[fragment]
Autor: Wojciech Szatkowski
Lionel Terray, znany francuski przewodnik i alpinista, napisał: „Chociaż
alpiniści poruszają się blisko nieba, w nieskończonej czystości światła
i piękna, nie są przecież aniołami. Są tylko ludźmi i na sercach ich pozostają czarne ślady świata, z którego przyszli i do którego prędzej czy
później powinni powrócić”1.
.
Sentencja ta wyjątkowo celnie komentuje opisane poniżej fakty i wydarzenia.
Sprawa sporu Korosadowicza i Oppenheima pokazała wszystkim, że środowisko ludzi gór nie jest wolne od konfliktów. Wszystko zaczęło się pamiętnego stycznia 1945 roku.
11 kwietnia 1945 roku w Zakopanem działacze turystyczni i TOPR, Tadeusz
Zwoliński i Witold Henryk Paryski wystosowali pismo do władz PTT z kategoryczną prośbą o odpowiedź odnośnie do dalszej pracy Zbigniewa Korosadowicza w Pogotowiu Tatrzańskim. W ten spór włączyli się stojący po stronie przedwojennego naczelnika TOPR-u górale. Uważali oni postawę Korosadowicza w czasie II wojny światowej za niewłaściwą, twierdzili, że Korosad utracił ich zaufanie i zarzucili mu wiele nieprawidłowości w prowadzeniu w czasie wojny „Tatra Bergwacht”. Korosad miał podczas wojny nie wydawać góralom przydziałów żywnościowych i innych. Kilku góralskich przewodników wystąpiło z tej racji wobec niego z poważnymi zarzutami. Przyparty do muru Korosadowicz planuje jednak kontratak.
Latem 1945 roku do Komisji Weryfikacyjnej TOPR w Zakopanem wpłynął
dokument podpisany przez Zbigniewa Korosadowicza i Witolda H. Paryskiego.
Oppenheimowi postawiono następujące zarzuty, odnoszące się do jego działalności w TOPR w latach 1914–1939:
„1. Za czasów swego kierownictwa J. Oppenheim nadał Pogotowiu charakter instytucji zarobkowej, żerującej na ludzkim nieszczęściu, tj. sprzeczny z ideologią założyciela pogotowia, Mariusza Zaruskiego.
2. J. Oppenheim – będąc zależnym od przewodników – prowadził niezwykle szkodliwą dla Pogotowia i wysoce demoralizującą jego członków politykę, idącą po linii schlebiania przewodnikom i zabiegania o ich względy ze szkodą dla ofiar wypadków, a dla korzyści własnej.
3. Kierownictwo Pogotowia sprawował J. Oppenheim w sposób niefachowy
i niedołężny, co niejednokrotnie narażało ofiary wypadków na niepotrzebne cierpienia lub w ogóle zmniejszało szansę uratowania”2.
Zarzucono mu ponadto, że nie brał osobiście udziału w ciężkich wyprawach Pogotowia, np. w wyprawie po zwłoki Birkenmajera na Galerię Gankową, czy w wyprawie po J. Perausównę, po St. Luxemburga i innych. Dalej w zarzutach czytamy:
„4. Łamanie statutu TOPR przez J. Oppenheima stało się zjawiskiem notorycznym – ze szkodą dla Pogotowia i jego celów.
5. Administrację Pogotowia prowadził płatny kierownik Oppenheim w sposób nieumiejętny i niedbały.
6. Jako kierownik i skarbnik Pogotowia J. Oppenheim popełniał nadużycia
finansowe, podpadające pod paragrafy kodeksu karnego”3.
.
Powyższy dokument został dostarczony do Komisji Weryfikacyjnej TOPR
w dniu 7 maja 1945 roku, rozpoczynając tzw. sprawę Oppenheima. Trwała ona do jesieni tego roku.
Przyjrzyjmy się tej mniej znanej stronie tego konfliktu. Zbigniew Korosadowicz (urodzony w grudniu 1907 roku w Krakowie) był w latach trzydziestych znanym w Zakopanem taternikiem i ratownikiem tatrzańskim. Uczył w szkole – z zawodu był nauczycielem geografii. Zasłynął potem w Zakopanem z własnoręcznie wykonywanych map plastycznych Tatr i innych polskich gór.
W Zakopanem osiadł w 1934 roku. Po Tatrach chodził już wcześniej, bo od 1925 roku, dokonując wielu pierwszych i wybitnych przejść taternickich: środkową częścią północnej ściany Żabiej Turni Mięguszowieckiej, północno-wschodnim filarem Mięguszowieckiego Szczytu, lewą częścią północnej ściany Wołowej Turni i wielu innych. Uczestniczył w polskich wyprawach w góry wysokie:
Alpy, Wysoki Atlas, był także działaczem Klubu Wysokogórskiego. Lubił palić fajkę, zawsze kręcił się koło niego pies. W tym ostatnim przypominał trochę Oppenheima. Członkiem TOPR został formalnie, jak pisze Paryski, w 1937 roku.
