Kobiety w TOPR

14 grudnia, 2015

kobiety3a
W 106-letniej historii Pogotowia Tatrzańskiego ratownikami było dziesięć kobiet. Siedem odeszło już na zawsze. Tak się złożyło, że prawie wszystkie znałem.

Kiedy Mariusz Zaruski wraz z innymi członkami założycielami Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zakładali czwartą na świecie górską organizacje ratowniczą, nikt nie przewidywał, że ratownikami tatrzańskimi będą również kobiety. W pierwszych dziesięcioleciach do TOPR należeli wyłącznie mężczyźni. Podczas akcji potrzebna była przede wszystkim siła fizyczna.

Zofia Radwańska-Paryska
Zofia Radwańska-Paryska

Zofia Radwańska-Paryska
Wyłom nastąpił dopiero po II wojnie w 1945 roku, kiedy pierwszą ratowniczką tatrzańską została Zofia Radwańska Paryska, która trzy lata później, jako pierwsza kobieta, uzyskała również uprawnienia przewodnika tatrzańskiego. Nie obyło się to bez sprzeciwu części środowiska ratowniczego oraz przewodnickiego. Jednak osiągnięcia wspinaczkowe w Tatrach i w Alpach, a także bardzo dobra znajomość topografii Tatr przeważyła, że Zofia Radwańska- Paryska w dniu 3 września 1945 roku złożyła przyrzeczenie ratownicze. Nie bez znaczenia był też fakt, że w tym czasie kierownikiem (naczelnikiem TOPR) był jej mąż Witold Henryk Paryski. Poza pracą naukową, która była jej głównym zajęciem oraz szkoleniem przewodników nie wiele miała czasu na działalność w TOPR, uczestniczyła w 13 wyprawach ratunkowych.

Aleksandra Korosadowicz
Efemerydą w ratownictwie tatrzańskim była Aleksandra Korosadowicz. We wrześniu 1946 roku, po Wojciechu Wawrytce, kierownikiem Pogotowia Tatrzańskiego był przez rok Zbigniew Korosadowicz, mąż Aleksandry. I właśnie wtedy, w 1947 została wpisana do księgi członków TOPR jego małżonka. W młodości wspinała się w jego towarzystwie a może w okresie kiedy kierował TOPR-em pomagała mu w pracach biurowych. W wyprawach nie uczestniczyła, gdyż w tamtym okresie wychowywała kilkuletniego syna.

Bronisława Staszel-Polankowa
W 1951 roku została przyjęta do TOPR 40-letnia Bronisława Staszel-Polankowa, wybitna narciarka, wielokrotna Mistrzyni Polski w biegach płaskich i konkurencjach zjazdowych, prowadząca potem małe schronisko pod Przysłopem Miętusim. W tamtych latach była również instruktorką narciarską, a schronisko, które prowadziła już przed II wojna światową miało niepowtarzalny klimat. W schronisku GOPR urządził punkt ratowniczy, zaopatrując go w apteczkę a umiejętności sanitariuszki Bronki Staszel-Polankowej mogły być przydatne. To ona udzielała nieraz pierwszej pomocy turystom lub narciarzom, zanim dotarli tam ratownicy. To był powód przyjęcia jej do TOPR, jednak w żadnej wyprawie ratunkowej nie uczestniczyła.

kobiety4Janina Pychowa
W Kuźnicach nad potokiem Bystrym, do dziś stoi drewniany dom, w którym przez wiele lat była dyżurka ratowników tatrzańskich, łącząca się z mieszkaniem Janiny Pychowej i jej córki Stefanii. Tam również zamieszkał potem Jerzy Hajdukiewicz, kiedy został mężem Stefki. Mama Pychowa, gdyż tak ją nazywali ratownicy i narciarze, wielokrotnie udzielała pierwszej pomocy poszkodowanym turystom oraz narciarzom zjeżdżającym z Kasprowego Wierchu lub z Hali Gąsienicowej, opatrywała rany i wzywała ratowników lub karetkę ze szpitala. W dyżurce kuźnickiej był nie tylko dobrze wyposażony punkt medyczny ale również pomieszczenie na sprzęt – narty, tobogan, akię, przechowywany po zwiezieniu poszkodowanych a zabierany następnego dnia przez dyżurnych ratowników na Kasprowy Wierch, czy też do schronisk. Za życia Mamy Pychowej dyżurka ratowników miała swój domowy klimat, zawsze była herbata, kawa, ciasto lub bigos. O jej fachowości w opatrywaniu ran i opiekuńczości miałem okazję przekonać się w 1968 roku, kiedy zjeżdżając na nartach z Kasprowego doznałem na nartostradzie kontuzji głowy i mocno krwawiąc dojechałem do dyżurki. Natychmiast zaopiekowała się mną Mama Pychowa, zatamowała krwotok, opatrzyła ranę i wezwała karetkę ze szpitala. W latach 50-tych ruch turystyczny w Tatrach zaczął wzrastać, a Kuźnice były punktem wyjścia w góry i miejscem gdzie kończyli swoje zjazdy narciarze. Dyżurka ratowników była tam bardzo potrzebna i wtedy ktoś widząc duże zaangażowanie Janiny Pychowej, udzielającej pierwszej pomocy turystom i narciarzom zaproponował, by przyjąć ją do GOPR i tak się też stało. Ratownikiem tatrzańskim została 22 grudnia 1954 roku, jako czwarta z kolei. Uczestniczyła również w 6 wyprawach ratunkowych.

