11 sierpnia ze stacji kolejki Montenvers w Chamonix podeszliśmy w pobliże północnej ściany Grandes Jorasses i zabiwakowaliśmy po lewej stronie lodowca na olbrzymim głazie. O 3:00 wyszliśmy w kierunku ściany i o 5:00 zaczęliśmy się wspinać w najniższej części ostrogi Filara Croza. Poruszaliśmy się na lotnej, z wykorzystaniem micro traxion zamiast stanowisk, wyciągami do 200 metrów w mikstowych kuluarach do 65 stopni z miejscami M4+. O 11 stanęliśmy u stóp Monolitu. Gosia przebrała się w botki wspinaczkowe i zaatakowała pierwszy wyciąg, wyceniany na A2 z miejscem A3. Słońce już schowało się za Filarem Walkera i jednocześnie zerwał się zimny, przeszywający wiatr. Po 20 minutach straciła czucie w dłoniach i stopach i musiała zjechać do stanowiska. Przejąłem prowadzenie z dziabami i w rakach. Dopiero o 16 oboje staliśmy na dużej, komfortowej półce, 50 metrów nad podstawą Monolitu. Gosia była wyziębiona, miała dreszcze i hipotermię. Resztę dnia spędziliśmy na przygotowywaniu biwaku i ogrzewaniu Małgosi – na szczęście skutecznie.
Drugiego dnia wstaliśmy o 6 i Gosia poprowadziła 6 kolejnych wyciągów o trudnościach do 6a+, A2. Około 18 dotarliśmy do rampy na grzędzie Filara Croza gdzie ugotowaliśmy herbatę. Przejąłem prowadzenie i około 21 dotarłem pod crux drogi. Tutaj biwak był niemożliwy, dlatego zjechałem do poprzedniego stanowiska. Powrót na wygodną rampę był stąd niemożliwy ze względu na konfigurację terenu. Przygotowania do biwaku na 40 cm półce trwały do 2 w nocy. Biwak był trudny i prawie bezsenny, ponieważ wisieliśmy w pętlach i byliśmy mokrzy po przejściu przez prysznic cieknący z okapów ponad nami.
Trzeciego dnia zebraliśmy się o 6 rano i po zostawionej dzień wcześniej poręczy wspięliśmy się pod kluczowy wyciąg, którego najtrudniejsze miejsce przeszedłem wariantem oryginalnym na skyhookach. Musiałem też w pewnym momencie podjąć ze stanowiska pod okapem sprzęt zimowy, bujając liną w kształcie litery „u” i przebrać się w totalnej 800-metrowej ekspozycji, ponieważ okazało się, że z okapów wychodzi się bezpośrednio w śniegi. Za Monolitem ściana położyła się i przeszliśmy na lotną. O 18, poprzez system kuluarów, bardziej kruchych i niebezpiecznych niż poniżej Monolitu, dotarliśmy do połączenia z Filarem Croza. Zostało nam jedynie 150 metrów do szczytu. Ugotowaliśmy liofa, ponieważ od przedwczoraj nie jedliśmy nic konkretnego i o 19 wystartowaliśmy w lewy wariant Filara. 70 metrów przed wierzchołkiem wycofaliśmy się ponownie na ostrze Filara w miejsce połączenia dróg, ponieważ byłem zmęczony i po ciemku nie radziłem sobie z ryzykownym, słabo asekurowalnym terenem, w którym groziły loty do 20m. Około 1:30 położyliśmy się w śpiworach na małej półce. Wiało dość mocno, zachmurzyło się i nie mogliśmy spać z zimna i niepewności czy kuluar puści nas nazajutrz.
Czwartego dnia znowu wstaliśmy o 6 i żwawo doszliśmy do miejsca, w którym pozostawiłem stanowisko zjazdowe. Kontynuowaliśmy wspinaczkę do 11:10, kiedy oboje, po 78 godzinach od wejścia w ścianę stanęliśmy na grani Grandes Jorasses, 10 metrów od Pointe Croz. Zjazd z Pointe Croz na włoską stronę nie wchodził w grę ze względu na kruszyznę ściany. Przetrawersowaliśmy granią do Pointe Whymper, skąd najpierw zjechaliśmy zaśnieżonym kuluarem na lodowiec a następnie w 10 godzin zeszliśmy do Courmayeur.