W czasie II wojny światowej, pod naciskiem władz niemieckich, prowadził „Tatra Bergwacht”, dawny TOPR. W lutym 1945 roku kierował słynną zimową akcją po sowieckich i czechosłowackich partyzantów w Zuberskiej Dolinie. Po wojnie przez krótki czas pełnił funkcję kierownika TOPR-u.
Jego sojusznikiem w sporze z Oppenheimem był Witold Henryk Paryski,
jeden z największych „tatrologów” w historii, autor Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej. Urodził się w 1909 roku w Pittsburghu, w Stanach Zjednoczonych, ukończył Wydział Medycyny Uniwersytetu Jagiellońskiego (1933), w Pogotowiu TOPR pełnił funkcję lekarza, był znanym przewodnikiem tatrzańskim i ratownikiem (od 1928 roku). Zajmował się również kontrolowaniem stanu apteczek i sprzętu ratowniczego w schroniskach tatrzańskich i w bazie TOPR-u, jaką był w tym okresie Dworzec Tatrzański. W latach 1945–1946 był kierownikiem
(naczelnikiem) TOPR-u.
Duet Korosadowicz – Paryski wysunął ciężkie zarzuty wobec Oppenheima.
W Zakopanem zawrzało. Po raz pierwszy na tak wielką skalę rozpętany został konflikt między ludźmi gór. Dotąd byli oni atakowani, owszem, przez dziennikarzy lub nie zgadzali się ze sobą w sprawach merytorycznych dotyczących gór, ale na taką skalę nie starli się nigdy. Cała trójka: Oppenheim, Korosadowicz i Paryski byli przecież ludźmi zasłużonymi dla polskiej turystyki, taternictwa i ratownictwa. Pracowali do 1939 roku w TOPR-ze, tworząc z pozostałymi członkami Pogotowia jeden zespół, jedną drużynę. Teraz, w powojennych warunkach, ta solidarność ludzi gór pękła nagle i niespodziewanie jak bańka mydlana. Okazało się, że wszyscy trzej mają podobne metody walki: pisma, oszczerstwa, pomówienia i budowanie sojuszy jednych przeciwko drugim. Można powiedzieć: ideał sięgnął bruku.
W ten sposób została w Pogotowiu Górskim rozpętana mała wojna domowa. Jerzy Kapłon pisze: „Przeciwnicy Oppenheima postanowili nie zostawiać sprawy w spokoju. W zbiorach CATG znajdujemy petycję członków zarządu Koła Zakopiańskiego Klubu Wysokogórskiego PTT do zarządu KW PTT z dnia 5 maja 1945. W dokumencie tym, podpisanym przez Witolda Paryskiego, Zofię Radwańską-Paryską, Jana Staszla i Zygmunta Wójcika − jako członków zarządu, przytoczono argumenty wysuwane przeciw Oppenheimowi na nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu TOPR i zażądano wykluczenia go z szeregów KW PTT”4.
Józef Oppenheim odpowiedział na wysuwane przeciw niemu zarzuty w osobnym piśmie, skierowanym miesiąc po piśmie Korosadowicza i Paryskiego 7 czerwca 1945 do Komisji Weryfikacyjnej TOPR, wyjaśniał całą sprawę i odpierał zarzuty. Na początku odniósł się do zarzucanych mu malwersacji finansowych (dwukrotnego pobrania honorarium za wyprawę ratunkową) w kwestii wyprawy po Zarembę i towarzyszy pod Świnicką Przełęcz w roku 1939: „Wyprawa w dniu 6 i 7 I 1939 r. po Zarębę, Gliszczyńskiego i towarzyszy zorganizowana bezpośrednio po wypadku, była jedyną wyprawą urzędową Pogotowia. W przy chodach i rozchodach – wedle księgi kasowej – wyprawa ta przedstawia się następująco. Przychód… 149.66 zł, Rozchód… 147.80 zł. Różnica 1.86 pobrana jako portoria. Wyprawy po Gliszczyńskiego i towarzyszy nie były wyprawami TOPR. Szukanie zwłok nie wchodzi w zakres działania PR. Paragraf 2 statutu TOPR brzmi: »celem towarzystwa jest poszukiwanie zaginionych turystów
i niesienie pierwszej pomocy w nieszczęśliwych wypadkach na terenie Tatr«.
