Everest – pomysł na biznes? Kontrowersje wokół wejścia na Dach Świata

8 lutego, 2023

Majestatyczna, potężna, najwyższa na świecie. Góra, o której wierzchołku marzy wielu. Dawniej jednak nie każdemu było dane na nią wejść, dziś staje się to coraz przystępniejsze. Mount Everest, 8848 m n.p.m. – nadal może być poważnym celem himalaistów, czy jest już tylko miejscem, na którym przede wszystkim zarabiają organizatorzy wypraw komercyjnych oraz rząd Nepalu, a ludzie spełniają swoje marzenia? A może jedno drugiego wcale nie wyklucza?

Wejście na Mount Everest wymaga kondycji, przygotowania mentalnego, ale też ogromnej sumy w kieszeni. Mimo to, na górze z roku na rok robi się tłoczniej. W 2019 r. media obiegło słynne zdjęcie, na którym widać kolejkę tuż przed szczytem. Wykonał je Nirmal Purja, Nepalczyk, który w rekordowym czasie 189 dni, wszedł na wszystkie ośmiotysięczniki. Jak twierdzi – na wąskim odcinku było ponad 200 wspinaczy. Nie wierzył w to, co widzi. Zaczął kierować ruchem – raz w jedną, raz w drugą stronę.

Stanie w takiej kolejce na ponad 8 tys. m n.p.m., w tzw. „strefie śmierci”, jest bardzo niebezpieczne. Temperatura spada tam do około – 40 stopni Celsjusza, wieje wiatr, niedotlenienie może spowodować obrzęk płuc lub mózgu. Dla przykładu, w tym samym, 2019 roku, 44-letni Robin Haynes Fisher, brytyjski himalaista zmarł po tym, jak był zbyt wyczerpany, żeby zejść ze szczytu. Wcześniej informował o opóźnieniach związanych z oczekującym na wejście na wierzchołek tłumem. Co roku, z różnych powodów, w drodze na szczyt lub w drodze powrotnej, życie na Evereście traci kilku wspinaczy. W sumie zginęło już kilkaset osób. Statystyki są przerażające…

Dla biznesu jednak nie ma granic. Mount Everest jest górą, która przynosi ogromne zyski. Samo pozwolenie na wejście kosztuje około 11 tysięcy dolarów (od strony nepalskiej), około 8 tys. dolarów (od strony chińskiej). Rząd Nepalu wydaje regularnie, każdej wiosny blisko 300, a nawet 400 takich pozwoleń. I nic dziwnego. W Nepalu dużą część powierzchni zajmują góry, więc turystyka stanowi główny dochód w budżecie. Jakim jednak kosztem? Druga strona medalu to wyprawy, w większości organizowane dziś komercyjnie. Agencje kuszą przyszłych zdobywców…

A wspinacza…niebezpieczeństwa, które mogą go napotkać na Evereście, trudne warunki przebywania na wysokości i wymagania kondycyjne oraz ogromne, finansowe, nie zrażają. Być może to jest ogromne pragnienie, może zmierzenie się z własnymi słabościami, a może zwyczajna próżność, chęć udowodnienia czegoś sobie, światu, zrobienia sobie zdjęcia na szczycie i opublikowania go w sieci? Motywacje są różne. Decyzję o wyprawie ułatwia sława Everestu, góry, która – według tych, którzy na niej byli, także doświadczonych, nie jest w porównaniu do innych ośmiotysięczników, trudna technicznie.

Jak agencje górskie weryfikują osoby, które zechcą wejść na Mount Everest? – Zwracam uwagę na doświadczenie wysokogórskie. Nie biorę na Everest ludzi tylko dlatego, że chcą sobie jechać. Mamy dużo telefonów od osób, które pod impulsem wiadomości w sieci czy obejrzanego filmu, mają zryw i pragną nagle wejść na Everest. Szybko ich „prostujemy”. Nie wyobrażam sobie, że ktoś, kto zamierza wejść na 8 tys. m n.p.m. ma mniej na koncie, niż kilka wejść na góry 6-7-tysięczne – mówi Tomasz Kobielski, lider jednej z agencji.

No dobrze. Ile zatem trzeba zapłacić za spełnienie marzenia o dotknięciu wierzchołka najwyższej góry świata, a tym samym, ile zyskają na tym agencje, Szerpa i inne osoby zaangażowane w wyprawę? Wychodzą na swoje? Na świecie takie wyprawy kosztują 80-90 tys. dolarów. Jednak w Polsce, zależnie od wybranej opcji, jest to 35-45 tys. dolarów w tzw. wersji „full package”, czyli już z organizacją całej wyprawy, kosztami pozwolenia, prywatnym Szerpą, tlenem, pełnym wyżywieniem w bazie oraz w obozach itp. Do tego trzeba doliczyć koszty za przeloty, sprzęt, odzież i wiele innych rzeczy.

