Analiza wypadków w Tatrach

16 listopada, 2016

z-spity-usuniete-tego-lata-na-drogach-waclaw-spituje-i-zemsta-waclawa

Cykl dotyczy wypadków wspinaczkowych w Tatrach. Chcemy dokonać ich analizy i podać wskazówki mogące poprawić bezpieczeństwo.

Wypadki wspinaczkowe

  • W nocy z 9/10 lipca 2016 r. poszukiwano dwóch zespołów, które wyszły na wspinaczkę: jeden z Hali Gąsienicowej miał się wspinać na „Setce” na Zadnim Kościelcu, drugi na Mnichu lub Zadnim Mnichu. Ponieważ nie udało się nawiązać telefonicznego kontaktu z zespołami, na poszukiwania wyruszyli ratownicy pełniący dyżur w Murowańcu i w Morskim Oku. Niestety nie przyniosły one rezultatu. Gdy następnego dnia przygotowywano się do kolejnych poszukiwań, okazało się, że pierwszy zespół odnalazł się w Pięciu Stawach a drugi rano wypisał się w książce również w Stawach. Wpisy w książce wyjść obowiązują dwie strony do stosownych działań: TOPR do rozpoczęcia poszukiwań, gdy zespół nie wróci o podanej godzinie alarmowej, a taterników powinien zobligować do poinformowania TOPR-u, co się z nimi dzieje, gdy przekroczona zostanie godzina krytyczna.
  • 22 lipca 2016 r. o godz. 12.36 jeden z członków zespołu powiadomił telefonicznie Centralę TOPR, że na drodze Kurczaba na wsch. ścianie MSW, pomiędzy II i III wyciągiem, jeden z taterników został uderzony spadającym kamieniem, który zmiażdżył mu palce prawej dłoni. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu przy użyciu windy próbowano zdesantować ratownika bezpośrednio w miejsce zdarzenia. Ze względu na konfigurację terenu próba nie powiodła się. W tym samym czasie wezwano śmigłowiec do pilnego transportu nieprzytomnego pracownika leśnego, którego w Tylmanowej przygniotło drzewo. Po przetransportowaniu mężczyzny do szpitala w Nowym Targu o godz. 14.15 śmigłowiec poleciał w rejon MSW. Tym razem na IV stanowisko przy użyciu windy zdesantowano ratownika z zadaniem przygotowania do przyjęcia kolejnych, których w rejon wypadku śmigłowiec przywiózł w następnym locie. Po założeniu lin dyneema jeden z ratowników został opuszczony około 30 m do rannego taternika. Po zaopatrzeniu taternik wraz z ratownikiem zostali opuszczeni do podstawy ściany, w miejsce możliwe do podebrania rannego przez śmigłowiec. O godz. 16.17 taternik wraz z ratownikiem zostali wciągnięci windą na pokład będącego w zawisie śmigłowca – lot do szpitala. O 16.37 na lądowisku przekazano rannego załodze karetki pogotowia. (Brak informacji, czy kamień spuścił prowadzący wyciąg, czy spadł on samoistnie).
  • 30 lipca 2016 r. o godz. 14.57 do TOPR-u dotarła informacja, że na Kopie Spadowej podczas wspinaczki drogą Skłodowskiego odpadł taternik. W wyniku upadku doznał urazu stawu skokowego. Śmigłowiec wystartował. Z jego pokładu ratownicy desantowali się na półce około 30 m nad miejscem wypadku. Po założeniu stanowiska jeden z nich został opuszczony na linach dyneema do rannego taternika. Po zaopatrzeniu zostali oni opuszczeni do podstawy ściany, skąd ranny został windą podebrany przez śmigłowiec i przetransportowany do szpitala. W kolejnych lotach zostali przetransportowani ratownicy, którzy obsługiwali stanowisko zjazdowe.
  • 13 sierpnia 2016 r. o 18.56 do TOPR-u zadzwonił zespół taternicki wspinający się na Tomkowych Igłach, informując, że pada deszcz, są przemoczeni, jest duże zachmurzenie ograniczające widoczność, jest już późna pora, a oni są najprawdopodobniej dopiero w połowie drogi. Proszą o pomoc. Ze względu na zachmurzenie śmigłowiec doleciał tylko nad Czarny Staw, gdzie zdesantował czterech ratowników i poleciał do Morskiego Oka po kolejnych. Przy następnym locie okazało się, że widoczność się poprawiła i w ścianie widać światła dwójki taterników. O 19.45 udało się dolecieć na Tomkowe Igły. Jeden z ratowników został opuszczony do nich dźwigiem pokładowym. Po przygotowaniu stanowiska wciągnięto windą dziewczynę, a potem chłopaka. Wszystko wskazuje na to, że taterników przerosła trudność drogi, zwłaszcza po deszczu, byli nie najlepiej przygotowani kondycyjnie i nie mieli odpowiedniego ubrania. Lepiej, że poprosili o pomoc, niż mieli się wspinać lub wycofywać ze zbyt trudnych dla nich warunków, co mogłoby doprowadzić do wypadku. 