Toteż w tych trzech wyprawach [9, 10 i 16 stycznia 1939 r. – W. S.] poszukiwania zwłok, członkowie Pogotowia nie mieli obowiązku przymusowego brania udziału, zgłaszali się jedynie na ochotnika, oprócz członków Pogotowia brali udział nie członkowie i górale, podczas II wyprawy: 9 członków Pogotowia, 21 nie członków. Jedynie w wypadkach tego rodzaju (poszukiwanie zwłok na prośbę rodziny), Pogotowie żąda z góry od rodziny pisemnej gwarancji albo gotówki na pokrycie kosztów poszukiwań. Rola Pogotowia ograniczała się do udzielania pomocy rodzinie w zorganizowaniu poszukiwań, polecając doświadczonych przewodników, obeznanych z niebezpieczeństwami lawin, dwukrotnie w czasie poszukiwań poszły dwie duże lawiny i sondami lawinowymi. Wszystkie rachunki związane z poszukiwaniami zwłok zwracane są rodzinom i nie
figurują w księdze kasowej Pogotowia, ponieważ nie są wyprawami TOPR”5.
Oppenheim w dalszej części pisma odpowiada na wszystkie zarzuty Korosadowicza i Paryskiego, jeden z nich dotyczył przekazów niewiadomego pochodzenia dotyczących korespondencji z Towarzystwem Krzewienia narciarstwa:
„W aktach Pogotowia znalazł Z. Korosadowicz odcinki z przekazów z Tow.
Krzewienia Narciarstwa w Krakowie na szereg kwot. Na co zostały te kwoty
zużyte? 1. Na zakup składanych toboganów, które były wyrabiane w Zakopanem, a następnie wysyłane T.K.N. do Krakowa/ T.K.N. zaopatrywał nimi schroniska na terenie Karpat Wschodnich. 2. Na pensje dla dwóch stałych dyżurnych na Kasprowym Wierchu/członków Pogotowia od grudnia do maja, których opłacało T.K.N. 3. Na opłacanie dyżurnych na nartostradach w okresie wzmożonego ruchu narciarskiego, dyżurnych opłacało T.K.N. Rozliczenie między mną a T.K.N., zarówno jak i rachunki wysyłałem T.K.N. do Krakowa, jako towarzystwu opłacającemu te imprezy. Rachunki te nie mają nic wspólnego z TOPR” 6 – wyjaśnia Oppenheim. Trzeba, przynajmniej w tej kwestii, przyznać trochę racji zarzutom Korosadowicza i Paryskiego w kwestii prowadzenia rachunków Pogotowia przez Oppenheima. Widać w tym działaniu duży nieład, niefrasobliwość i mówiąc kolokwialnie bałagan, a niedopuszczalny był fakt, że w rozliczeniach i rachunkach dotyczących TOPR-u znalazły się pisma
niemające nic wspólnego ze statutową działalnością Pogotowia. Inna rzecz – jedyna na usprawiedliwienie kierownika Pogotowia – jest taka, że Oppenheim wyjeżdżając 1 września 1939 roku, z wiadomych względów nie miał czasu na uporządkowanie dokumentacji TOPR-u. To go trochę usprawiedliwia, ale nie do końca. Wyjaśnienie kwestii finansowych znajdujemy w dalszej części pisma Oppenheima do Zarządu TOPR:
„W chwili niespodziewanego opuszczenia przez mnie [pisownia oryginalna – W.S.] Zakopanego w dniu 1. IX. 39 brakowało w kasie Pogotowia 600 zł. Gdzie się podziały te pieniądze? W pozycjach rozchodu księgi kasowej za miesiąc sierpień 1939 nie została wciągnięta kwota 450 zł. Jako odprawa moja trzymiesięczna w związku z wybuchem wojny. Nadto wręczyłem prezesowi PTT, rektorowi W. Goetlowi w Krakowie w dniu 2. IX. 39 wraz z książeczką oszczędności banku Podhalańskiego w Zakopanem kilka kwitów, zapłaconych przez mnie w Zakopanem, a przewyższających kwotę 150.86 zł”7.
