Jak większość spontanicznych wyjazdów, tak i ten zrodził się w niespokojnych duszach w najmniej spodziewanym momencie. Jeden telefon do Artura i Mariusza, jedno spojrzenie na zdjęcie lodospadu od zaprzyjaźnionego lokalsa z Namche Bazar i już siedzimy na pokładzie stalowego ptaka w drodze do serca Himalajów.