  • 27 sierpnia o 14.45 do TOPR-u zadzwonił jeden z taterników wspinających się na Żabim Mnichu, informując, że po dojściu na stanowisko po piątym wyciągu, na drodze Wilczkowskiego poważnie zasłabł jego partner, tracąc czucie w kończynach. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu w pobliże taterników opuszczono jednego ratownika, który wisząc na haku windy, założył stanowisko i wpiął się do niego, uwalniając windę. W drugim nalocie na stanowisko został opuszczony drugi ratownik. Po udzieleniu pierwszej pomocy taternik został włożony do noszy francuskich i wraz z ratownikiem wciągnięty na pokład będącego w zawisie śmigłowca i przetransportowany do szpitala.
  • 27 sierpnia o 22.33 ratownik pełniący dyżur w Morskim Oku poinformował Centralę TOPR-u, że zespół wspinający się na Mnichu na drodze Międzymiastowa nie wypisał się z książki wyjść. Ich telefony milczą, nie ma ich na Taborisku. Z Centrali wyjechała ekipa ratowników, sprawdzając Dolinę za Mnichem, Mnichowy Żleb, Mnicha. Nocne poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Gdy rano do poszukiwań szykowała się kolejna grupa ratowników i załoga śmigłowca, okazało się, że zaginieni taternicy cali i zdrowi znaleźli się…. na Taborisku. I znów dlatego, że taternicy nie wypisali się z książki wyjść, TOPR prowadził całonocne, jak się okazało niepotrzebne, poszukiwania.
  • 29 sierpnia z Taboriska na Szałasiskach przetransportowano samochodem TOPR-u taternika, który dnia poprzedniego podczas wspinaczki na Żabim Mnichu na drodze Czech – Ustupski odpadł na II wyciągu i w wyniku około siedmiometrowego lotu doznał urazu stawu skokowego. O własnych siłach dotarł na Taborisko, z którego dnia następnego nie był w stanie się ruszyć. Taternik odmówił transportu do szpitala. Doceniając twardość jego charakteru, uważam, że lepiej było poprosić o ewakuację spod Żabiego Mnicha, niż samodzielnie schodzić z uszkodzonym stawem skokowym, co na pewno pogłębiło uraz.
  • 29 sierpnia podczas wspinaczki płd. ścianą Zadniego Mnicha taterniczka została uderzona w rękę i nogę kamieniem. Poszkodowana w asyście partnera dotarła do schroniska w Morskim Oku. Tam po zaopatrzeniu ran została przewieziona do szpitala. (Brak danych czy kamień spuścił na nią prowadzący partner, czy spadł samoistnie).
  • 30 sierpnia o 8.49 do TOPR-u zadzwonił instruktor PZA, prowadzący szkolenie, informując, że jego kursant spadł z 3-4 m z pierwszego wyciągu na Prawym Żebrze Skrajnego Granatu, doznając urazu stawu skokowego. Ponieważ tego dnia była „nielotna pogoda”, z Murowańca na miejsce zdarzenia wyruszył pełniący tam dyżur ratownik, a z Centrali na Halę wyjechała siedmioosobowa grupa. O 10.38 dotarto na miejsce. Rannego zapakowano do noszy konga, zniesiono do Murowańca i dalej samochodem zwieziono do Brzezin, gdzie przekazano załodze karetki pogotowia.
  • 4 września o 16.02 powiadomiono telefonicznie TOPR, że na drodze Stanisławskiego na zach. ścianie Kościelca doszło do wypadku taternickiego. Wystartował śmigłowiec. Z jego pokładu ratownicy desantowali się pod wierzchołkiem Kościelca. Po założeniu stanowiska jeden z nich przy użyciu lin dyneema został opuszczony do znajdującego się niżej rannego taternika, który w wyniku odpadnięcia złamał rękę. Po zaopatrzeniu taternik wraz z ratownikiem zostali opuszczeni do podstawy ściany. Za drugim razem kolejny ratownik zabrał dwóch partnerów rannego i we trójkę zostali opuszczeni pod ścianę. Próba wzięcia na pokład śmigłowca rannego taternika ze względu na silny wiatr nie powiodła się. Taternicy zostali sprowadzeni do Murowańca, skąd ranny samochodem został przewieziony do szpitala. Prawdopodobnie przyczyną odpadnięcia było wpięcie się do starego haka, który wypadł przy próbie obciążenia.
  • 10 września przed 11 powiadomiono TOPR, że podczas wyjścia z Załupy H taternik został ugodzony spadającym kamieniem, doznając urazu uda. Bezpośrednio z miejsca wypadku został on podebrany przez śmigłowiec i przetransportowany do szpitala. (Brak informacji kto strącił kamień)

