– Jak wygląda twój trening?
– Zawsze przed wyprawą planuję cel, który chcę zrealizować, i ustalam trening. Chodzi o sumę przewyższeń, kilometrów, które pokonam, liczbę szczytów. W ustalaniu treningu od lat pomaga mi Piotrek Sadowski. Okres przygotowawczy trwa kilka miesięcy. Poza nim też trzeba się ruszać, dbać o siebie, by kondycja i forma były na przyzwoitym poziomie, stanowiły odpowiednią bazę do rozpoczęcia przygotowań pod konkretny cel.
Trening to głównie bieganie, jazda na rowerze, wspinanie, siłownia. Tak jak w przypadku każdego sportu wytrzymałościowego trzeba poświęcić sporo czasu i musi być w tym systematyka. Bardzo ważnym elementem jest też jazda na nartach i poruszanie się w trudnym terenie. Trzeba wiedzieć, czuć, jak jest w górach w różnych sytuacjach; jak zachowuje się śnieg na stromych zboczach. Bywanie w górach w trudnych warunkach daje mnóstwo informacji, szczególnie że podczas wyprawy staram się nie robić trudniejszych rzeczy, niż wyrobiłem w górach wcześniej.
– Jak dużo trenujesz w okresie przygotowawczym? Opisz swój tydzień.
– Trening wytrzymałościowy staram się robić cztery razy w tygodniu i na tym się opieram. Co cztery dni robię trening siłowy. Nie pracuję nad szybkością, bo ona mi nie jest potrzebna, to nie jest przygotowanie do zawodów. Sam docelowy wysiłek – atak szczytowy – to coś zupełnie innego niż start w zawodach. Robię jeden trening w tempie startowym, żeby podnosić parametry.
– A dieta?
Mogę powiedzieć, że to, co jemy, jest podstawą wyniku. Jeżeli się tego pilnuje i zdrowo je, to osiągi są dużo lepsze i z organizmu można wygenerować dużo więcej energii na same treningi, znacznie poprawia się również regeneracja. Mam wyciskarkę do soków. To prawdziwy skarb. Jestem fanem buraka. Lubię wyciskać sok z buraka, wrzucam do tego marchewkę, jabłko, cytrynę. Gdy wypiję taki sok rano, to mam wrażenie do obiadu, że mój organizm jest lekki i mam bardzo dużo energii. Zazwyczaj wiosna i część lata przypadają na moje przygotowania, trening jest intensywny. Fajnie, że wtedy jest dużo owoców i warzyw. Korzystam z tego. Niestety organizowanie wyprawy, podróże, spotkania, konferencje nie sprzyjają systematycznym zdrowym posiłkom. Ale staram się. Podczas spotkań piję też za dużo kawy…
– Jesz mięso?
– Unikam. Mięso dostępne na rynku jest słabej jakości, ewentualnie można czasem zjeść mięso z ekologicznych źródeł. To ze sklepów jest totalnym syfem. Teraz nawet nieświadomie unikam mięsa, bo po prostu już mi nie smakuje. Generalnie dietę opieram na warzywach, owocach i węglowodanach – ryżu, kaszy. To działa. Czuję się lekko i świeżo. Nie ma tak, że zjadam kawał mięsa i mam ochotę się położyć. Czasem, gdy jestem w domu, lubię gotować na parze.
– A trening mentalny?
– Odbywa się całe życie. Chodzi o godziny spędzone w górach i na treningach. Głowa musi być idealnie połączona z ciałem, by nie robić dziwnych rzeczy, by odpowiednio działać i móc sobie zawierzać. U mnie to się jakoś naturalnie ustabilizowało. Ważne, by spędzać czas w górach, bo jak jest długa przerwa, to głowa nie działa jak trzeba. Tracimy poczucie ciała, koordynacji. A to nie jest dobre ani bezpieczne.
– Gdzie trenujesz? W Tatrach?
– Sporo podróżuję, ale Tatry są bazą i uważam, że tutaj można się do wszystkiego przygotować. Bawię się też w organizatora, związane jest to, tak jak powiedziałem, z częstymi wyjazdami, licznymi spotkaniami. Czasem mam wrażenie, że jest 10 razy intensywniej niż na wyprawie [śmiech]. Zatem bywa, że biegam nocami, ale muszę konsekwentnie realizować swoje założenia. Nie mam wyjścia. Najprościej byłoby nie pójść na trening, bo usprawiedliwień jest sporo, ale jedno odpuszczenie generuje potem łatwiejsze odpuszczanie, więc staram się, jak mogę, i nie odpuszczam.
Rozmawaiała: Agnieszka Szymaszek