Aleksandra Mirosław mistrzynią olimpijską w Paryżu!  Aleksandra Kałucka z brązowym medalem! 

20 sierpnia, 2024

Tak pięknie zakończyła się najważniejsza impreza, w jakiej na przestrzeni całej historii wspinania sportowego rywalizowali reprezentanci Polski. Nasze Aleksandry są wielkie i złotymi zgłoskami napisały najważniejszy rozdział w historii polskiego wspinania sportowego. Wspinanie jest 21. dyscypliną, która zdobyła złoty medal igrzysk olimpijskich dla Polski. To 73. złoto w historii występów Polek i Polaków na igrzyskach. Pierwszy dzień Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że kobieca rywalizacja we wspinaniu na czas rozstrzygała się 5 i 7 sierpnia 2024 r. w kompleksie wspinaczkowym Le Bourget Climbing Venue, w północno-wschodniej części Paryża. Pierwszego dnia dziewczyny biegały de facto aż trzy biegi kwalifikacyjne, bo po typowych dwóch biegach pierwsze zestawienie w siedem par wciąż nie zamykało szansy na awans do rund pucharowych. Dało to szansę na szybkie bieganie nie dwa, ale trzy razy. Nasze zawodniczki zaprezentowały się doskonale. Ola Mirosław już w pierwszym biegu kolejny raz pobiła własny rekord świata (6,21 s), ale publiczność oszalała po jej drugim występie. Lublinianka pobiegła kosmiczne 6,06 sekundy! Pokaz siły zawodniczki Klubu Sportowego Kotłownia podsumował trzeci bieg zakończony czasem 6,10… Ola Kałucka także zaprezentowała świetną dyspozycję i dwukrotnie poprawiała rekord życiowy. Najpierw było to 6,47 sekundy, a w drugim biegu 6,38. Dało jej to czwarty czas rozstawienia do drabinki pucharowej i stało się jasne, że nasze zawodniczki po ewentualnych zwycięstwach w biegach ćwierćfinałowych wpadną na siebie w półfinale.

Najważniejszy dzień

Rundy pucharowe rozegrano 7 sierpnia. Najważniejszy dzień w historii polskie go wspinania sportowego rozpoczął się od biegu ćwierćfinałowego, w którym rywalką Aleksandry Mirosław była Hiszpanka Leslie Adriana Romero Perez. W sporcie nic nie jest tak proste, na jakie wygląda. Jednak nie można inaczej opisać tej rywalizacji, jak pewny awans naszej mistrzyni do półfinału. W drugiej parze Ola Kałucka rywalizowała z Chinką Yafei Zhou – po 6,49 sekundy stało się jasne, że będzie polski półfinał.

Polski półfinał

Obie polskie reprezentantki pobiegły świetnie. Tarnowianka wyraźnie napędziła się rywalizacją z rekordzistką świata i trzeci raz na igrzyskach wykręciła rekord życiowy, który od 7 sierpnia wynosi już 6,34 sekundy. Do wielkiego finału z czasem 6,19 awansowała Ola Mirosław, piąty raz w Paryżu dając mistrzowski pokaz wspinaczkowej dynamiki. Pierwszy bieg finałowy (ten o 3. miejsce) decydował, z iloma medalami wrócimy z Paryża. Rywalką Oli Kałuckiej była Indonezyjka Rajiah Sallsabillah, która stoczyła epicki pojedynek o wielki finał z Chinką Lijuan Deng, wykręciła swój rekord życiowy, ale przegrała o trzy setne sekundy. W biegu o brąz różnica była większa. Ola pobiegła świetnie, a na dodatek Indonezyjka popełniła dwa poważne błędy, które zniweczyły jej szanse na nawiązanie walki.

Nasza zawodniczka spisała się znakomicie i pewnie zdobyła pierwszy medal dla Polski. To był absolutnie wspaniały turniej w wykonaniu zawodniczki AZS Akademii Tarnowskiej.