Stałe punkty asekuracyjne?

W lipcu bieżącego roku podczas przejścia z kursantami drogi Skłodowskiego na Kopie Spadowej kolega zapytał mnie o linię spitów biegnących na prawo od wyjściowego zacięcia. Przypomniałem sobie wspaniałe lato 1994 roku i bolesną historię powstania drogi Jak Oskalpować Apacza, autorstwa Andrzeja Muchy i Dominika Malca. Po niecałym tygodniu od rozmowy ze wspomnianym kolegą nad Morskie Oko nadleciał toprowski Sokół.

Tym razem skierował się właśnie w stronę Kopy Spadowej. Po powrocie na tabor usłyszałem wiadomość, że akcja miała miejsce właśnie na drodze Jak Oskalpować Apacza (nie jak błędnie jest podane w „Kronice TOPR” na drodze Skłodowskiego, 30.07.2016 r.). Pierwszą moją myślą było to, że urwał się spit, jak się jednak okazało, ten wytrzymał, urwał się natomiast chwyt. Nie zmienia to jednak mojej obawy co do pewności stałych punktów asekuracyjnych.

Większość wspinaczy wpina się do spitów z poczuciem ulgi, że w końcu mają pewną asekurację. Jednak trudno ocenić jakość kotwy, gdyż może być tak, że plakietka będzie w dobrym stanie, natomiast sam trzpień będzie zerodowany i niebezpieczny. Tego nie wiemy, w odróżnieniu od haków podczas wspinaczki nie da się wybić starego i wbić nowego spita. Tak więc obdarzamy zaufaniem coś, co niekoniecznie zadziała w krytycznym momencie. Jeśli ma się świadomość, w jakich czasach i w jakiej technologii te punkty były osadzane, to poczucie bezpieczeństwa znika bezpowrotnie. Jakiś czas temu na facebookowym profilu Accidents in North American Climbing („American Alpine Journal” dokumentuje i analizuje wypadki wspinaczkowe, wydając każdego roku zestawienie ANAM) pojawił się tekst „Bomber Anchors or Ticking Time Bombs?”. Podniesiona tam została sprawa ryzyka, jakie niesie za sobą bezkrytyczne zaufanie do starych kotew asekuracyjnych. Przede wszystkim zauważono, że spity osadzane dwadzieścia – trzydzieści lat temu nie zostały zaprojektowane do asekuracji podczas wspinaczki. Ten sam problem dostrzegła UIAA, która opublikowała dokument ostrzegający przed erozją stałych punktów asekuracyjnych: www.theuiaa.org/ upload_area/Safety/Anchors/UIAA-WARNING-ABOfotUT-CLIMBING-ANCHORS-FAILURES_Dec15.pdf. Obie informacje dotyczą przede wszystkim rejonów skałkowych. W Polsce możemy mówić, że ubezpieczenie skał nie tylko nie odbiega od tego, co znajdziemy na Zachodzie, ale staje się pewnego rodzaju standardem. Zdecydowanie nie można tego powiedzieć o stałych punktach, które osadzone są w Tatrach. Niemalże dziesięć lat temu zainicjowana została akcja Tatry Bez Młotka. Jej działania w dużej mierze skupione były wokół najbardziej popularnych ścian i szczytów, takich jak Mnich, Zamarła Turnia i Kościelec. Na innych ścianach wciąż tkwią spity, które często są starsze od osób, które postanowiły zaufać stałej asekuracji. Pozwoliłem sobie zrobić (zapewne niepełne) zestawienie dróg, gdzie znajdują się kotwy, które należałoby wymienić. Według mnie są to punkty, które stwarzają zagrożenie (w różnym rzecz jasna stopniu), gdyż nie ma szansy na dołożenie obok nich innej asekuracji. Oczywiście jest to subiektywna ocena, przy tym wyliczeniu posiłkowałem się podobnym zestawieniem Macieja Ciesielskiego uzupełnionym przez Miłosza Jodłowskiego. Warto podkreślić, że współautor dróg na wielu ścianach Maciej Tertelis podjął się pokrycia części kosztów reekipowania swoich dróg. W tym sezonie wymienione zostały punkty na drogach Wacław Spituje i Zemsta Wacława, prace wykonał Mariusz Rogus, a klej i ringi sfinansował Polski Związek Alpinizmu. Myślę, że taka akcja powinna objąć – oczywiście po dyskusji – poniżej wymienione drogi:

