Relacja Wadima Jabłońskiego:
” PEUTEREY INTEGRALE z Michałem Czechem w 29 godzin
Moja największa alpejska przygoda razem Michałem znalazła szczęśliwe zakończenie kiedy w sobotę znaleźliśmy się w Les Houches, po francuskiej stronie masywu Mount Blanc. Miała jednak początek parę dni wcześniej na łąkach i lasach włoskiej doliny Val Veny. Jeszcze przed wyjazdem wiedzieliśmy, że nasz wyjazd w Alpy będzie ukierunkowany na pokonanie jednej z najdłuższych i najbardziej znanych dróg wspinaczkowych w Alpach – ogromnej grani Peuterey prowadzącej na szczyt Mount Blanc.
W środę 8 lipca po południu kończymy pracę z mojego vana i po krótkiej, poobiadowej drzemce, o godzinie 21 wyruszamy z parkingu przy włoskim campingu Peuterey. Jest idealna temperatura, nocne podejście jest świetną decyzją. O północy robimy pierwsze metry drogi, a już ok. 8:30 jemy śniadanie w okolicy szczytu Aiguille Noire. 30-to metrowe zjazdy na jednej żyle idą sprawnie i bez problemu, po 2 godzinach dojeżdżamy do żlebu z którego zaczynamy szukanie drogi przez osławione Damy Angielskie. Pomimo skomplikowanego przebiegu drogi na tym odcinku i niejasnego opisu udaje nam się bezbłędnie przejść Damy w 4 godziny nie zapychając się ani razu. Niestety na ostatnim zjeździe do biwaku Craveri spadający kamień ucina nam ok. 10 metrów liny. Tak ponadprzeciętnej ilości kruszyzny i luźnego gruzu nie widziałem nawet na Kaukazie.
O godzinie 15 osiągamy biwak Craveri, gdzie postanawiamy chwilę odpocząć – w końcu zarwaliśmy już jedną noc. Gotujemy, nawadniamy się, zjadamy po liofie i śpimy przez ok. półtora godziny. Wiemy, że nie możemy zostać na biwaku, ponieważ od jutrzejszego poranka jest prognozowane załamanie pogody na Blancu. O 18, kiedy słońce już nie doskwiera tak bardzo wbijamy się w Aiguille Blanche. Na szczyt wchodzimy w ostatnich promieniach zachodzacego słońca. Śnieżne granie, czyli najbardziej widokowy element drogi pokonujemy już po ciemku.
Rozpoczynamy zjazdy na Col du Peuterey z uciętą liną. Niestety konieczność jeżdżenia przez węzeł znacznie nas spowalnia, a ogromne zmęczenie i zarwana noc dają pierwsze oznaki odrelanienia i przysypiania. Od przełęczy kierujemy się w ścianę Filara Narożnego. Pokonujemy go na żywca w lekko ponad godzinę. Jest już po pierwszej w nocy, do tego zimno i wieje. Pojawiają się halucynacje, ból głowy i nieodparta chęć snu. Siadamy na półce w okolicy wierzchołka Filara i postanawiamy się przespać na siedząco dopóki nie wybudzi nas chłód. Siadamy, owijamy się jednym cienkim śpiworem i momentalnie odcina nam świadomość. Po ok. pół godziny budzimy się w drgawkach z nadzieją, że krótki reset mózgu pozwoli nam dotrzeć do Vallota – najbliższego schronu znajdującego się w zejściu z Mount Blanc.
Zaczynamy ostatni marsz na szczyt Mount Blanc du Courmayeur. Nie wiążemy się żeby się nie spowalniać i nie stwarzać pozorów wirtualnej asekuracji. Jest tragicznie – ból głowy i zmęczenie osiągają apogeum, łapiemy się na krótkim przysypianiu w trakcie wspinania w całkiem stromym lodowo-śnieżnym skłonie. Michał słyszy głosy, a ja powtarzam sobie, że jedyną możliwością jest wejście na szczyt Blanca i napieranie cały czas do przodu. Na grani szczytowej jest prawdziwy Mordor – pierwsze oznaki zmiany frontu pogodowego to bardzo silny, przenikliwie zimny wiatr i słaba widoczność. Przy ogromnym huku wiatru, o godzinie 5 rano stajemy na szczycie Mount Blanca. W zasadzie przez niego przechodzimy praktycznie nie zatrzymując się, a o zdjęciach nie ma mowy. Naszym jedynym celem jest schron – w Vallocie czeka na nas możliwość przespania się bez ryzyka zamarznięcia. Docieramy tam po 45 minutach i od razu zasypiamy.
Należałoby jeszcze powiedzieć, że zejście z Blanca zajęło nam więcej czasu, niż wejście na niego. Zmęczenie, dług zaciągnięty wobec organizmu, słaba aklimatyzacja i brak snu spowodowały, że po przespaniu kilku godzin w Vallocie i zejściu do schroniska Goutyer byliśmy zmuszeni zostać tam do soboty. W godzinach popołudniowych udało nam się dowlec do Les Houches, gdzie szczęśliwie zakończyliśmy swoją przygodę. Dzięki Kubie Radziejowskiemu za wykarmienie nas i przyjęcie do domu tuż po zejściu z góry!
Na Aiguille Noire weszliśmy wcześniej w ramach aklimatyzacji i rozpoznania dolnej części drogi żeby można było ją sprawnie pokonać po ciemku (większość zdjęć i filmów z Noira które publikujemy pochodzi właśnie z tego wyjścia). Michał znał końcówkę drogi od szczytu Filara Narożnego. Większość drogi przeszliśmy w podejściówkach.
Podsumowanie:
Peuterey Integrale TD/ED1, 4500m, 29 godzin, 9-10.07.2020
Akcja prawie non-stop (2h snu w trakcie przejścia), podejście prosto z parkingu w Val Veny (+1000m podejścia). Dlugość drogi łącznie z zejściem to 45 km.
Wadim Jabłoński (Eliteclimb, Apriside), Michał Czech (Scarpa, Grivel, Apriside)
Horarium:
środa 8.07
21:00 – Wyjście z parkingu Peuterey w Val Veny
czwartek 9.07
00:00 – Start w drogę – południowa grań Aiguille Noire
8:30 – Szczyt Aiguille Noire
9:00 – Rozpoczecie zjazdów
11:00 – Start w Damy Angielskie
15:00 – Biwak Craveri
18:00 – Start w Aiguille Blanche
22:00 – Rozpoczęcie zjazdów na Col du Peuterey
piątek 10.07
1:30 – półgodzinna drzemka na szczycie Filara Narożnego
5:00 – Szczyt Mount Blanc
Więcej fotek na instagramie: @wadim.jab i @chilli_omacka”
źródło tekst i zdjęcia: facebook/profil Wadima Jabłońskiego