Lawina w Wielkiej Świstówce

29 grudnia, 2015

swistowka1a

Drugi stopień zagrożenia lawinowego może dawać fałszywe wrażenie, że góry są bezpieczne, tymczasem niewielki błąd w ocenie ryzyka lawinowego bywa brzemienny w skutki.

21 lutego 2015, przy drugim stopniu zagrożenia lawinowego, miało miejsce kilka wypadków lawinowych: na progu Zmarzłego Stawu, na progu Doliny Pięciu Stawów oraz w Wielkiej Świstówce Doliny Miętusiej, który jest opisany w poniższym tekście.
W ciągu doby poprzedzającej 21 lutego wzmógł się wiatr i chociaż nie wystąpił opad śniegu, intensywne podmuchy przenosiły to, co napadało wcześniej, tworząc rozległe obszary szczególnie zagrożone zejściem lawiny. To właśnie wejście na taki obszar skutkowało zasypaniem poszkodowanych.
O godzinie 14.28 Centrala TOPR otrzymuje zgłoszenie o lawinie, która zeszła w rejonie Wielkiej Świstówki w Dolinie Miętusiej. Pod śniegiem znaleźli się taternicy jaskiniowi, których celem była Jaskinia Komin w Ratuszu Litworowym. Początkowo zasypane zostały cztery osoby, dwie z nich zdołały się uwolnić, dwie pozostawały pod śniegiem. Nikt w grupie nie posiadał sprzętu lawinowego.

Śmigłowiec z ratownikami na pokładzie znajdował się już w powietrzu w trakcie powrotu z rejonu Zmarłego Stawu. Trudne warunki – silny wiatr, zamieć i ograniczona widoczność – uniemożliwiły jednak dotarcie na miejsce zdarzenia z powietrza. Ratownicy zmuszeni byli przepakować sprzęt i wyruszyć w kierunku wypadku na nartach. Huraganowy wiatr, który zdewastował tatrzańskie lasy w grudniu 2013 roku, przeobraził także dno Doliny Miętusiej – liczne powalone drzewa i wykroty komplikowały dotarcie do Wielkiej Świstówki. A trzeba było przejść także znajdujący się na trasie trudny teren Wantuli.

Akcja ratownicza. Fot. Witold Cikowski
Akcja ratownicza. Fot. Witold Cikowski

O godzinie 16.22 na miejsce wypadku dotarł pierwszy ratownik. Poszkodowanym grotołazom pomocy udzielała już inna grupa ludzi, która znajdowała się w pobliżu. Pierwszą zasypaną, odnalezioną po ok. 50 minutach pod śniegiem, natychmiast resuscytowano. Jej drogi oddechowe były zasypane śniegiem, podczas odkopywania nie stwierdzono obecności przestrzeni powietrznej. Ratownik, który dotarł na miejsce zdarzenia jako pierwszy, stojąc wobec sytuacji ograniczonych możliwości udzielania pomocy (ratownicy niosący sprzęt pojawiali się w kilkuminutowych odstępach czasu) oraz widząc, że właśnie odkopywana druga osoba jest przytomna, podjął decyzję o skoncentrowaniu pomocy na tej, która miała większe szanse na przeżycie. Druga poszkodowana nie była w stanie nawiązać kontaktu werbalnego, ale Akcja ratownicza. Fot. Witold Cikowski oddychała samodzielnie mimo zasypania przez ponad 1 h 50’. Dookoła niej stwierdzono obecność przestrzeni powietrznej, w chwili zasypania zdołała osłonić twarz rękami. Podejrzewając wychłodzenie poważnego stopnia, wykopano jamę w śniegu, by ochronić poszkodowaną przed zamiecią, zastosowano pakiety grzewcze i termoizolację z folii nrc oraz odzieży. Podano tlen poprzez maskę i rozpoczęto monitorowanie EKG za pomocą defibrylatora półautomatycznego.

Oczekując na dotarcie kolejnych ratowników wraz ze środkiem transportu, ratownicy obserwowali stopniowe spowolnienie akcji oddechowej oraz serca, utratę przytomności oraz, o godzinie 17.30, zatrzymanie krążenia.

