Pisze: Bogusław Kowalski, instruktor alpinizmu PZA
Sposób budowania stanowiska oraz metody asekuracji od ponad trzydziestu lat są stosowane w Polsce w niemalże niezmienionej postaci. W tym czasie pojawiły się nowe, lepsze materiały, z których produkowany jest sprzęt, udoskonalono przyrządy asekuracyjne. W celu zwiększenia bezpieczeństwa wspinaczy wprowadzono między innymi normy i atesty. Ośrodki badawcze w krajach alpejskich nie poprzestają w wysiłkach i wykorzystując współczesne środki techniczne, szukają odpowiedzi na pytania o najbezpieczniejsze metody asekurowania w różnych warunkach. Publikowany tekst odnosi się właśnie do takich badań, dzięki którym wiemy, że nie w każdych warunkach powinniśmy stosować taki sam sposób asekurowania partnera. W niektórych sytuacjach użycie zakorzenionej u nas od lat metody może być niebezpieczne.
W 2014 roku w „Taterniku” (nr 3) opublikowane zostały dwa teksy i komentarz do nich autorstwa piszącego te słowa. Pierwszy z materiałów to „Budowa stanowiska – łatwo i szybko (W. Britschgi)”, napisany na zlecenie Deutschen Alpein Verein (oryginalny tytuł „Standplatz einrichten – einfach und schnell”). Drugi to „Wyrównanie czy wydłużenie stanowiska? Rozważania Willa Gadda”. Ten materiał był wyborem tekstów zamieszczanych na blogu przez Gadda. Kluczowy wniosek sprowadzał się do zalecenia stosowania stanowiska wstępnie ukierunkowanego w przypadku punktów o wątpliwej jakości. Spotkało się to z dużą dezaprobatą, szczególnie ze strony starszych i w większości mało aktywnych instruktorów. Krytyki doczekały się również ilustracje (zwłaszcza materiał DAV), gdzie punkty stanowiskowe połączone zostały w sposób odbiegający od klasycznie rozumianego stanowiska z punktem centralnym. Zaproponowany przez Komisję Bezpieczeństwa DAV (paradoks – cenioną „z zasady”) sposób budowy stanowiska okazał się zbyt odległy od nauczanego w Polsce. Nie padły jednak argumenty, które podważałyby wnioski opublikowane przez DAV i Willa Gadda.
Niedługo później ukazał się artykuł „Stanowisko w sprawie słabego stanowiska” (autorzy: Marek Kujawiński, Wojciech Święcicki, „Magazyn Góry”, 243, kwiecień 2015 roku). Jego autorzy przeprowadzili badania wytrzymałości punktów stanowiskowych. Te cenne skądinąd badania zrealizowali wyłącznie przy użyciu nieelastycznych tasiemek z dyneemy, co zdeterminowało wyniki. Dla przypomnienia, w opublikowanych tekstach Waltera Britschgi i Willa Gadda jednym z istotnych wniosków było stwierdzenie bardzo dużego wydłużenia taśm (poliamidowych) w stanowiskach samonastawnych po destrukcji jednego (słabszego) z punktów, co skutkowało zwielokrotnioną siłą działającą na drugi punkt. W wyniku wspomnianego wydłużenia na pozostały punkt działała siła, która przez autorów badań została uznana za krytyczną. Z tego powodu zarówno Britschgi, jak i Gadd odradzali stosowanie stanowiska samonastawnego.
Dwa lata po ukazaniu się artykułu Britschgi’ego DAV opublikował materiał „Belaying in Multi-Pitch Routes – Comfortable or secure?” autorstwa Floriana Hellberga, Christopha Hummela i Sophii Steinmüller, zespołu zajmującego się badaniami nad bezpieczeństwem w Alpach. Zamieszczone w nim rysunki nijak miały się do nauczanych w Polsce stanowisk samonastawnych, motylków i pajączków. Były natomiast powieleniem ilustracji z publikacji Britschgi’ego. Natychmiast może pojawić się myśl, że taki sposób budowania stanowiska to wymysł odmiennej od naszej, niemieckiej szkoły wspinania. Jak wiadomo sąsiedzi zza Odry zawsze wyróżniali się własnym spojrzeniem na metody asekuracji. Jednak brak refleksji nad tym, co proponuje DAV, szedł w parze z uznaniem, jakim cieszy się Komisja Bezpieczeństwa „niemieckiej Pezety”. Muszę przyznać, że taka niekonsekwencja również nie była mi obca.