Oppenheim w dalszej części pisma wyjaśniał kolejne zarzuty Korosadowicza:
„Z. Korosadowicz oskarża mnie, że nadałem Pogotowiu charakter instytucji
zarobkowej, żerującej na ludzkim nieszczęściu, tj. sprzeczny z ideologią założyciela Pogotowia, Mariusza Zaruskiego. Z. Korosadowicz i Paryski zapominają, że gen. M. Zaruski od początku mego kierownictwa Pogotowia był honorowym prezesem TOPR, prawie rokrocznie przyjeżdżał do Zakopanego, biorąc czynny udział w pracach Pogotowia i oprócz uznania dla ofiarnej pracy członków i kierownictwa z ust jego nie padło słowo krytyki. A jak w mowie cyfr wyglądają dochody tej »instytucji zarobkowej « pozwolę sobie przytoczyć parę cyfr:
sekretarz p. I. Bujak 300 zł rocznie, gospodarz St. Zdyb 200 zł rocznie, kursor 120 zł rocznie, a ja, jako kierownik od 1916 do 1930 ani grosza, od 1930–1936 po 300 zł rocznie, a dopiero od 1937 – 125 zł miesięcznie. Zaznaczam, że jako dowód moich nadzwyczajnych »zarobków « od początku mego kierownictwa tj. od 1916 do 1.IX.1939 nie pobierałem diet za wyprawy, mimo uchwały Zarządu z czasów gen. M. Zaruskiego, biorący udział w wyprawach zobowiązani są pobierać przyznane im diety. Czyniłem to ze względu, iż będąc jednym z trzech członków komisji, określającej wysokość wynagrodzeń za wyprawy ratunkowe, chciałem uniknąć możliwego zarzutu, że sam pobierając diety, jestem osobiście
zainteresowany w ich wysokości. […] TOPR dzięki dobrej i uczciwej gospodarce finansowej posiadało odpowiednie fundusze i kwestie materialne, nie odgrywały żadnej roli w ratownictwie górskim. Nierzadkie były wypadki, że członkowie Pogotowia składali się, aby ułatwić rodzinie poszkodowanego wyjazd z Zakopanego. Nędzne oszczerstwa Z. Korosadowicza i W. Paryskiego na instytucję Pogotowia są tym bardziej godne napiętnowania, że znana jest im z własnego doświadczenia ofiarność członków Pogotowia. […] Stwierdzam, że członkowie Pogotowia nigdy nie stawiali żądań finansowych. Po każdej wyprawie komisja trzech, w skład której wchodzili: I wiceprezes Jędrzej Marusarz, jeden ze starszych członków czynnych i ja, jako kierownik, każdorazowo ustanawiała
wysokość diet w zależności od zużytej energii, trudności technicznych i długotrwałości samej wyprawy. Wysokość diet wahała się od 10 do 20 zł przeciętnie za dzień. O karygodnym niedbalstwie członków mowy być nie mogło. Od chwili powstania Pogotowia ani gen. M. Zaruski, ani ja, jako kierownik Pog., nie byliśmy zmuszeni udzielić nagany członkowi Pogotowia-góralowi.
Z. Korosadowicz i W. Paryski zarzucają mi, że osobiście nie brałem udziału
w ciężkich wyprawach ratunkowych. Osobiście, jako kierownik brałem udział w przeszło 70 wyprawach, zarówno ciężkich jak i łatwiejszych, ale głównie w tych, gdzie szło o ratowania życia ludzkiego. W wielu wypadkach zostawałem świadomie na posterunku, aby w razie potrzeby móc zorganizować tegoż dnia drugą lub trzecią wyprawę”8.
W dalszej części pisma Oppenheim odpowiada na zarzuty dotyczące prowadzenia akcji ratunkowych przez TOPR. Objaśnia szczegóły akcji z 14 i 15 lipca 1933 roku na Mięguszowiecki Szczyt po Franciszka Metznera i drugiej wyprawy, która miała miejsce 27 września tego samego roku w rejon Wołoszyna.
Dodaje: „a jeżeli uczestnik tej wyprawy W. Paryski obecnie uważa za słuszne popieranie oskarżeń Korosadowicza, to czemuż natychmiast po powrocie z tej wyprawy nie złożył skargi na ręce kierownika, a pobrawszy dietę taką samą, jak i inni członkowie, po 12 latach szkaluje swoich kolegów? Z. Korosadowicz i W. Paryski mogą być pewni, że tej zniewagi członkowie Pogotowia im nie zapomną!”9. Trudno odmówić trafności stwierdzeń tej argumentacji.
„Śmiem twierdzić, że Pogotowie Ratunkowe w okresie prezesur: śp. Karola Stryjeńskiego, a następnie Malickiego Tadeusza, »panoszenia się górali
w Zarządzie « wedle wyrażenia się Z. Korosadowicza, a mego kierownictwa,
stało na wysokim poziomie pod względem technicznym i organizacyjnym.
Posiadało trzy telefony, dyżurnych, karetkę Pogotowia (własność T.K.N) do
dyspozycji, motocykl z przyczepką (własność kierownika). Od chwili zawiadomienia maksimum w przeciągu godziny członkowie Pogotowia siedzieli już w aucie/członkowie mieszkają w różnych krańcach np. Żywczańskie, Choćkowskie, Krzeptówki itp./. Członkowie wyruszali na wyprawy bez względu na pogodę i porę roku. Wyratowaliśmy dziesiątki żyć ludzkich. Nawet Z. Korosadowicz zawdzięcza ocalenie swego życia Pogotowiu, bo utknąwszy w dn. 3.VII. 28 na południowej ścianie Zamarłej Turni, poniżej drugiego trawersu, został wyciągnięty przez członków Pogotowia. Podczas 23 letniego mego kierownictwa ani jeden z członków Pogotowia nie uległ poważniejszemu wypadkowi i to jest moją dumą! A że nie jest to rzeczą łatwą – najlepiej wiedzieć powinien W. Paryski, doświadczony ratownik i taternik, który nie umiał uchronić od
śmiertelnego wypadku swojej towarzyszki, Angielki, Hale Ruth, we względnie łatwym terenie północnej ściany Cubryny (1.X.37).