Alina Kaszynowa
z domu Bałabuszyńska została przyjęta do Grupy Tatrzańskiej GOPR 12 lutego 1956 roku. Urodziła się w Warszawie. Była siostrzenicą Ludomira Różyckiego, wybitnego kompozytora operowego i symfonicznego. W Tatry przyjeżdżała już przed wojną, należała bowiem do PTT i SNPTT. W Powstaniu Warszawskim uczestniczyła jako sanitariuszka a po wojnie zamieszkała w Zakopanem, gdzie od razu zaaklimatyzowała się w zakopiańskim środowisku górskim. Wspinała się z różnymi partnerami ale również w zespołach kobiecych, latem i zimą, w sumie przeszła około 230 dróg wspinaczkowych. Uczestniczyła też w wyprawach do jaskiń tatrzańskich. W 1951 roku została przewodnikiem tatrzańskim, jako trzecia kobieta w Polsce. Od przybycia do Zakopanego pracowała w Kuźnicach, jako kasjerka kolei linowej na Kasprowy Wierch. Praca była tam zmianowa, dlatego miała również czas na narty, wspinaczki, jaskinie i fotografię. Jej kwalifikacje górskie były wystarczające, by mogła zostać przyjęta na ratownika tatrzańskiego. Z biegiem lat, ze względu na stan zdrowia zajmowała się raczej pracą społeczną na rzecz przewodnictwa i ratownictwa tatrzańskiego. W wyprawach ratunkowych nie uczestniczyła.

Krystyna Sałyga-Dąbkowska
związana była z ratownictwem tatrzańskim od pół wieku, w tym również zawodowo a ratownictwo, jak można ocenić to po latach, było jej powołaniem. Urodzona w Milanówku, od dziecka przyjeżdżała w Tatry, potem zaczęła się wspinać i rezygnując z miejskiego życia zamieszkała pod Tatrami. Kiedy uzyskała uprawnienia przewodnika tatrzańskiego, miała już na swym koncie wiele ambitnych dróg wspinaczkowych oraz stopień instruktora narciarstwa alpejskiego jako pierwsza Polka. Te wysokie kwalifikacje górskie, pozwoliły jej starać się o przyjęcie do Grupy Tatrzańskiej GOPR. Nawet w jej przypadku było kilka sprzeciwów ze strony ratowników starszej generacji, ale po latach została przez wszystkich zaakceptowana. Potrafiła nawiązać z nimi kontakt a nawet skłonić ich do wspomnień i opowieści, które potem publikowała w prasie. Przyrzeczenie ratownicze złożyła 20 grudnia 1965 roku. W latach 1969 – 1981 była zatrudniona jako zawodowy ratownik w grupie Tatrzańskiej GOPR, jako szef służby profilaktycznej. W tym okresie skrupulatnie prowadziła dokumentację oraz Księgę Wypraw Ratunkowych, a jej publikacje dotyczące ratownictwa tatrzańskiego często ukazywały się w czasopismach górskich. Uczestniczyła w 30 wyprawach ratunkowych.

Czesława Słodyczka
prowadziła Herbaciarnie na Polanie Strążyskiej w latach 1959 – 1981. Była tam gaździną, najdłużej ze wszystkich dzierżawców. Znajdował się tam niewielki bufet oraz bardzo potrzebny punkt ratunkowy, przy ruchliwym szlaku na Giewont oraz na Ścieżce nad Reglami. Nieraz zgłaszali się do niej turyści by udzieliła im doraźnej pomocy, na stłuczenia lub skaleczenia. Po przeszkoleniu Cesia robiła to fachowo, a 17 października 1968 roku złożyła przyrzeczenie ratownicze. W wyprawach nie brała udziału a jej czynności w ratownictwie tatrzańskim ograniczyły się do udzielania pierwszej pomocy. Zasłynęła tym, że w marcu 1973 roku została „matką chrzestną” statku ratowniczego R-17 „Halny”, Polskiego Ratownictwa Okrętowego. W góralskim przyodziewku pojechała nad morze, by rozbić butelkę szampana o burtę tego statku.