W 2017 roku na kanale YouTube renomowana ENSA (Ecole Nationale de Ski et d’Alpinisme) opublikowała film „Belay anchor” (Shoud you change the way you belay), w którym zaprezentowano metody budowy stanowiska i, co najważniejsze dla publikowanego wywodu, porównano sposoby asekurowania ze stanowiska i z uprzęży. Film dostępny jest w internecie, przytoczę tylko kilka najistotniejszych spostrzeżeń. Na początku autorzy prezentują różne sposoby budowania stanowisk, podkreślając, że w krajach „zachodnio-alpejskich” podstawą są wspomniane przeze mnie i bardzo popularne w Polsce stanowiska: samonastawne, motylki i pajączki. Natomiast we wschodnich Alpach budowane są tak jak na zaprezentowanym materiale DAV. W przypadku punktów bardzo pewnych (bolty) stanowisko jest budowane jak szeregowe. To znaczy pierwszy z punktów pełni funkcję punktu centralnego, natomiast drugi dopinany jest jak backup. Nie dąży się do tego, żeby oba punkty były obciążane jednocześnie, czyli nie stosuje się wyrównania stanowiska. Jest to zrozumiałe w przypadku bardzo pewnych, wielokierunkowych punktów. Po prostu niedopuszczalna jest sytuacja, że któryś z punktów wypada.
Sposób wiązania węzła „pośredniego” tatrzańskiego
fot. B. Kowalski
Dopięcie do pierwszego, wielokierunkowego punktu stanowiskowego
fot. B. Kowalski
Dopięcie do drugiego punktu za pomocą wyblinki
fot. B. Kowalski
Dopięcie luźnego ucha pętli do karabinka
fot. B. Kowalski
Drugą zasadniczą zmianą zaproponowaną przez ENSA jest miejsce wpięcia przyrządu. I tak w systemie „niemieckim” (nazwę go tak dla łatwości komunikacji) partner wspinający się od stanowiska do góry asekurowany jest z przyrządu wpiętego w stanowisko. Natomiast w systemie „francuskim” (stosowanym również u nas) przyrząd wpinany jest do uprzęży osoby asekurującej. Autorzy filmu przeprowadzają testy, po których stwierdzają, że metoda, w jakiej ciało asekurującego włączone jest w system asekuracyjny, a przyrząd dopięty do uprzęży, skutkuje dużym udarem na osobę, której zadaniem jest wyłapanie lotu i utrzymanie liny po odpadnięciu. Siły działające na asekuranta mogą być tak duże, że spowodują uderzenie w ścianę i w rezultacie utratę kontroli nad liną za przyrządem. Dlatego we wnioskach autorzy filmu – przypomnę, że są to Francuzi z zachodnich Alp – zalecają stosowanie metody niemieckiej. Co więcej, o zgrozo, w przypadku lin podwójnych preferują asekurację poprzez półwyblinkę (a nie reverso albo inny produkt francuskich firm!) z karabinka wpiętego do stanowiska.
Miejsce wpięcia przyrządu asekuracyjnego
fot. B. Kowalski
Zatem jest to rewolucja w tym, co do tej pory robili Francuzi. Jednak czy należy tę metodę stosować zawsze? Przede wszystkim należy jej używać wówczas, gdy prowadzącemu grozi długi lot, a to może wydarzyć się w łatwym terenie, na przykład na grani. To znaczy tam, gdzie asekuracja zakładana jest rzadko. Nie trzeba żadnych testów, żeby wyobrazić sobie, co stanie się z asekurantem, gdy jego partner poleci kilkanaście, a może kilkadziesiąt metrów. Zwłaszcza gdy różnica wagi będzie znaczna na niekorzyść osoby asekurującej.
Drugą sytuacją, w której asekuracja ze stanowiska jest pożądana, jest wspinaczka w lodzie. Jak wiadomo podczas tego rodzaju wspinania „nie odpada się”. Konsekwencje takiego odpadnięcia są na ogół fatalne dla prowadzącego. Lot w rakach grozi między innymi uszkodzeniem stawu skokowego bądź kolanowego. Nigdy też nie można być pewnym jakości wkręconej śruby. I tak jak na grani, w lodzie asekuracja instalowana jest stosunkowo rzadko. Na pewno odległości między przelotami są o wiele większe, niż te, które znamy ze ścianek czy współcześnie obitych skałek. Rzadko kiedy osadzamy na wyciągu więcej niż 6-8 śrub lodowych. Oznacza to, że przeloty znajdują się co 3-4 m. W przypadku odpadnięcia skutkuje to lotem (przy napięciu liny) w granicach 10 m. W takim przypadku asekurant zostanie poddany dużej sile i istnieje prawdopodobieństwo, że wskutek uderzenia o ścianę (w tym przypadku lód) straci kontrolę nad liną za przyrządem. To z kolei spowoduje dalszy upadek prowadzącego.
