Maciej Kimel: Po każdej pokonanej drodze czuję się spełnionym człowiekiem

8 marca, 2023

Maciej Kimel to jeden z najbardziej utalentowanych wspinaczy młodego pokolenia. Wspina się w Tatrach, Alpach, w Karakorum, jest członkiem Klubu Wysokogórskiego Sakwa. Podczas rozdania Nagród Taternika im. Jerzego Kukuczki na 27. Festiwalu Górskim im. A. Zawady w Lądku-Zdroju otrzymał wyróżnienie w kategorii „Najlepsze przejście tatrzańskie”.

Gdybyś miał wymienić trzy cechy, jakie powinien posiadać alpinista to byłyby to…?

Alpinista powinien być uparty, bo inaczej niewiele osiągnie i mieć szczęście – są ludzie, którzy całe życie się wspinają i mają się dobrze, a są tacy, którzy łamią się w swoim drugim sezonie tatrzańskim. Wymieniłbym też…słabą pamięć. Mówi się, że dobry alpinista to taki, który ma słabą pamięć. Jeżeli wie, w jakim stanie znajduje się podczas wspinaczki (ma odmrożenia itd.) i za jakiś czas wraca do tego stanu, to albo z alpinistą coś jest nie tak albo tego nie pamięta…Każdy ma w życiu coś, co go wartościuje. Dla alpinisty jest to wspinanie.

Masz swoje autorytety wspinaczkowe, kogoś kogo podziwiasz i marzyłoby Ci się pójść w jego ślady?

Od samego początku mojej przygody ze wspinaniem fascynuje mnie postać Wojtka Kurtyki. Nawet nie tyle tego, co robił w skałach czy w górach, ale jego filozofia gór, podejście do nich. Jurka Kukuczkę też zawsze podziwiałem, ale znacznie bliżej mi do Wojtka.

Wspinasz się w Polsce, ale i za granicą. Da się porównać te wyprawy?

Dwie różne bajki. Tatry kocham, to są takie moje góry i wracam w nie często, ale czasem jadę wspinać się w Alpy czy do Pakistanu i też jest super. Tatry są świetnym poligonem do trudniejszego wspinania w górach wysokich za granicą.

Rekordowe przejście Expandera – 4xSprężynaw czasie 19 h i 43 min – to Twój ostatni, wielki sukces (21 lipca 2022 r.). Czy wspinanie solowe było dla Ciebie wyzwaniem i nowym doświadczeniem?

Zdecydowanie. Dawniej mocno stawiało się na działanie z partnerem. Dziś wiele osób próbuje swoich sił także solo. I tak, nagle musiałem się od tego wspinania z partnerem odciąć – przygotować się, uwierzyć, że dam radę wspinać się sam. Miało to dla mnie wymiar bardziej duchowy, niż fizyczny.

O czym wtedy myślałeś?

Byłem na takim etapie w życiu, miałem tyle przestrzeni, że mogłem zdecydować się na solową drogę. O czym myślałem? Że robię to przede wszystkim dla siebie. Motywowałem się, że dam radę, choć bywało ciężko. To, że się udało jest czymś wyjątkowym.

W czasie innych wypraw jest podobnie? Nic się nie liczy, tylko tu i teraz?

Dokładnie tak też było jak schodziłem np. z Kazalnicy. Natomiast kiedy zeszliśmy z Michałem Królem z Trango do mesy i zagotowany był litr wody na herbatę – niewyobrażalna radość! Powrót do pierwotnych wartości i docenienia drobiazgów. Cieszę się także, kiedy wracam do rodziny i znajomych.

Które z dotychczasowych wypraw zapadły Ci w pamięci?

Na pewno Dolina Bezengi na Kaukazie i wejście w 2019 roku na pierwszy pięciotysięcznik Koshtan-Tau o wysokości 5144 m n.p.m. Sporo się wtedy nauczyłem jeśli chodzi o aklimatyzację. Poszliśmy też na Drogę Timofjejeva 6A na Krumkolu wraz z Wadimem Jabłońskim i Damianem Bieleckim. To była moja pierwsza wspinaczka kilkudniowa na dużą ścianę, gdzie trzeba było wspinać się, wykorzystując różne techniki, spać w małym namiocie i przetrwać. Ważne były też dla mnie dwie wyprawy do Pakistanu. Na pierwszej wspinałem się na dziewiczych szczytach wraz z Wadimem Jabłońskim i Michałem Czechem: Trident Gunj-e-Sar (6150 m n.p.m) – Pakistańskie Disco (M6, WI4+, V, 800 m, Forever Young (M6, AI4), a w zespole z Michałem Czechem pokonaliśmy nową drogę na południowo-zachodniej ścianie dziewiczego szczytu o wysokości około 6063 m n.p.m, który nazwaliśmy Sakwa Sar. Druga z wypraw była na legendarne Trango Towers (próba na drodze brytyjskiej w zespole z Michałem Królem i Jaśkiem Gołębiem) – nie do końca wiedziałem, czy zimą dam radę w ścianie Trango, ale już wtedy miałem poczucie, że te góry są dla ludzi zimą. W tę stronę też chciałbym pójść.

Czym jest dla Ciebie wspinanie?

Wspinanie stało się moim życiem. Czuje się dobrze z tym, że idę w tym kierunku, w którym chcę iść. Marzę, by dożyc starości i mieć dalej frajdę ze wspinania.

…i mieć to szczęście, o którym mówiliśmy?

Tak. W pewnym momencie poczuję pewnie, że jestem spełniony, może trochę jak moje autorytety wspinaczkowe. Chciałbym wtedy powiedzieć, że zrobiłem swoje, mogę zluzować i np. pojechać w skały na luzie. Natomiast wiem, że w najbliższych latach będę podejmował największe wyzwania. I największe ryzyko. Ale bez ryzyka nie ma gry.

Akceptujesz to ryzyko, które jest nieuniknione we wspinaniu?

Akceptuję w pełni. W pewnym momencie byłem w stanie je podjąć i tak już zostało. Po każdej pokonanej drodze jestem spełnionym człowiekiem. Tak po prostu.

Rozmawiała Iwona Świetlik

Fot. archiwum prywatne Macieja Kimela

Udostępnij wpis

Przeczytaj również