Podejmując się analizy statusu instruktora Polskiego Związku Alpinizmu, miałem świadomość, że mój osąd obarczony jest błędem subiektywizmu. Jednak uważam, że dzięki funkcjonowaniu w tym systemie od bardzo dawna jestem w stanie zdiagnozować również tę ciemniejszą stronę tak zwanego lobby instruktorskiego.
Jesteśmy profesjonalistami – posiadamy uprawnienia związkowe oraz wydane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Jest to z pewnością atut instruktorów PZA. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych zawód instruktora i trenera został uregulowany. W wyniku niezrozumiałej decyzji ówczesnego przewodniczącego Komisji Szkolenia PZA instruktorzy związkowi nie uzyskali uprawnień państwowych. Wiązało się to z blisko dziesięcioletnim nielegalnym wykonywaniem zawodu regulowanego, co było zagrożone karą grzywny.
Lektura korespondencji z tamtych czasów pozwala wysnuć wniosek, że uzyskanie uprawnień państwowych odbyłoby się wówczas na warunkach, które zaproponowałaby PZA. Dopiero dekadę temu środowisko podjęło wielki trud, żeby nadrobić zaległości prawne. Jednak Związek był wtedy w dużo gorszej sytuacji i nie mógł współtworzyć reguł, a jedynie się do nich dostosować. „Upaństwowienie” było ogromną mobilizacją instruktorów również taternictwa jaskiniowego i nielicznych wówczas narciarzy wysokogórskich. Równie dobrze tę energię można było przeznaczyć na sprawy bardziej konstruktywne. Po kolejnych zmianach prawnych szkolenie komercyjne oraz w ramach związku sportowego i klubu zostało zderegulowane. Następujące po sobie zawirowania prawne pozwoliły nam na uświadomienie naszych kompetencji, które wyróżniają nas na rynku szkoleń wspinaczkowych.
Znakomita część grona instruktorów PZA traktuje szkolenie jako swój podstawowy zawód i powołanie. To drugie dlatego, że tak naprawdę wykonujemy zawód nauczyciela, w dość specyficznych warunkach. Z drugiej strony nasi uczniowie-kursanci często po pewnym czasie stają się partnerami wspinaczkowymi. Z dumą obserwujemy postępy zarówno tych najlepszych, którzy realizują swoje marzenia w skałach i górach świata, jak i osoby wspinające się rekreacyjnie. Szkolimy w oparciu o doświadczenia wielu pokoleń instruktorów wspinania, kultywując ich tradycję szkoleniową – kultura szkolenia Polskiego Związku Alpinizmu, a wcześniej klubu wysokogórskiego, sięga lat 30-tych XX wieku. Owo doświadczenie to również gęste sito dla osób zamierzających zdobyć blachę instruktorską.
Nie jest łatwo ją zdobyć, trzeba się wykazać nie tylko umiejętnościami wspinaczkowymi, ale również dojrzałością emocjonalną i wytrwałością. Wielu obecnych instruktorów przystępowało więcej niż jeden raz do egzaminu wstępnego. Nie twierdzimy, że jesteśmy najlepsi, ale często słuchając o nowinkach i rewelacjach szkoleniowych nasi starsi koledzy mówią: ależ my zaczęliśmy to stosować 20 lat temu. Oznacza to, że nie jesteśmy grupą ludzi, która zebrała się i stwierdziła: a teraz założymy firmę lub stowarzyszenie i nadamy sobie stopnie instruktorskie. A takie przypadki znamy przecież z polskiej rzeczywistości. Jako środowisko funkcjonujemy od wielu dziesięcioleci, a kadrę stanowili i nadal stanowią nie tylko tytani polskiego alpinizmu i himalaizmu, ale także pracownicy naukowi AWF, ratownicy TOPR i GOPR, inżynierowie, dydaktycy. Pod tym względem jesteśmy bezkonkurencyjni.
W wyniku wieloletniego doświadczenia powstał nasz autorski program szkoleniowy, na którym opiera się większość szkolących, również tych spoza PZA, w Polsce. Dostosowaliśmy nasze programy do potrzeb różnych odbiorców: turystów letnich i zimowych, wspinaczy sportowych, osób chcących wspinać się w lodzie czy poznać tajniki poruszania się po lodowcu. Jednak naszym największym atutem jest wspinaczka tradycyjna, od skałek, poprzez góry latem, kończąc na zimie. Te trzy poziomy szkolenia podstawowego pozwalają na samodzielną działalność wspinaczkową w każdych warunkach. Bez kuszącego i dość częstego pójścia drogą na skróty. Ciągle podnosimy swoje kwalifikacje poprzez obowiązkowe unifikacje oraz kursy doszkalające. Doskonalimy się z technik linowych, z profilaktyki lawinowej, pierwszej pomocy, nawigacji, poruszania się po lodowcu, na lodospadach, w drytoolingu i innych. Na unifikacjach mają miejsce dyskusje o programach wspinaczkowych i metodach szkolenia. Dzięki obowiązkowi uczestniczenia w tych warsztatach możemy powiedzieć, że posiadamy bieżącą wiedzę i wspólnie wypracowane metodykę nauczania.