Ten sposób asekurowania został zaprezentowany u nas kilka lat temu via internet. Po dyskusji stwierdzono, że ma on owszem zalety, ale zastosowanie znajdzie raczej u przewodników, którzy mają najczęściej klientów o nikłych umiejętnościach i mało obytych ze sprzętem. Rzecz jasna, ten wniosek jest jak najbardziej słuszny, jednak pominięta została kwestia odpadnięć z dużą energią. Dlatego należy podkreślić, że asekuracja ze stanowiska powinna być stosowana tam, gdzie istnieje ryzyko zadziałania dużych sił i pojawienia się dużej energii, a także zawsze, gdy nad stanowiskiem znajduje się przeszkoda (okap/przewieszenie), w którą mógłby uderzyć wyrwany do góry asekurant.
Niezależnie od sposobu asekurowania: ze stanowiska czy też uprzęży, należy jak najszybciej założyć punkt wysyłowy (w materiale DAV „dummy runner”). W przypadku asekurowania z uprzęży lot bez punktu wysyłowego skutkuje zadziałaniem na przyrząd asekuracyjny w ten sposób, że niezwykle trudno zablokować linę. Dzieje się tak dlatego, że zmienia się kierunek siły uderzenia, która działa na uprząż asekuranta poprzez linę biegnącą w dół do prowadzącego poniżej stanowiska (nie ma przecież żadnego przelotu). W takiej sytuacji, ażeby zablokować przyrząd, należy załamać linę, ciągnąc ją nienaturalnie do góry.
Niezablokowany przyrząd, lot bezpośrednio na stanowisko, bez założonego punktu wysyłowego
fot. B. Kowalski
Jest to skrajnie niebezpieczna sytuacja, gdyż nakładają się tu niekorzystne czynniki, współczynnik odpadnięcia 2 oraz niewyuczona czynność – brak nawyku blokowania przyrządu „do góry”. Jeśli natomiast asekurujemy z przyrządu wpiętego w stanowisko, to brak punktu wysyłowego spowoduje przy locie bardzo trudną sytuację. Wręcz trudniejszą niż w przypadku asekuracji z uprzęży, gdyż przełamanie liny na przyrządzie będzie wymagało bardzo wysokiego podniesienia ręki z liną hamującą. Z tego właśnie powodu do asekuracji ze stanowiska zalecana jest półwyblinka.
Asekuracja z półwyblinki
fot. B. Kowalski
Dlatego, że przełamania i powstałe w ten sposób tarcie na tym węźle pozwala na wyłapanie odpadnięcia bezpośrednio na stanowisko – ze współczynnikiem 2. Możliwe jest jednak zastosowanie hybrydy. To znaczy, jeżeli na początku wyciągu dostrzegamy słabe możliwości założenia asekuracji, wówczas zaczynamy asekurować z półwyblinki (lub przyrządu typu kubek) wpiętej w stanowisko. Aby to zrobić, należy uważnie przyjrzeć się terenowi powyżej stanowiska i stwierdzić, czy rokuje na założenie przelotów. Gdy prowadzący założy kilka dobrych przelotów, a asekuracja jest gęstsza, można przypiąć przyrząd do łącznika uprzęży i zacząć asekurację z uprzęży. Jak widać, możliwe jest reagowanie na sytuację i dopasowywanie się do warunków. Należy jednak pamiętać, że przechodzenie z asekuracji z półwyblinki wpiętej w stanowisko do asekuracji z przyrządu wpiętego w łącznik uprzęży trzeba mieć dobrze przećwiczone w bezpiecznych (laboratoryjnych) warunkach.
Przyrząd asekuracyjny (lub karabinek z półwyblinką) trzeba wpiąć do ucha utworzonego ze wspomnianego węzła (patrz zdjęcie). Nie należy wpinać karabinka z przyrządem lub półwyblinką bezpośrednio do karabinka dopiętego do punktu stanowiskowego. Wówczas przy zadziałaniu siły po odpadnięciu prowadzącego karabinek dynamicznie pracuje na drugim karabinku. Karabinek z przyrządem asekuracyjnym (lub z półwyblinką) powinien być wpięty do pętli stanowiskowej w taki sposób, aby w przypadku upadku prowadzącego był minimalny ruch w górę. Zasada jest następująca: staraj się ograniczyć ruch w górę do około 20 cm lub mniej. Oznacza to, że materiał, z którego wykonana jest kotwica, powinien być dość ścisły, a otwór, do którego się wpinamy, dość mały.