„Dał nam przykład Bonaparte” w Paryżu

Chwilę później na pomost Le Bourget Climbing Venue wyszły pretendentki do złota – Aleksandra Mirosław i Lijuan Deng. Bieg o pierwszy historyczny ty tuł mistrzyni olimpijskiej we wspinaniu na czas był najszybszym wspinaniem w historii dyscypliny. Chinka pobiegła kapitalne 6,18 sekundy, aż o szesnaście setnych poprawiając „życiówkę” z ćwierćfinału. Zrobiła absolutnie wszystko, żeby wygrać… i przegrała, bo królowa speed climbingu jest tylko jedna! Kolejny kapitalny bieg Oli i czas 6,10 sekundy! Złoto dla Polski! Złoto dla Oli! Olimpijskie złoto dla polskiego wspinania! Potem były oczywiście łzy szczęścia i obrazy, jakie zapamiętamy na zawsze. Biało-czerwona, a właściwie dwie biało-czerwone na maszcie i ten moment, kiedy słowa Mazurka Dąbrowskiego, śpiewane w Paryżu, nabierają wyjątkowego znaczenia: „dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy”.

Aleksandra Mirosław: wiem, jak ciężką pracę wykonałam

Jestem sportowcem, ale też żołnierzem Wojska Polskiego. Słyszeć Mazurka Dąbrowskiego to dla mnie szczególny moment i to była cudowna chwila, która zostanie ze mną na zawsze. W żadnym starcie nie myślałam o rekordach. Byłam całkowicie skoncentrowana na starcie. W efekcie zrobiłam to, zdobyłam złoty medal igrzysk olimpijskich i jestem z tego dumna. To niesamowita satysfakcja, niesamowita radość, bo wiem, jak ciężką pracę wykonałam. Wykonałam ją nie tylko ja, ale cały mój team. Oczywiście Mateusz w roli trenera, ale też dietetyk, dwóch fizjoterapeutów, menedżer i psycholog. Wszystko po to, abym mogła tu przyjechać w spokoju i w spokoju skupić się na sobie, na swojej robocie. Wykonaliśmy pracę nie tylko na siłowni i na ścianie, ale dokonał się też ogromny porządek w mojej głowie. To była praca, abym była gotowa i przygotowana na ten właśnie start. Przez ostatnie dwa tygodnie byłam kompletnie odcięta od mediów, więc nawet nie wiedziałam, co działo się na igrzyskach.

Aleksandra Kałucka: wygrywa nie najszybszy tylko najlepszy, czyli ten, który popełnia najmniej błędów

 Pięć tygodni temu zdobyłam kwalifikację i teraz zdobyłam medal. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Przez ten czas od kwalifikacji, codziennie wykonywałam ćwiczenia mentalne z moją psycholog i zrobiłyśmy kawał dobrej roboty, abym wytrzymała presję. W efekcie potrafiłam się regulować emocjonalnie i nie stresowałam się jakoś bardzo. To pierwszy bieg (ćwierćfinał z Chinką Yafei Zhou) był naj bardziej stresujący. Dobry start, na początku byłam pewna siebie, jednak potem zwolniłam i kiedy „zapaliło się na zielono”, mocno krzyczałam. W drugim biegu (półfinał) z Olą Mirosław pobiegłam życiówkę (6,34). To Ola mnie pociągnęła do góry, a potem od razu pokazała, że pobiegłam świetny czas. To było bardzo miłe. Przyznam, że poprawianie rekordu życiowego bardzo mnie motywuje. Lubię widzieć swój progres, na igrzyskach poprawiłam życiówkę w sumie trzy razy. A już na ziemi, po półfinale Ola powiedziała mi, że mam walczyć o brąz, że czeka na drugi medal. Przed tym ostatnim biegiem (mały finał z Indonezyjką Rajiah Sall sabillah) starałam się nie myśleć o medalu, tylko skupić się na wykonaniu. Nie widziałam potknięcia rywalki i właściwie nie pamiętam, że aż tak płakałam po zakończeniu. Wygląda na to, że pobiegłam całe zawody bez dużego błędu. W naszym sporcie wygrywa nie tyle najszybszy tylko najlepszy, czyli ten, który popełnia najmniej błędów. Na igrzyskach wszystko kliknęło.

TUTAJ możesz kupić 2 numer Taternika 2024 – w wersji cyfrowej, papierowej lub w prenumeracie!

Udostępnij wpis

Przeczytaj również