Jan Kiełkowski (1943-2020)

6 lipca, 2020

5 kwietnia 2020 roku, po przegranej walce z rakiem, zmarł Jan Kiełkowski.

Pamiętam, jak prawie 30 lat temu po raz pierwszy zobaczyłem Jaśka. Z tego spotkania zapamiętałem przede wszystkim jego bezpośredniość i… uśmiech, taką niewymuszoną pogodę ducha. Było to przy okazji spotkania z nim i Małgosią Kiełkowską, gdy omawialiśmy wspólne wydanie „Skałek Rzędkowickich” i dystrybucję książek wydawanych przez ich wydawnictwo Explo. Tamten moment okazał się jednym z najważniejszych w moim życiu
i w dużej mierze przyczynił się do wytyczenia drogi, jaką podąża moje wydawnictwo.

Może to nie do końca od nas zależy, ale jednak mamy niemały wpływ na to, jak jesteśmy postrzegani przez innych. Niektórym ludziom przychodzi to łatwo, jakby samo z siebie, są lubiani, szanowani, bezwiednie czynią ze swego życia legendę. Inni, by osiągnąć taki efekt, muszą nad sobą pracować. Większości się to nie udaje, zresztą większość tej większości wcale nie ma takiego celu. Jan Kiełkowski – Jasiek, Kiełek pewnie też w ogóle o tym nie myślał. Po prostu zawsze był sobą, ale ta jego „sobość” właśnie, sama z siebie powodowała, że dla mnie i na pewno dla wielu, wielu innych ludzi był kimś bardzo ważnym i teraz nam go brakuje.

Fajnie, kiedy na życiowej drodze spotyka się takich gigantów. Chociaż wędruję po tym świecie od dobrych kilku dekad, natknąłem się na niewielu ludzi tak porządnych, tak mądrych i dobrych jak on w każdym z tych słów znaczeniu. Był mi jak starszy brat, jak guru, pewnie wielu bliskich mu ludzi miało podobne odczucia. A on wcale nie musiał o tym wiedzieć i tego odwzajemniać. Niedościgniony autorytet, bez szans na dorośnięcie mu do pięt, jednocześnie bezpretensjonalny, niwelujący pokoleniowy dystans, skromny, życzliwy i bardzo, bardzo sprawiedliwy. Rozmowy z Jaśkiem pomagały zrozumieć sedno i zyskać dystans do niemal każdego problemu, a przy tym żadna z niego była pomnikowa postać. Był zwykłym człowiekiem, który czasem nawet swoich najbliższych potrafił nieźle wkurzyć – jak każdy. Do kanonów górskich anegdot przeszła, cytowana przez Ludwika Wilczyńskiego, jego odpowiedź na uwagę polskiego górskiego decydenta czasów komuny: „A odpierdulżesz się ty ciulu ode mnie”. Tak, Jasiek był gościem z krwi i kości, pozbawionym oportunizmu, asertywnym i niezależnym. Mam świadomość, że te słowa ociekają lukrem, a przez to mogą brzmieć mniej wiarygodnie. Ale co i jak napisać o człowieku, o którym wspomnienia właśnie takie wywołują refleksje.

Był człowiekiem gór, człowiekiem renesansu, świetnym mężem, ojcem, dziadkiem, przyjacielem, kumplem i wybitnym znawcą gór. Zamieszczony poniżej biogram to zaledwie nieudolny szkic tego, kim Janek był i… będzie. Bo dotyczy tylko faktów i osiągnięć, więc nie przekaże całej jego niezwyczajnej osobowości oraz ogromu i klasy jego dzieł, nie do końca w Polsce docenionych.

Jan Kiełkowski przede wszystkim i ponad wszystko był taternikiem, alpinistą i wspinaczem skałkowym. Wykształcenie wybrał tak, by mu w tej pasji pomagało. Obroniony w 1970 roku na AGH w Krakowie tytuł magistra inżyniera geologii uzupełnił, szkoląc się z kartografii. Owocem tej edukacji były liczne przewodniki i monografie górskie dotyczące Tatr, Himalajów, Karakorum i Andów. Swoją czerwoną serią monografii [m.in.: „Mount Everest Massif” (1993 i 2000), „K2” czy „Kangchenjunga Himal” (1998)], która ukazała się w języku angielskim w serii „Mountaineering Monograph”, jako jedyny na świecie w tak wyjątkowo oryginalnej formule zdobył koronę Himalajów. 