Po lekturze cytowanych materiałów i ich analizie jestem przekonany, że asekuracja z przyrządu wpiętego do stanowiska w określonych warunkach jest bezpieczniejsza. Można nie dostrzegać zagrożeń wynikających z asekuracji z przyrządu wpiętego w uprząż, ale niebezpieczeństwa te nie znikną. Przeprowadzono testy i pomierzono siły występujące w łańcuchu asekuracyjnym w różnych konfiguracjach. Zrobiono to w renomowanych laboratoriach, a w rozwiązanie problemu zaangażowały się szanowane instytucje, m.in. DAV i ENSA, których celem jest badanie różnych metod asekuracji poprzez testowanie w warunkach rzeczywistych. Temat był również badany w innych krajach, np. we Włoszech i w Kanadzie. Natomiast w Polsce stosowane metody opieramy na domysłach i tradycji.
Jak już wspomniałem, w 2014 roku doprowadziłem do publikacji materiałów Waltera Britschgi i Willa Gadda. Niestety bardzo mało było wówczas głosów, które odnosiłyby się do meritum. Zniechęcony reakcją środowiska dzieliłem się swoimi przemyśleniami wyłącznie w wąskim gronie osób otwartych na dyskusję. Po ośmiu latach, w grudniu 2022 roku, wraz Maciejem Ciesielskim pod egidą firmy Petzl przeprowadziliśmy warsztaty techniczne na 20. Krakowskim Festiwalu Górskim. Maciek, wybitny alpinista, nieaktywny jako instruktor alpinizmu PZA, za to uznany przewodnik wysokogórski UIAGM i członek Komisji Technicznej PSPW, zaproponował, abyśmy wspólnie zaprezentowali metody budowy stanowisk i asekurowania, które od lat wprowadzane są w krajach alpejskich. Dodam, że Ciesielski bardzo często z ramienia PSPW uczestniczy w szkoleniach przewodników organizowanych przez UIAGM, gdzie prezentowane są nie tyle nowinki (kojarzone z ciekawostkami), co bezpieczne i skuteczne, a przede wszystkim przetestowane techniki asekuracji. Pokazane przez nas na KFG i opisane w publikowanym tekście sposoby asekurowania są od wielu lat stosowane nie tylko w krajach niemieckojęzycznych, ale też w Alpach Zachodnich. Wśród przewodników jest to obecnie standard, jeśli chodzi o asekurację w lodzie i na tych graniach, gdzie nie stosuje się „lotnej”.
Przed oczami mam sytuację, w której prowadzący odpada na łatwej grani, gdzie przeloty zakładane są dość rzadko. Nietrudno wyobrazić sobie to, co stanie się z asekurantem, gdy będzie wyłapywał lot o długości około dziesięciu, a może więcej metrów. Dlatego uważam, że metoda asekuracji z przyrządu wpiętego do stanowiska powinna być wprowadzona do szkoleń wspinaczkowych firmowanych przez PZA. Nie jestem jedynie pewien, na jakim etapie kursu i w jakiej formie należy jej nauczać. Wydaje mi się, że powinna być demonstrowana i omawiana już na poziomie kursu skałkowego, w końcowej fazie. Trzeba mieć na uwadze fakt, że absolwenci tych kursów wyjeżdżają w rejony, gdzie można wspinać się wielowyciągowo, nie tylko na łatwe drogi w Tatrach. Ponadto próbują swoich sił we wspinaczce lodowej. Niewątpliwie asekuracja z przyrządu wpiętego do stanowiska powinna być nauczana na kursach taternickich. Zwłaszcza na drogach łatwych, na przykład na graniach. Trzeba też wspomnieć, że każda wspinaczka, również ta, na której stosuje się asekurację „lotną” (począwszy od Grani Kościelców), rozpoczyna się od asekuracji „sztywnej”, czyli ze stanowiska.
Publikowany materiał nie jest oficjalnym stanowiskiem Komisji Szkolenia PZA. Mam jednak nadzieję, że wnioski zaprezentowane w publikacjach DAV oraz ENSA staną się przyczynkiem do dyskusji na temat różnych uwarunkowań wpływających na metody budowania stanowiska oraz asekuracji podczas wspinaczki wielowyciągowej.