Cała prasa polska, bez względu na odcienie polityczne, z uznaniem podkreślała ofiarność i sprawność członków Pogotowia. Wzywano nas do organizacji kursów ratowniczych na terenie Karpat Wschodnich i w innych ośrodkach nar ciarskich »Krynica«. Demokratyczne Pogotowie góralskie jest chlubą Zarządu Głównego PTT. Fachowe koła górskie za granicą zaznajamiały się z urządzeniami i organizacją Pogotowia. Czynniki rządowe i fachowe sfery sportowo-turystyczne przyznały wielu członkom krzyże zasługi i to bez jakichkolwiek starań ze strony Zarządu /ja sam, jako kierownik byłem dwukrotnie odznaczony srebrnym i złotym krzyżem zasługi/. W dniu 31.IX.39 [chodzi pewnie o błąd literowy o 1.IX.39 – W.S.] zostawiliśmy inwentarz wartości kilkunastu tysięcy złotych, schroniska górskie zaopatrzone w przybory ratownicze i materiał opatrunkowy, ponad pięć tysięcy złotych w kasie i długi popłacone. Taka była nasza niefachowa i szkodliwa dla Pogotowia gospodarka!!”10.
W tym piśmie jeden fragment jest znaczący i szczególnie wart zacytowania:
„Wobec rzucającego się w oczy fałszowania faktów i złej woli, nie zamierzam się wdawać w szczegółową polemikę z tymi osobnikami. Dla psychologicznego wyjaśnienia tła oszczerstw rzucanych na Pogotowie, pozwolę sobie przypomnieć, że Korosadowicz był jednym z dwóch wiceprezesów Pogotowia, od 1936 r. brał udział wszystkiego w jednej wyprawie, a Paryski był czynnym członkiem od wielu lat i pełnił funkcję lekarza. Za udział w wyprawach brał takie same diety, jak i inni członkowie Pogotowia, a oprócz tego za czynności lekarskie 50 zł, 17.X.36, str. 89 nr 311 – za czynności lekarskie 55 zł, za spełnienie funkcji lekarskich 150 zł itd. Obaj mając bezpośredni wgląd w działalność Pogotowia, nie uważali za konieczne dotąd i pożądane dla dobra Pogotowia wnieść jakiekolwiek zarzuty. Dopiero obecnie, gdy na ostatnim Nadzwyczajnym Walnym Zebraniu nie zostali wybrani do Zarządu (TOPR – W.S.), a ponadto Korosadowicz stanął pod zarzutem o nadużycia przy rozdziale przydziałów przyznawanych Pogotowiu przez okupacyjne władze niemieckie podczas sprawowania przez niego na rozkaz władz niemieckich funkcji kierownika »Bergwachtu«, obaj pozwalają sobie na oszczerstwa, szkalując samą instytucję, jak i członków Pogotowia”11.
Atak Oppenheima na Korosadowicza dotyczył okresu sprawowania przez
Korosada funkcji kierownika „Tatra Bergwacht” w czasie II wojny światowej. Oppenheim twierdził dalej, że Korosadowicz w tym okresie dopuścił się wielu nadużyć, np. w zakresie rozdziałów przydziałów żywnościowych dla członków Pogotowia. Dokument kończy stwierdzenie: „a widz postronny porównując »możliwości zarobkowe « kierownika TOPR przed wojną z uposażeniem i możliwościami zarobkowymi kierownika podczas wojny, czy nie mógłby raczej uznać działalności Korosadowicza za szkodliwą i rujnującą moralnie, jak i finansowo organizację TOPR? Józef Oppenheim”12.
Oppenheim w tej fazie konfliktu, pełnego wzajemnych zarzutów i ataków, jak widać z powyżej zacytowanego dokumentu, bronił się. Jego pismo skierowane do władz TOPR-u nie było tak ostre w swojej formie, jak pismo jego przeciwników. Były to głównie wyjaśnienia, chociaż padło tam także kilka ostrych słów pod adresem Paryskiego i Korosadowicza. Niemniej jednak wymiana ciosów trwała nadal. Do PTT Oppenheim kieruje kolejne pisma. Opcio nie pozostawał dłużny i bardzo ostro zaatakował Korosadowicza i Paryskiego, przedstawiając ich w negatywnym świetle w oczach prof. Walerego Goetla i jego przyjaciół z PTT w Krakowie. Próbował uzyskać pomoc od swoich krakowskich sojuszników z Klubu Wysokogórskiego i PTT, których od czasów przedwojennych miał
niemało. W tej grupie byli Walery Goetel, Kazimierz Piotrowski i kilku innych ludzi związanych z PTT. W związku z tymi działaniami Korosadowicz poczuł się zagrożony i zaszczuty przez Oppenheima, co widać w jego liście z 17 kwietnia 1945 roku, w którym pisze: „tymczasem p. Oppenheim, widocznie w obawie przed sprzeciwem z mej strony i w ogóle w obawie, że obecność moja w Pogotowiu będzie mu nie na rękę, rozpoczął na mnie nagonkę”13. Ktoś mógłby powiedzieć, kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Pewne jest jedno: konflikt uległ gwałtownemu zaostrzeniu. Obydwaj panowie mieli charakter, nie bardzo była więc szansa na załagodzenie sporu.