Natychmiast podjęto resuscytację, dwukrotna defibrylacja okazała się nieskuteczna, pacjentkę zaintubowano. RKO wraz z wentylacją workiem samorozprężalnym kontynuowano po przełożeniu do noszy SKED. Tak elektrody defibrylatora, jak i urządzenie do automatycznego masażu klatki piersiowej zawiodły, prawdopodobnie przez wdzierający się wszędzie śnieg niesiony z wiatrem.

Transport dnem Doliny Miętusiej musiał zatem przebiegać w następujący sposób: ratownik klęcząc na noszach SKED wykonywał uciski klatki piersiowej i wentylację workiem, podczas gdy reszta zespołu pomagała ciągnąć i przygotowywała teren przed noszami. Teren Kobylarzowej Turni i Wantuli, a następnie zdewastowany obszar od Równi Miętusiej aż do spotkania ze szlakiem z Przysłopu Miętusiego (odkąd droga była w lepszym stanie) oznaczał ogromny wysiłek dla całego zespołu. Poszkodowaną przełożono następnie do przyczepy ciągniętej przez skuter i o godzinie 20.35 przekazano zespołowi karetki Szpitala Powiatowego w Zakopanem. W ambulansie możliwe było użycie urządzenia do zautomatyzowanego ucisku klatki piersiowej, zmierzono też temperaturę głęboką poszkodowanej – wskazania termometru (<17 st. C) potwierdziły wstępne rozpoznanie głębokiej hipotermii. Z tego też powodu nie podejmowano prób defibrylacji serca mimo występowania niskonapięciowego migotania komór (niska temperatura serca pacjenta sprawia, że zabieg ten jest nieskuteczny). Karetka przetransportowała poszkodowaną na lądowisko przy Szpitalu w Nowym Targu, gdzie oczekiwał śmigłowiec LPR. Śmigłowiec wylądował o godzinie 22.22 przy krakowskim Szpitalu Jana Pawła II. Tam na przybycie pacjentki oczekiwał zespół Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej.

Nie przerywając resuscytacji zmierzono precyzyjnie temperaturę wnętrza ciała chorej (16,9 st. C). Zadaniem personelu medycznego było wszczepienie ECMO – systemu krążenia pozaustrojowego, który jest w stanie jednocześnie zastępować pracę układów oddechowego i krążenia oraz efektywnie ogrzewać ustrój chorego w głębokim wychłodzeniu. Około godz. 00.15 osiągnięto temperaturę umożliwiającą skuteczną defibrylację, powróciła prawidłowa praca serca. O 4.30 poszkodowanej przywrócono normalną temperaturę ciała. Po 91 godzinach od rozpoczęcia zabiegów odłączono urządzenie ECMO, ponieważ pacjentka była już wydolna pod względem krążeniowym i oddechowym. W trakcie pobytu w Szpitalu JP II konieczne było dwukrotne chirurgiczne otwarcie jamy brzusznej, prowadzono też terapię nerkozastępczą. Dziesiątego dnia od przyjęcia chora pierwszy raz stanęła na nogach – podjęła ostrożne spacery, zaś kolejne szesnaście dni później opuściła szpital w pełni wydolna krążeniowo i oddechowo, bez ubytków neurologicznych.

Sukces trwającej 6 godzin i 45 minut resuscytacji wynikał ze świetnej współpracy służb (TOPR, PRM, LPR, Szpital JPII, CLHG). Istotną rolę odegrał tu koordynator procedury hipotermii, który zorganizował sprawny i płynny transport poszkodowanej poza górami i sprawił, że trafiła bezpośrednio do wysoko wyspecjalizowanej jednostki zajmującej się leczeniem głębokiej hipotermii.

Zatrzymanie krążenia w hipotermii jest wyjątkowym stanem, gdzie mimo wielu godzin śmierci klinicznej możliwy jest pełny powrót do zdrowia. Dlatego niezmiernie ważne jest wczesne podjęcie i kontynuowanie resuscytacji aż do pełnego ogrzania ciała chorego.

Ze strony TOPR w akcji wzięło udział 35 ratowników (zawodowych i ochotników), którzy zmobilizowani zostali zarówno z dyżuru, jak i wezwani z domów.

Udostępnij wpis

Przeczytaj również