Z ukochaną żoną Małgorzatą Kiełkowską opracował i zredagował pionierską serię jedenastu przewodników wspinaczkowych po skałkach Jury Krakowsko-Częstochowskiej (1977-1997) oraz siedmiotomową „Wielką Encyklopedię Gór i Alpinizmu”. Wspólnie stworzyli bogaty zbiór literatury górskiej, obejmujący obecnie ponad sześć tysięcy tytułów książek i czasopism oraz ponad dwa tysiące map rejonów górskich.

Janek chodził po górach od wczesnej młodości, wspinać się zaczął w 1963 roku w skałkach Jury Krakowsko-Częstochowskiej oraz w Tatrach. W późniejszych latach dokonał około czterdziestu tatrzańskich wejść, które były nowymi drogami lub pierwszymi przejściami zimowymi i należały wówczas do najtrudniejszych w tych górach. Niektóre z nich do dziś nie straciły swojej rangi, np. droga Czoka i Kiełkowskiego (1972) na ścianie Kotła Kazalnicy czy Wielkie Zacięcie (zima 1968). Był wówczas w absolutnej czołówce polskiego wspinania. Docenił to Jerzy Surdel, dzięki czemu Janek miał też fajny epizod aktorski w filmie „Odwrót”. Wspinał się także w Alpach, Pirenejach, Kaukazie, górach Bałkanów, Maroka, Skandynawii i Turcji. Brał udział w wyprawach alpinistycznych: w Pamir (wejście na Pik Lenina) i Pamiro-Ałaj (pierwsze wejście na Pik Fedczenki) w 1970 roku, Hindukusz (1976, przejście północno-zachodniej flanki Akher Chagh), Himalaje (1979, wyprawa na Lhotse) i Andy (Cordillera Huayhuash, 1981). W latach 1972-1973 w Andach Peruwiańskich badał i dokumentował złoża węgla kamiennego, dokonując w czasie tej pracy stu wejść szczytowych, w tym na trzydzieści dziewiczych pięciotysięczników w paśmie Cordillera Chacua.

 width=

 

 

 

 

 

„Był człowiekiem gór, człowiekiem renesansu,
świetnym mężem, ojcem, dziadkiem,
przyjacielem, kumplem i wybitnym znawcą
gór. (…) Przede wszystkim i ponad wszystko
był taternikiem, alpinistą i wspinaczem
skałkowym”

 

 

 

 

 

 

 

Był absolutnie górską osobowością – Polski Związek Alpinizmu nagrodził go honorowym członkostwem. Wspólnie z żoną otrzymał nagrodę „Za szerzenie kultury górskiej” (2013) oraz Literacką Nagrodę im. Władysława Krygowskiego za rok 2013.

Pogrzeb Jana Kiełkowskiego, na który z wiadomych, koronawirusowych, przyczyn nie wybrał się nikt poza najbliższymi, odbył się 24 kwietnia 2020 roku w Hilden w Niemczech. My, przyjaciele, znajomi i jednocześnie czytelnicy, pożegnamy Go w Rzędkowicach na zlocie Wegantów (ludzi związanych z WEGĄ). To życzenie Małgosi Kiełkowskiej i to jest oczywisty czas oraz miejsce na pożegnanie. To Janek z Małgosią stworzyli WEGĘ oni wymyślili ten zlot. Tam, przy wspólnym ognisku, przy dobrym winie, które tak Janku lubisz, popłyną do Ciebie i do Twoich przyjaciół, którzy też są już po tamtej stronie, nasze słowa: „baw się i tam tak pięknie i twórczo, jak bawiłeś się życiem tu na Ziemi”.

Stanisław Pisarek 

 

 

Udostępnij wpis

Przeczytaj również