Mimo że spór nie został zasadniczo zakończony wyrokiem władz TOPR i PTT, Korosadowicz starał się usilnie o zawieszenie Oppenheima jako kierownika Pogotowia. Ostatecznie sprawa trafiła do Sądu Koleżeńskiego Klubu Wysokogórskiego w Krakowie. W zachowanym w zbiorach prywatnych „Memorandum” czytamy: „Oppenheim usuwa się zupełnie, nie interweniując w tych sprawach, uważając, iż sposób odniesienia się Zarządu Głównego jest co najmniej dziwny.
[…] Tymczasem kampania oszczercza przeciw niemu trwa nadal […] Trwa
to miesiącami, a przewodnicy górscy, świadkowie poświęcenia i pracy Oppenheima przez 30 lat, oburzeni, domagają się głośno zakończenia tej sprawy i nie chcą rozmawiać z Korosadowiczem, grożąc wystąpieniem z Pogotowia”14. Za zakończeniem sprawy był także Małachowski, który zachęcał Korosadowicza, by ten zaprzestał konfliktu z Oppenheimem.
Wiosną 1945 ratownicy spotykają się na jednym z pierwszych powojennych
zebrań. Jednym z podjętych zagadnień jest sprawa objęcia kierownictwa Pogotowia. Kto nim zostanie? 58-letni Oppenheim czy może ktoś inny? Emocje, rozgrzane wysłanymi wcześniej pismami, i wzajemna niechęć znajdują w tym momencie ujście. Wywiązuje się gwałtowna dyskusja i wymiana zarzutów górali wobec Korosadowicza. Oskarżyli kierownika Tatra Bergwacht w czasie wojny o to, że systematycznie okradał ich z przydziałów żywnościowych, które przekazali mu do rozdysponowania wśród jego ludzi Niemcy. Na kierownika Pogotowia zostaje ponownie wybrany Oppenheim, a Korosadowicz i Paryski nie znaleźli się nawet w składzie Zarządu TOPR, jak w „Memorandum” pisze Wanda. Po tym fakcie Korosadowicz też czując się zaatakowany i poniżony, stosuje podobną metodę – ostro atakuje Oppenheima, a także działacza zako piańskiego PTT – Ignacego Bujaka.
Już po śmierci Oppenheima tak pisał o procesie członek Sądu Koleżeńskiego
Klubu Wysokogórskiego, Kazimierz Piotrowski, który bardzo wysoko ocenił
pracę Oppenheima w Pogotowiu i bronił jego postępowania: „Odwiedziłem paru wybitnych działaczy PTT w stolicy Podhala, zapytując ich o zdanie, rzecz prosta nikt nie wierzył oskarżeniu. Dochodzenie przeprowadzone przez sąd koleżeński Klubu Wysokogórskiego wykazało bezpodstawność zarzutów. […] Tutaj samo środowisko było winne, że człowiekowi szlachetnemu próbowano odebrać jego dobrą cześć”15. O samym procesie pisał: „Niestety, już w trzy miesiące później musiałem się udać do Zakopanego w przykrej i upokarzającej – nie dla niego! – sprawie Oppenheima. Wytoczono przeciw niemu ciężkie i hańbiące zarzuty, a ja jako członek sądu koleżeńskiego Klubu Wysokogórskiego chciałem w sprawie zorientować się na miejscu. W małej kawiarence spotkałem się
przypadkowo ze zbiedzonym i przygnębionym Opciem. Nigdy go oczywiście nie podejrzewałem – nieskazitelność Oppenheima była mi dobrze znana – toteż przywitanie nasze było serdeczne jak zawsze. Zastanawiałem się, jakie zaślepienie, czy zła wola mogły podać w podejrzenie tego właśnie człowieka”16.