Posiadamy Komisję Szkolenia, która wprowadza nowe metody oraz kontroluje standardy szkoleń prowadzonych przez instruktorów PZA. Wielokrotnie w przeszłości zdarzało się, a i nadal bywa, że konsekwencją przekraczania owych standardów było zawieszenie licencji, a nawet odebrania uprawnień instruktorskich. Ubolewamy, że takie sytuacje mają miejsce, ale ze stanowczością piętnujemy naruszenia procedur bezpieczeństwa w postaci np. liczby kursantów na danych kursach. Poprzez takie działania dbamy, aby marka Instruktor PZA kojarzyła się z jakością szkolenia. Wolny strzelec – instruktor działający na wolnym rynku nie podlega żadnej kontroli, poza mechanizmem wolnego rynku. A jak wiadomo, brak kompetencji merytorycznych czy łamanie standardów bezpieczeństwa można pokryć marketingiem. Używamy certyfikowanego sprzętu, uczymy posługiwania się nim. Dla nas jest to sprawa bezdyskusyjna, odpowiedzialność cywilna instruktora nie pozwala na działanie na pograniczu partyzantki. Jesteśmy świadomi zagrożeń wynikających ze szkolenia i staramy się je redukować, nie tracąc z pola widzenia faktu, iż osoba po kursie powinna umieć samodzielnie podejmować ryzyko. To znaczy, że podczas szkolenia dopuszczamy do kontrolowanego ryzyka, które jest nierozerwalnie związane z uprawianiem wspinaczki zwłaszcza w jej tradycyjnym rozumieniu. Uczymy samodzielności i partnerstwa.
Najwytrwalsi kursanci, którzy wchodzą na wspinaczkową ścieżkę, często zostają naszymi partnerami, a zdarza się, że po pewnym czasie zdobywają ostrogi instruktorskie. Natomiast partnerstwo jest jedną najważniejszych postaw, które wpajamy od pierwszego dnia kursu. Naszą bolączką jest kompletnie nieczytelny zakres kompetencji w stosunku do przewodników tatrzańskich, przewodników UIAGM i ratowników. Na obszarze Tatr można się spotkać z usługami tych czterech grup zawodowych. Niestety nie istnieje współpraca instytucjonalna, a jedynie wymiana doświadczeń pomiędzy pojedynczymi osobami.
Doskonały moim zdaniem system szkolenia, jaki funkcjonuje w Wielkiej Brytanii, jest w Polsce nie do zastosowania. W UK istnieją dwie ścieżki rozwoju: instruktora i przewodnika turystycznego, natomiast zwieńczeniem kariery jest zdobycie międzynarodowych uprawnień przewodnika wysokogórskiego, oczywiście po zdobyciu brakujących umiejętności. W naszym przypadku szkoleniem zajmują się wszystkie wymienione grupy, które (co z pewnością dla wielu będzie niepopularne) nie posiadają kompetencji formalnych. Niestety zaprzepaszczona została okazja, by ścieżka szkoleniowa instruktora PZA kończyła się uzyskaniem uprawnień przewodnika wysokogórskiego UIAGM. Pierwsze osoby, które podjęły trud zdobycia blachy przewodnickiej, były instruktorami PZA i zostały dofinansowane przez Związek. Docelowo po obowiązkowych szkoleniach, uprawnienia przewodnika UIAGM miały być dostępne dla instruktorów alpinizmu PZA. Tak się jednak nie stało z wielu różnych powodów. Instruktorzy związku odbiegają umiejętnościami w jeździe na nartach oraz w posługiwaniu się tzw. krótką liną. Natomiast doświadczenie wspinaczkowe, liczba godzin spędzonych na szkoleniu w każdych warunkach sprawiają, iż kompetencje górskie instruktorów alpinizmu, ale także taternictwa są bardzo wysokie. Nadzieją napawa fakt, iż coraz większa grupa czynnych instruktorów PZA zdobywa uprawnienia UIAGM i te środowiska powoli zaczynają się przenikać, tak samo jak dzieje się to z ratownikami TOPR.
Największe wyzwanie dla instruktorów, ale także dla Związku i klubów, to zagospodarowanie potencjału, jaki stanowią szkoleniowcy. Niestety jest tak, że bardzo często obie strony nie bardzo wiedzą, jak wykorzystać umiejętności instruktorów. Inną bolączką jest brak kadry szkoleniowej w niektórych klubach. Jest to spowodowane opisaną przeze mnie długą ścieżką poprzedzającą zdobycie blachy instruktorskiej. Według mnie właśnie ostatnie zagadnienia powinny być przedmiotem dyskusji środowiskowej. Z pewnością cenne byłoby wzajemne przekazywanie doświadczeń, dzięki którym instruktorzy wpływaliby na podnoszenie kompetencji „zwykłym” członkom klubów.
Bogusław Kowalski – Instruktor PZA, szkoli nieprzerwanie od 1997 roku