Manitua to najtrudniejsza i najpiękniejsza droga jaką kiedykolwiek przeszliśmy. Składa się 2 sekcji mixtowych (400 i 300 metrów) przedzielonych granitowym, generalnie przewieszonym Monolitem o wysokości około 400 metrów. „Po linie” droga ma około 1500 metrów długości. Jakość mixtów jest oczywiście zmienna w zależności od pogody; my trafiliśmy na dobre warunki w dolej partii i znośne w górnej. Skała w Monolicie jest jak sama nazwa wskazuje – lita, choć nie zaryzykowałbym wspinaczki pod innym zespołem w warunkach letnich na żadnej drodze na Jorassach. Stosunkowo najbezpieczniej jest w Monolicie, gdyż kamienie spadają bez kontaktu ze skałą do Kuluaru Centralnego. Warunki skalne były nieoptymalne; w wielu miejscach mokro lub verglass, dlatego najtrudniejsze ruchy klasyczne to tylko 6a+, hakowe natomiast A3 lub wg większości źródeł A3+. Drogę podzieliliśmy na 24 wyciągi – wiele na lotnej z wykorzystaniem micro traxion zamiast stanowisk.
Co do wyceny, po konsultacji z mistrzem hakówki trudności przedstawiają raczej modern A3 niż A3+ ale niektórzy i tak wycofywali się tłumacząc, że oba bolty osadzone w kluczowym miejscu przez autora drogi Slavko Sveticica są zniszczone. Na niższym można powiesić cięgło kości, wyższy natomiast nie stanowi żadnej pomocy wspinaczkowej. Spity w końcówce Monolitu wbite przez Lafaille, który otworzył w pobliżu dwie drogi: Le chemin des etoiles oraz Decalage nie wpływają w żaden sposób na wspinaczkę, są rozmieszczone w niefortunnych miejscach i generalnie zbędne. Niektóre zespoły omijają crux 20m z lewej strony ospitowanym przez Bubu wyciągiem drogi Le Nez (7c), gdzie, sądząc z opisów wycofów z kluczowego wyciągu Manitui, trudności hakowe są mniejsze. Zespoły omijają też czasem pierwszy wyciąg w Monolicie, obchodząc go 30m łukiem z lewej terenem 5c, do czego namawia autor przewodnika, pisząc, że jest to nie tylko łatwiejsze ale i bardziej logiczne (sic!). Niektórzy nie robią też kuluaru nad Monolitem, obchodząc go polem lodowym Croza. W skrajnym przypadku można nie przejść żadnego z dwóch kluczowych wyciągów i 70% drogi wspólnie z Crozem a przejść Manituę. Ech ta francuska etyka wspinaczkowa!
Ewentualny niedramatyczny wycof z Monolitu możliwy jest do 9. wyciągu. Potem ściana jest tak wywieszona a droga prowadzi po niej diagonalnie, że poprowadzenie zjazdów byłoby bardzo trudne. Być może jest możliwość zjazdu po 12. wyciągu na zachodnią stronę Filara Croza i dalsze zjazdy Filarem.
Najlepsza pora wspinaczki na Mani przypada w lipcu. Monolit jest wtedy nasłoneczniony od rana do popołudnia, skała sucha a mixty często dobrze wylane. W sierpniu słońca zwłaszcza w dole Monolitu jest mniej, co w naszym przypadku prawie załamało akcję. Na drodze jest kilka dobrych miejsc biwakowych. Wiedza o ich rozlokowaniu jest niezwykle przydatna. W przewodniku i schematach z netu jest wiele błędów i nieścisłości, również tak znaczących jak obecność miejsca biwakowego pod cruxem. Sprzęt do przejścia drogi w obecnym stanie to: standardowy zestaw haków, friendy od micro do #3 (podwojone od #0,3 do 2), kości, 2 śruby, 2 skyhooki (mały i średni).
Składam wyrazy najwyższego podziwu i uznania mojej partnerce Małgosi Jurewicz nie tylko za jej nieprzeciętne kompetencje alpinistyczne ale przede wszystkim za niespotykany hart ducha, który jest jednym z filarów naszego zespołu.
Józek Soszyński