Aleksandra Rudzińska Mistrzyni świata we wspinaniu na czas

22 listopada, 2018

 width=

Na co dzień jestem nauczycielem wychowania fizycznego, trenerem personalnym, pracuję z młodymi zawodnikami. Praca z dziećmi daje mi mnóstwo satysfakcji i poczucie spełnienia. Czuję się szczęśliwa, ponieważ znalazłam sposób na połączenie pasji z aktywnością zawodową.

Praca nad zdobyciem mistrzostwa świata seniorów zaczęła się tak naprawdę jeszcze za czasów kariery juniorskiej. Dopiero po 11 latach treningów, wyrzeczeń, wielu porażek, z których należało wyciągnąć odpowiednie lekcje, sięgnęłam po wymarzony złoty medal mistrzostw świata. Patrząc wstecz, widzę, jak na przestrzeni tych wszystkich lat ewoluowałam jako zawodnik, przede wszystkim pod kątem psychicznym. Czasówki są w dużej mierze grą psychiki, więc możemy być w najwyższej formie fizycznej, ale jeśli mentalnie nie będziemy umieli sobie poradzić z presją i stresem, wówczas ciężko będzie pokazać, na co naprawdę nas stać na ścianie.

Żaden zawodnik nie jest w stanie być swoim trenerem, bo nie jest obiektywny. Nad moim rozwojem czuwa dwóch trenerów: moja siostra – Małgorzata Rudzińska oraz trener przygotowania motorycznego Mateusz Mirosław, który jest odpowiedzialny za przygotowanie pod kątem ogólnej sprawności, siły, dynamiki i mocy. Przed mistrzostwami trenowałam od 4 do 5 razy na siłowni oraz 3 do 4 razy na ścianie. Na ścianie wraz z drugim trenerem skupiałam się na przełożeniu mojej pracy wykonanej na  width=siłowni na bieganie po ścianie, regularności czasów uzyskiwanych na standardzie oraz precyzji biegów. W czasówkach ważne jest całe ciało, zarówno siła rąk, jak i siła nóg. I nie do końca chodzi o samą siłę, ale przede wszystkim o szybkość z wykorzystaniem tej siły, czyli o to jak szybko jestem w stanie się przedostać z punktu A do punktu B.

Z pomocą tak prostej rzeczy jak odpowiednio skomponowana dieta i dostosowana suplementacja jesteśmy w stanie znacząco poprawić nasze wyniki. Ciężko tu mówić o systemie żywieniowym. Przez cały sezon skupiałam się na tym, aby posiłki było dla mnie odżywcze i dostarczały niezbędnych składników. Moim głównym celem było to, aby pozbyć się jak największej ilości zbędnej tkanki tłuszczowej, przy pozostawieniu jak największej masy mięśniowej. Żeby było jeszcze trudnej, chciałam to zrobić, nie głodząc się. Ogólnie cel został osiągnięty. Przez cały okres przygotowawczy żonglowałam poszczególnymi makroskładnikami w diecie w zależności od jednostki treningowej, jaką miałam do wykonania, bądź ogólnie od trybu dnia. Tylko w niewielkim stopniu manipulowałam liczbą kalorii. Ważna była dla mnie suplementacja, która wspomagała organizm w najbardziej wymagającym czasie.

Moje nastawienie do zawodów ewoluowało przez ostatnie 11 lat. Nie prowadzę takiego prawdziwego treningu mentalnego w sensie medytacji czy spotkań z psychologiem, ale mam swoje rytuały przedstartowe, które na pewno pomagają mi wejść w stan pewności siebie. Rytuały te zmieniały się na przestrzeni lat, szukałam tego jednego idealnego, odpowiedniego dla mnie. Myślę, że każdy sportowiec, który zajmuje się sportem wyczynowym, ma różne, z perspektywy widza, dziwne zachowania, np. noszenie dwóch różnych skarpetek, odpowiednie ustawienie platformy startowej itp. To właśnie one są dla zawodników rytuałem, elementem wzmocnienia w czasie startu.

Tokio 2020 jest tematem trudnym. Jak wiadomo wspinanie staje się dyscypliną olimpijską, ale jako trójbój, to znaczy, że będzie to połączenie 3 konkurencji wspinaczkowych: czasówek, prowadzeń i bulderingu. Dla nas, wspinaczy na czas, to trudne wyzwanie, dlatego że czasówki są chyba najbardziej oderwane od pierwotnego wspinania. Ciężko w tym przypadku mówić o medalach czy szansach na nie. Przede mną dużo pracy, muszę być najlepsza nie tylko w jednej konkurencji, ale również w dwóch pozostałych wejść na wyższy poziom. Tak naprawdę następny sezon pokaże, jakie mam szanse nie tylko na medal, ale przede wszystkim na otrzymanie kwalifikacji na igrzyska olimpijskie.

 

Udostępnij wpis

Przeczytaj również