Sprawę w sensie formalnym zakończyło posiedzenie Sądu Koleżeńskiego
Klubu Wysokogórskiego PTT. Odbyło się ono w dniach 17 i 22 sierpnia 1945
roku w Krakowie, przy ulicy Długiej 60, w mieszkaniu Kazimierza Piotrowskiego. Wzięli w nim udział: dr St. Kowenicki, dr Kazimierz Piotrowski i dr Włodzimierz Łaba jako przewodniczący. W protokole posiedzenia Sądu czytamy:
„Sąd Koleżeński, po zaznajomieniu się z przedłożonymi mu aktami sprawy,
a w odpowiedzi na pytania postawione w piśmie Zarządu KW wydał w dniu 22 sierpnia 1945 następujące orzeczenie: Sąd Koleżeński Klubu wysokogórskiego PTT stwierdza: na pytanie 1, że kol. Zbigniew Korosadowicz nie popełnił zarzucanych mu czynów, kolidujących z honorem i uczciwością. Na pytanie 2, że kol. Józef Oppenheim nie dopuścił się zarzucanych mu czynów, kolidujących z honorem i uczciwością, a objętych punktami od 1 do 5 pisma kol. Korosadowicza i Paryskiego, wniesionego do Komisji Weryfikacyjnej TOPR z 7 maja 1945 r. odnośnie zarzutów, objętych punktem 6, a dotyczących działalności kol. J. Oppenheima w r. 1939 Sąd Kol. wstrzymał się od ich rozpatrzenia. Na
pytanie 3 i 4, że odnośnie górali członków TOPR brak materiału faktycznego
dla wydania stanowczego orzeczenia. Odnośnie kol. Oppenheima, to tenże nie wysuwał własnych zarzutów na piśmie, które w myśl postanowienia Walnego Zgromadzenia TOPR z dnia 28.IV. 1945 miały jedynie i tylko stanowić podstawę i przedmiot rozpatrzenia przez wyłonioną Komisję Weryfikacyjną. Odnośnie kol. Zbigniewa Korosadowicza i Witolda Paryskiego, to Sąd Koleżeński przyjmuje, że działali oni niewątpliwie w dobrej wierze, powodowani względami na dobro instytucji TOPR. Uzasadnienie.
Ad pyt 1. Zarzuty stawiane kol. Korosadowiczowi przez Franciszka Łojasa,
Stanisława Gąsienicę-Byrcyna, Helenę Wawrytko i Jakuba Wawrytkę są gołosłowne i bezpodstawne. Sąd w tej kwestii dał pełną wiarę wyjaśnieniom kol. Korosadowicza, popartym pisemnymi dowodami, wykazującymi słuszność i rzetelność dokonanych przez Korosadowicza rozdziałów, jak też odbiór przydziałów przez uprawnionych członków TOPR.
Ad pyt 2. Rozpatrując zarzuty skierowane przez kol. Korosadowicza i Paryskiego przeciwko kol. Oppenheimowi, Sąd Kol. stanął na stanowisku, że zarzuty te, objęte punktami od 1 do 5 pisma z dn. 7. V. 1945 nie wychodzą poza ramy krytyki działalności kol. Oppenheima jako kierownika TOPR. Sąd przyjmuje, że krytyka ta ma swoje uzasadnienie w zbyt liberalnym interpretowaniu regulaminu TOPR przez kolegę Oppenheima jako kierownika Pogotowia, a nawet nie liczenia się z przepisami tegoż regulaminu. Niemniej jednak Sąd musi zaznaczyć, że tego rodzaju postępowanie kierownika TOPR było umożliwione przez brak kontroli i ingerencji czynników, które miały prawo i obowiązek nadzoru i regulowania działalności kierownika. Ponadto zauważyć należy, że działalność kol. Oppenheima była znana władzom TOPR, które przeciw takiej nie występowały, a przez udzielone absolutoria Walnych Zgromadzeń ją aprobowały.
Wobec tego nie można uważać postępowania kol. Oppenheima za nieuczciwe i sprzeczne z honorem. Natomiast co do zarzutów z ust. 6 cytowanego pisma, dotyczących działalności kol. Oppenheima w r. 1939, która dotychczas nie była przedmiotem kontroli Komisji Rewizyjnej, ani uchwał Walnego Zgromadzenia, to Sąd Koleż., nie chcąc przesądzać ani krępować decyzji władz statutowych, które w tej mierze wypowiedzieć się powinny, wstrzymał się od rozpatrzenia tych zarzutów. Przyjmując dobrą wolę w postępowaniu kol. Korosadowicza i Paryskiego przeciw kol. Oppenheimowi, Sąd Kol. nie może wstrzymać się od uwagi, że poruszanie spraw już nieaktualnych i zasadniczo już załatwionych przez odnośne absolutoria Walnych Zgromadzeń, udzielane Zarządowi TOPR, a więc i jego kierownikowi, w obecnych czasach nie było na miejscu i jakkolwiek
kierowane dobrą wolą, mogło zaszkodzić tak TOPR, jak Klubowi Wysokogórskiemu i Polskiemu Towarzystwu Tatrzańskiemu, jako całości. Podpisano: dr. St. Kowenicki, Dr Kazimierz Piotrowski i Dr Włodzimierz Łaba”17.