stare stanowisko

  • Droga „Fantazja” na Żabim Mnichu (1987 r.), pierwsza, na której użyto spitów osadzonych ze zjazdu,
  • Pachniesz Brzoskwinią, Kopa Spadowa, wymieniona została linia zjazdów, 
  • Jak Oskalpować Apacza, Kopa Spadowa,
  • Porfawora, Grey Stone, Preludium, Ściana czołowa Filara MSW – wymieniona została linia zjazdów wzdłuż drogi Grey Stone,
  • Sen Zielonych Motyli, Trzy Pory Roku, Kazalnica Cubryńska,
  • Linia zjazdów wzdłuż drogi Momatiuka, Kazalnica Cubryńska,
  • Stanowisko przed startem w trawers na Epitafium/ Pająkach/Symfonii Klasycznej, Kazalnica Mięguszowiecka,
  •  Stanowisko zjazdowe w linii drogi Polak w Kosmosie, Kazalnica Cubryńska, Kocioł Kazalnicy,
  •  Drogi Macieja Tertelisa i Wojciecha Wenty na Zadnim Mnichu: Kompleks Stolicy, Masowanie Kompleksów, Wakacje w Tybecie,
  • Pozostałości po starych spitach na Granatach, Grani Kościelców i na drodze WHP na Zadnim Kościelcu
  • Drogi Macieja Tertelisa i Wojciecha Wenty na Zamarłej Turni: Mu-mu-mu, Zyga.

Podczas wspomnianej akcji Tatry Bez Młotka, poza wymianą lub osadzeniem współczesnych kotew, na wielu drogach wymienione zostały haki. I to jest drugi problem, jaki istnieje w Tatrach. Rzadko mi się zdarza wybrać na jakąkolwiek tatrzańską ścianę bez młotka i haków. Ten sprzęt to dla mnie gwarancja bezpieczeństwa nie tylko w przypadku konieczności wycofu. Zdarza się, że nie ma innej opcji, jak wybić stary i wbić własny hak. Co więcej, opukiwanie „stałych” haków i słyszany przy tym wysoki ton może dawać równie złudne poczucie bezpieczeństwa jak wpięcie się do spita. Wielu doświadczonych kolegów może potwierdzić, że w szczelinie może tkwić hak przeżarty do cna przez korozję, a na zewnątrz wystaje jedynie pozornie dobrze prezentujące się ucho. Tej pułapki nie dostrzegł taternik, który we wrześniu uległ wypadkowi na drodze Stanisławskiego, na zachodniej ścianie Kościelca.

Reasumując, podczas wspinaczki na popularnych drogach, na których znajdują się stałe punkty asekuracyjne, obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. W przeciwnym razie decydujemy się na ryzyko, to, że tykająca bomba może odpalić w każdej chwili.

Czytaj również:

Adam Marasek, Bogusław Kowalski, Tatry: wypadki wspinaczkowe

Udostępnij wpis

Przeczytaj również