Zdobycie K2 zimą to jedno z największych wyzwań współczesnego himalaizmu sportowego. Główną trudnością we wspinaczce o tej porze roku na ośmiotysięczniki są silne, huraganowe wiatry wiejące z średnią prędkością 120 km/h, w porywach osiągające nawet 180 km/h. W czasie sezonu zimowego mają miejsce średnio 2-3 kilkunastogodzinne tzw. okna wiatrowe, kiedy siła wiatru jest mniejsza niż 60 km/h. W takich momentach z obozów położonych powyżej 7000 m możliwe są ataki na szczyt.
Z bazy droga prowadzić będzie przez obóz I (5900 m n.p.m.), obóz II (6350 m) i obóz III (7000 m), aż do obozu IV, który został zaplanowany na tzw. Ramieniu (7800 m), skąd nastąpi atak na szczyt.
– Zobaczymy, czy uda się wcześniej założyć czwarty obóz, czy zostanie on założony „z marszu”– mówi Janusz Majer. Janusz Gołąb, himalaista i kierownik sportowy wyprawy:
– Będziemy zdobywać K2 metodą wyprawową. Kluczowym elementem będzie szybkość. Kolejnym
priorytetem będzie siła natarcia. Planujemy, by w górę szły od razu dwa, a nawet trzy zespoły, zarówno podczas zakładania obozów i aklimatyzacji, jak i ataku szczytowego. Chodzi o to, by maksymalnie wykorzystać krótkie okna pogodowe. Podczas aklimatyzacji i zakładania obozów najważniejsze jest, by wszyscy dotarli do obozu III i spędzili tam noc. To otworzy nam drogę do obozu IV i na szczyt. Będzie to kawał roboty do wykonania, jeśli chodzi o transport i poręczowanie. Liczę, że po mojej i Andrzeja Bargiela działalności latem na drodze zostały poręczówki albo ich fragmenty nadające się do wykorzystania, a na wysokości 7000 metrów – duży depozyt lin. Zostawił je tam Russell Brice, ale my mieliśmy w nich swój udział finansowy. Oczywiście jesteśmy niezależni od tych poręczówek i linowego depozytu, ale będzie dobrze, jeśli okaże się, że są do wykorzystania. Co do lin, będziemy działać głównie na cienkich, o 5-milimetrowej średnicy, bardzo lekkich dynemach. To zaoszczędzi nam bardzo dużo wysiłku przy ich transporcie. Obóz I położony jest dość nisko. Liczę, że podczas akcji górskiej będziemy go mijać i dochodzić od razu do obozu II.
Wybór drogi Česena jest nieprzypadkowy. Trudności techniczne kumulują się w jej dolnej partii. Od wysokości 6600 m kończą się. Przeszkodą mogą okazać się warunki. Oprócz wiatru działalność może utrudnić lód. Lodowa polewa wymaga znacznie większego wysiłku w pokonywaniu stromego zbocza niż śnieg. Latem razem z Jędrkiem (Andrzejem Bargielem – przyp. red.) obserwowaliśmy górę. Na dole śniegu było niewiele, spływały potoki, odsłaniała się kruszyzna. Wyżej padał śnieg, który nie topniał. Jest ryzyko, że dolna część góry będzie czarna i lodowa. Ale jest też spora szansa, że wyżej będzie dużo dobrego, firnowego śniegu.
Obóz czwarty zostanie założony na wysokości ok. 7800 m. Mamy więc 800 m przewyższenia do szczytu. To dużo, ale są ośmiotysięczniki, na których na tym etapie pokonuje się 1000 m. Nie planujemy spędzenia nocy w obozie IV. To zbyt wysoko. Nie znam przypadku, by ktoś z himalaistów nocował zimą w Karakorum na tej wysokości. Uważam, że to zbyt duże ryzyko. Lepiej zaatakować szczyt z obozu III, a obóz IV potraktować jako „przystań”, w której można się schronić, ogrzać, zjeść i nieco odpocząć. Podobnie po zdobyciu szczytu himalaiści powinni wrócić na noc do obozu III.
Trudno w tej chwili mówić, kto z kim stworzy zespół. Podyktują to warunki i okoliczności. Będziemy o tym decydować na bieżąco, wspólnie z Krzyśkiem Wielickim i chłopakami. Myślę, że nie będzie z tym problemu.