Podczas niedawnych festiwali górskich w Zakopanem i Lądku-Zdroju Krzysztof Wielicki wrócił z propozycją zorganizowania międzynarodowej wyprawy zimowej na K2. Czy ekspedycja pod polską banderą złożona z gwiazd światowego himalaizmu może dojść do skutku?
Idea laureata Złotego Czekana za całokształt osiągnięć wysokogórskich w telegraficznym skrócie przedstawia się następująco: spróbujmy skompletować najsilniejszy polski skład, a jeśli się nie uda, zaprośmy do współpracy światową czołówkę, aby zmaksymalizować szanse na
zdobycie wierzchołka.
– To propozycja przynajmniej sprzed kilku lat
– przypomina Piotr Tomala, szef programu Polski Himalaizm Zimowy. – Już wtedy Krzysiek mówił, że byłoby fajnie, gdyby ten ostatni szczyt został zdobyty pod wodzą Polaków, ale w międzynarodowym towarzystwie. Nie nazwałbym tego w tym momencie planem, do wyprawy pozostaje wciąż sporo czasu. Taką ewentualność można rozważyć, natomiast celem nadrzędnym jest na razie zdobywanie doświadczeń przez naszych wspinaczy.
Służyć temu mają wyprawy unifikacyjne od Manaslu przez Nanda Devi East (wyprawa, której PHZ był partnerem), Lhotse i kolejne. Priorytetem jest to, aby jak najwięcej młodych wspinaczy – mocnych technicznie – mogło okrzepnąć, zdobyć doświadczenia w wysokich górach. – Program działa dwutorowo. Zarówno pod kątem wzmocnienia polskiego himalaizmu, jak i selekcji kadry na zimową wyprawę na K2. Jeżeli uda się taki zespół przygotować, to świetnie, jeśli nie – będziemy zastanawiać się nad wzmocnieniem ekipy – dodaje Tomala.
– Wydaję mi się, że Krzysiu niejako z konieczności o tym mówi – uważa Janusz Majer. – Ciągle budujemy ten polski team, za bardzo nie ma ludzi doświadczonych albo na tyle przygotowanych, żeby pójść zimą na K2. Zawsze uważałem, że powinniśmy pojechać na wyprawę tylko polską
– przecież mamy w tym zakresie doświadczenie i tradycje. Jest jeszcze czas. Najbliższej zimy planujemy wyprawę w Karakorum na siedmiotysięcznik, zobaczymy, czy w najbliższych miesiącach wykluje się odpowiedni zespół, czy też faktycznie trzeba się będzie przyjrzeć pomysłowi umiędzynarodowienia wyprawy – zaznacza były szef PHZ.
Zimowa międzynarodowa wyprawa na K2 kierowana przez Polaków nie jest niczym nowym. W sezonie 2002/2003 dowodzona właśnie przez Krzysztofa Wielickiego ekipa dotarła na wysokość 7650 m (Denis Urubko, Marcin Kaczkan i Piotr Morawski), a w skład ekspedycji weszli wspinacze z Polski, Kanady, Kazachstanu, Uzbekistanu i Gruzji. Nie obyło się przy tym bez spięć. Z zespołem z zagranicznego towarzystwa został wówczas tylko Denis Urubko (polski paszport dostał później), który z kolei przedwcześnie opuścił ostatnią wyprawę na K2 z racji działania na własną rękę i różnicy zdań z resztą składu.
Niedawno rozważano wyprawę w międzynarodowym gronie. – Mieliśmy jechać na K2 w tym roku, wczesną wiosną zastanawialiśmy się, czy nie pojechać w Karakorum w mieszanym polsko-zagranicznym zespole – przyznaje Piotr Tomala. Pomysł ten z różnych powodów nie został wcielony w życie i wyprawę przełożono na zimę 2020/2021. Nazwiska jej uczestników poznamy kolejnej jesieni.
– Na razie wiem, kogo chciałbym widzieć na najbliższej ekspedycji. Potem pomyślę o składzie następnej. Natomiast patrząc realnie, w lecie przyszłego roku będziemy formalizować kształt zimowej wyprawy na K2. Skład podamy do wiadomości publicznej pewnie jesienią. Mamy jeszcze zimę, wiosnę i lato, żeby dać możliwość sprawdzenia się ludziom w górach wysokich – dodaje szef PHZ.
Krzysztof Wielicki mówił w Lądku-Zdroju, że mimo nieporozumień z ostatniej wyprawy, drzwi do kadry przed Denisem Urubką pozostają uchylone. W podobnym tonie wypowiada się
Piotr Tomala. – Wszyscy pytają mnie o Denisa… To nie miejsce i czas, żeby kategorycznie stwierdzić, czy pojedzie z nami na K2, czy nie. W tym momencie nie wykluczam żadnej opcji – zaznacza.
– Wiem, że Krzysztof rozmawiał z Wasilijem Piwcowem i z innymi Rosjanami. Alex Txikon też mi mówił, żeby pojechać na coś wspólnie. Trudno mi się na ten temat wypowiadać. Zawsze byłem zwolennikiem tego, żeby na K2 zimą pojechała czysto polska wyprawa – podkreśla Janusz Majer. I dodaje: – Kulturowe naleciałości w międzynarodowych teamach czasami przeszkadzają. Nie mówię, że nie może powstać dobry zespół złożony z himalaistów wielu państw świata, najważniejsze jest to, żeby wszyscy działali na rzecz wspólnego celu, a nie każdy sobie.
Piotr Tomala zdaje sobie sprawę z zagrożeń, ale jednocześnie wie, że można je wyeliminować, uzgadniając z uczestnikami szczegóły wyprawy na długo przed dotarciem do bazy. Nawet jeśli w grę wchodziłby skład międzynarodowy, pełen najgłośniejszych nazwisk obecnego himalaizmu, a co za tym idzie – ich aspiracji i ego.
– Teoretycznie taki wyjazd jest możliwy. Nie mamy wrogów. Nie ma kłótni między nami a wspinaczami z innych krajów. Obserwowaliśmy to, co się działo w tym roku na wyprawie zimowej Alexa Txikona z Rosjanami, wymieniliśmy poglądy. To kwestia uzgodnienia wszystkich spraw zawczasu, ustalenia wspólnego planu i jego konsekwentnej realizacji – tłumaczy.
Część zagranicznych wspinaczy również ostrzy sobie zęby na K2 zimą. Jeśli do planów i ambicji dodamy wymogi sponsorów, powstanie pytanie, czy w środowisku uda się zebrać taki „dream team” i pod polskim sztandarem pojechać na wyprawę?
– A chciałbyś się kajtnąć bolidem F1? – odpowiada pytaniem na pytanie Piotr Tomala. – Wiadomo! Myślę, że spora część himalaistów chciałaby pojechać zimą na K2 w składzie, który daje realne szanse na sukces – zapewnia.
Za sprawą Andrzeja Zawady Polacy wymyślili zimowe wspinanie w górach najwyższych. Kolejne pokolenia wspinaczy uczyniły z tej gałęzi himalaizmu naszą wizytówkę, mimo coraz poważniejszej konkurencji ze strony innych nacji. Zdobycie ostatniego z nieposkromionych zimą szczytów przez Polaków lub przynajmniej z naszym udziałem miałoby zatem symboliczną wymowę.
Dariusz Jaroń
Źródło: Wikipedia