Wydawać by się mogło, że wydanie wyroku przez Sąd Koleżeński Klubu Wysokogórskiego w dniu 22 sierpnia 1945 roku sprawę definitywnie zakończyło. Tak się jednak nie stało. Konflikt raz rozpoczęty nabrał bowiem tempa i walka na argumenty wcale nie ustała.
Witold Grzybek pisze: „Sprawa poruszyła Zakopane, Kraków i nawet Warszawę. Odpowiednia Komisja PTT i Sąd Koleżeński Komisji Wysokogórskiej zrehabilitowały całkowicie Oppenheima, uwalniając go od wszelkich zarzutów”18.
Na walnym zgromadzeniu Klubu Wysokogórskiego w Zakopanem, w dniu 26 sierpnia 1945 roku odczytano wyrok sądu honorowego w tej sprawie. Wyrok, jak wiemy, uniewinniał obie strony konfliktu. Miał służyć załagodzeniu trudnej sytuacji i spowodować pogodzenie się zwaśnionych stron. Tak się jednak nie stało. Środowisko działaczy zakopiańskich skupionych wokół Korosadowicza i Paryskiego nie było z niego zadowolone. Postawiono wtedy wniosek o wykluczenie Oppenheima z Pogotowia „za szkodliwą działalność podburzania górali przeciw klubowi”19. Rozpoczęła się haniebna przepychanka, zmierzająca do wykluczenia Oppenheima z Pogotowia raz na zawsze. Atak na dawnego naczelnika trwał nadal i już w pięć dni po orzeczeniu sądu, na posiedzeniu Pogotowia w Zakopanem, Oppenheim został oficjalnie skreślony z listy członków TOPR-u. Podczas zebrania Witold H. Paryski postawił wniosek o wykluczenie Józefa Oppenheima z szeregów TOPR-u. Powiedział też wtedy publicznie, że:
„aczkolwiek przy tej okazji na zebraniu straszono go, że Oppenheim to PPR,
to NKWD – on się nie uląkł i walki się podjął”20.
Odbyło się w tej sprawie głosowanie, w którym Opcio przepadł. Został skreślony z listy ratowników TOPR-u. Zabrakło mu jednego głosu, by pozostać w Pogotowiu. Ciekawe, że uchwała Zarządu TOPR o wykluczeniu Oppenheima zostaje przez Komisję Zarządu Głównego PTT odrzucona i unieważniona. Stało się to w dniu 22 września 1945 roku. Zarząd Główny PTT uznał bowiem wszystkie zarzuty Korosadowicza za bezpodstawne i wydał w sprawie Oppenheima specjalne uniewinniające orzeczenie. Nic ono nie dało.
„Tymczasem Paryski, Paryska i Korosadowicz nadal głośno szkalowali Oppenheima, twierdząc, iż wyrok PTT nic ich nie obchodzi”21 – czytamy w „Memorandum” Wandy. Fakt pozostaje faktem, Opcio został usunięty z grona ratowników tatrzańskich. Potwierdziła ten fakt uchwała Zarządu TOPR (Paryski i Korosadowicz byli na nim) z dnia 9 października 1945. Na to, co się działo dalej, rzuca światło niepodpisany dokument z prywatnego archiwum Wandy zatytułowany „Memorandum”. Opisuje on dalsze fakty i przebieg zebrania TOPR z października 1945 roku.
Kampania oszczerstw wobec Oppenheima jednak wcale nie przygasa i rusza jesienią 1945 z całą siłą. Opcio nie pozostaje dłużny, atakuje Korosadowicza. Korosadowicz i Paryscy pozyskują sojuszników przeciwko Opciowi, takich jak Róża Drójecka i inni z szeregu PTT, a ten buntuje przeciwko nim przewodników – górali.
Ludzie gór ścierają się w tej walce nie tylko na słowa, ale także ostre pomówienia i oszczerstwa, zupełnie niepasujące do piękna ich pasji i gór, które tak ich zauroczyły. Przecież oczekiwano od nich powszechnie pewnej szlachetności, prostolinijności poglądów i honorowego zachowania. Tego jednak w tym momencie i konflikcie nijak nie dało się zauważyć. Jakby ten cały, nieco wyidealizowany, świat bohaterów turni dosłownie i w przenośni stanął na głowie i runął. Atmosfera wokół postaci Opcia gęstnieje. Krytycznym momentem sporu jest spotkanie Opcia z przeciwnikami twarzą w twarz, podczas którego dochodzi do gwałtownej wymiany zdań między Oppenheimem i Korosadowiczem, a finalnie Zofia Radwańska-Paryska ostentacyjnie nie podaje Oppenheimowi ręki. Aż trudno to sobie wyobrazić, znając panią Zofię. Tak jednak było, tak wspomina tamte chwile Ruda.
Ten gest wymaga choć krótkiego komentarza. Spirala niechęci, a może nawet momentami wzajemnej nienawiści, dyskredytuje obydwie strony teg