zainteresowaniem mediów – alpinistom towarzyszyła spora grupa dziennikarzy i filmowców. W sumie ekipa liczyła ok. 30 osób.
Zespół wspinaczkowy był mocno zróżnicowany: obok „starych wyjadaczy” pojawiła się grupa wspinaczkowej młodzieży (to wtedy zaczęła się wielka kariera Piotra Morawskiego), ponadto była grupa wspierająca, wreszcie w składzie znalazło się czterech mocnych wspinaczy ze Wschodu: z Kazachstanu, Gruzji i Uzbekistanu. Niestety po miesiącu „grupa wschodnia”, nie widząc szans na wejście szczytowe, postanowiła opuścić szeregi zespołu, zarzucając kierownictwu „nieprofesjonalne przygotowanie wyprawy”. Wyłamał się tylko Denis Urubko, który potem – już w ostatniej fazie akcji górskiej – wraz z Piotrem Morawskim założył obóz IV na wysokości 7630 m, najwyższej osiągniętej w czasie wyprawy. Atak szczytowy planowany na 26 lutego nie doszedł do skutku z powodu choroby jednego z uczestników – Marcina Kaczkana, którego szczęśliwie udało się sprowadzić na dół.
Wyprawa dotarła więc ok. 500 m wyżej niż ta pionierska, jednak do szczytu pozostało jeszcze tysiąc kluczowych metrów.
Janusz Onyszkiewicz, ówczesny prezes PZA, apelował wtedy w „Taterniku” o zwarcie szeregów: „Niepowodzenie ostatniej zimowej wyprawy na K2 nie powinno działać zniechęcająco – raczej wręcz przeciwnie, powinno mobilizować do dalszych wysiłków. Może uda się też przezwyciężyć pewną lukę pokoleniową, która pojawiła się wraz z odejściem (często tragicznym) wielu wielkich nazwisk z lat osiemdziesiątych”.
Z K2 zmierzyła się zimą jeszcze jedna ekipa – tym razem byli to Rosjanie pod wodzą Wiktora Kozłowa. 11-osobowa wyprawa działająca w sezonie zimowym 2011/2012 na tzw. drodze Česena2, po półtoramiesięcznej akcji osiągnęła wysokość 7200 m. Zakończyła się po śmierci jednego z uczestników, który zmarł na skutek doznanych odmrożeń.
Warto zwrócić uwagę, że od czasu pierwszych prób zimowych, „polską specjalnością” zainteresowali się wspinacze innych narodowości. Oprócz Rosjan i wspomnianego Denisa Urubko, do rywalizacji włączyli się (z sukcesem) tacy zawodnicy, jak: Włoch Simone Moro i Bask Alex Txikon. Zimowy himalaizm zyskał też uznanie światowej prasy. Po zdobyciu Nanga Parbat – jak dotąd najzacieklej atakowanego zimą ośmiotysięcznika (36 wypraw!) – włoska prasa rozpisywała się o tym sukcesie. Padło nawet triumfalne stwierdzenie, że jeden ze zdobywców Nangi – Simone Moro „odebrał Polakom ich królestwo”. Sam zainteresowany zdecydowanie odciął się od takiego osądu. Odnosząc się do dokonań Lodowych Wojowników, powiedział: „Czuję się ich następcą, staram się ich naśladować – na co zasłużyli, ponieważ byli w pewnym sensie mentorami całego mojego pokolenia”.
Filar północny K2 ma jeszcze jedno polskie przejście, oprócz tych z 1996 roku. W 2011 roku Dariusz Załuski nie dość, że wszedł na szczyt w ramach 4-osobowego (międzynarodowego) zespołu, to jeszcze znalazł siły na dostarczenie dokumentacji filmowej z akcji górskiej, łącznie z atakiem szczytowym.
W ostatnich latach, począwszy od 2012 r., odbyły się cztery polskie wyprawy letnie (2012, 2014, 2016 i 2017), których celem było zdobycie doświadczenia i rozpoznanie warunków przed planowaną wyprawą zimową. Wyprawy zostały zorganizowane w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy – projektu zainicjowanego z rozmachem przez Artura Hajzera, a po jego tragicznej śmierci kontynuowanego przez Janusza Majera. W ich trakcie miały miejsce trzy wejścia szczytowe – wszystkie drogą normalną (patrz spis polskich wejść).
K2, mimo że komercjalizacja dotarła również i na ten szczyt, wciąż pozostaje trudnym sprawdzianem dla alpinistów. Wielu wybitnych wspinaczy, mimo wielokrotnych prób, musiało pogodzić się z przegraną, żeby wspomnieć tylko Wojtka Kurtykę.
Nie przypadkiem K2 został ostatnim szczytem 8-tysięcznym bez zimowego wejścia.