Maria Riemen,
wieloletnia dyrektor LO. im. Oswalda Balzera w Zakopanem, w latach 70. była posłanką na sejm. Ówczesne władze GOPR, zabiegały by mieć rzecznika swoich interesów we władzach państwowych na najwyższym szczeblu. Dlatego do Rady Naczelnej GOPR, powołanej przez Zarząd Główny PTTK i działacze PTTK, a Maria Riemen jako posłanka na Sejm PRL. W 1978 roku, Riemenowa została zastępcą przewodniczącego Rady Naczelnej GOPR. Było to zgodne z obowiązującymi przepisami, gdyż Maria Riemen została członkiem wspierającym Grupy Tatrzańskiej GOPR. W 1982 roku została przewodniczącym Rady Naczelnej GOPR. W okresie tych kilku lat działalności we władzach GOPR pomogła załatwić wiele spraw istotnych dla ratownictwa górskiego w Polsce, sprzętowych oraz inwestycyjnych a wielu ratownikom umożliwiła uzupełnienie wykształcenia.

Monika Rogozińska
urodziła się w Warszawie. Już w czasie studiów wyjeżdżała w Tatry i Alpy. Chciała być dziennikarką, ale w tamtych latach to nie było łatwe, gdy chciało się być rzetelnym i obiektywnym dziennikarzem. Kiedy przygotowała dla Polskiego Radia audycję, podpadła cenzurze i ten medialny start się nie udał. Wyjechała z Warszawy i zamieszkała w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, w sercu gór, z dala od miejskich spraw. Była tam m.in. szefową kuchni i wrosła w środowisko ludzi gór. W wolnym czasie wspinała się, gdy trzeba było to razem z ratownikami ze schroniska w pierwszej partii wyruszała na akcje ratunkowe. Zaproponowano jej by została ratownikiem tatrzańskim o czym po cichu marzyła. W 1979 roku została kandydatem w Grupie Tatrzańskiej GOPR, a po trzech latach, po ukończeniu szkolenia i zaliczeniu stażu ratowniczego, złożyła przyrzeczenie ratownicze 29 października 1982 roku. Miała już wtedy za sobą doświadczenie wysokogórskie, gdyż w 1980 roku uczestniczyła w wyprawie wiosennej na Mount Everest. Z Zakopanego powróciła w 1992 roku do Warszawy, gdzie podjęła pracę korespondenta „Rzeczpospolitej”. Okres działalności ratowniczej w Tatrach i zdobyte wówczas doświadczenie górskie przydały się jej potem, jak przyznała, w czasie zimowych wypraw na Nanga Parbat, Makalu i K2, skąd nadsyłała do kraju relacje z wysokogórskich wypraw.

kobiety5Ewelina Zwijacz Kozica
W okresie od 1982 do 2013 nie było nowych kandydatek na ratownika tatrzańskiego. W tym ponad 30-letnim okresie zmieniło się też ratownictwo. Wymagania wzrosły, podniósł się poziom wyszkolenia, zmieniły się techniki ratownicze w zakresie różnych specjalizacji. To może było powodem, że nie było przez tyle lat kandydatek do tego zawodu. Ewelina Zwijacz Kozica, córka wiceprezesa TOPR Czesława Ślimaka, pracowała kilka lat w administracji TOPR. Miała okazję poznać ratowników i przyglądnąć się ich pracy. Lubi wyzwania, a ponieważ jest uparta, postanowiła zostać ratownikiem, mimo nieprzychylnych komentarzy. Została przyjęta na okres kandydacki w 2011 roku, pod warunkiem, że spełni wszystkie wymogi stawiane kandydatom, będzie uczestniczyła co najmniej w tym okresie w 5 akcjach ratowniczych i odpracuje społecznie na dyżurach 240 godzin. Trzeba być wszechstronnym, a Ewelina miała te kwalifikacje, wspinała się latem i zimą, startowała w zawodach drytoolowych i odnosiła sukcesy w zawodach skialpinistycznych. Nie bała się również jaskiń. Zdała egzaminy i w 2013 roku, złożyła przyrzeczenie ratownicze. Katarzyna Turzańska W tym roku na członka kandydata została przyjęta do TOPR

Katarzyna Turzańska,
lekarka anestezjolog, świetny nurek z uprawnieniami CMAS, instruktorka nurkowań wrakowo-morskich, rekordzistka Polski w nurkowaniu w jaskiniach tatrzańskich, a takich specjalistów zawsze potrzeba w ratownictwie tatrzańskim.

Udostępnij wpis

Przeczytaj również