– Jeśli mówimy o kosztach, które trzeba ponieść wynajmując agencję, taniej jest z lokalną, na miejscu w Himalajach. Ale…to, że się ma swojego Szerpę, to nie wszystko na wyjeździe. Dla niego osoba bez doświadczenia, która pierwszy raz jest w Nepalu, nie jest partnerem, z którym podejmuje się dyskusje. To Szerpa decyduje o wszystkim. Poza tym można wpaść w pułapkę, np. okaże się nagle, że Szerpa nigdy nie był na górze, a i takie sytuacje się zdarzały. Średni koszt wynajęcia takiej agencji to 35 tysięcy dolarów, czyli około 170 tys. zł obecnie w przeliczeniu na złotówki – wyjaśnia Tomasz Kobielski.

– Kiedy klient wyjeżdża z agencją z Polski, liderem z Polski, płaci więcej, bo po prostu musi pokryć koszty tego lidera. Załóżmy, że biorę 45 tys. dolarów (215 tys. zł), ale klient będzie czuł się pewniej, bezpieczniej. Na takiej wyprawie doświadczony lider wszystko ustala z Szerpami i jest łącznikiem między klientem, a Szerpą czy miejscowym organizatorem i to on jest odpowiedzialny za plan aklimatyzacji itp. (mówimy tu także np. o odpowiedniej ilości butli z tlenem i innych kwestiach, które organizuje agencja z liderem na czele). W takiej sytuacji nie da się pojechać na wyprawę z agencją z Polski za taką samą sumę jak w Nepalu czyli 35 tys. dolarów , bo ja też wybierając się, muszę zapłacić za siebie i dopiero potem jest mowa o zarobku. Wypadałoby poza tym, żebym z 10 tys. dolarów jeszcze zarobił w skali dwóch miesięcy pobytu na Evereście. Mam pełen pakiet dla klienta, a i tak za połowę ceny światowej – przekonuje.

Magda Gorzkowska i Miłka Raulin – obie były na wyprawach komercyjnych. Spytaliśmy je o poruszane wyżej tematy, takie jak obecne trudności na górze, „korki” w drodze na szczyt oraz poniesione koszty.

Na Evereście Magda była w 2018 r. Na szczyt weszła jako najmłodsza Polka w historii, w wieku 26 lat. W Himalaje i Karakorum wylatuje w ramach zorganizowanych, komercyjnych wypraw. – Wyprawa na Everest, szczególnie od strony południowej, słynie z wysokiego poziomu komercjalizacji. Takie są po prostu realia wypraw na najwyższy szczyt Ziemi w dzisiejszych czasach. Trudno jest znaleźć jakąkolwiek niekomercyjną wyprawę na Everest w sezonie wiosennym. Jeśli ktoś nie lubi tłumów, to może wybrać się na Everest jesienią. Wtedy jednak trzeba się liczyć z tym, że góra wraz z Icefallem nie będzie wyporęczowana lub będzie trzeba ponieść bardzo wysoki koszt tej pracy i znaleźć do tego chętnych – mówi Magda Gorzkowska, sportsmenka. – Osobiście nie doświadczyłam „korków” w drodze na Everest, na szczycie byłam sama z Szerpą. Dołączył do nas także Szczepan Brzeski ze swoim Szerpą. Jednak kolejki zdarzają się bardzo często. Warto rozmawiać z innymi agencjami i pytać na kiedy planują atak szczytowy, by uniknąć kolejek – poleca.

– Góra jest wymagająca, ale nie ze względu na trasę, a na wysokość. Na Evereście źle się śpi, źle się je, źle się oddycha…Nasz organizm nie jest przystosowany do takiej wysokości, bardzo się buntuje i często trzeba go wspomagać farmakologicznie, bo w trakcie wspinaczki na „Górę Gór” jest sporo dolegliwości – wspomina Miłka Raulin, mama, inżynier trakcji elektrycznej, która w 2018 roku została najmłodszą Polką, która weszła na wszystkie szczyty Korony Ziemi (35 lat). – Jakie są koszty? Wysokie. Koszty agencji, przeloty i nadbagaże, ubezpieczenie, wyposażenie apteczki, telefon satelitarny, loty helikopterami, transport mułami, butle z tlenem i wiele, wiele innych. To w moim przypadku koszt około 85 tys. dolarów. Everest można zdobyć taniej, ale wiąże się to z reguły z większym ryzykiem. Moja wyprawa była zorganizowana przez amerykańską agencję i wiedziałam, że nie będzie „numeru” na wysokości 8 tys. m n.p.m., jak miało to miejsce w agencji mojego przyjaciela Krzyśka, który z powodu braku butli z tlenem na tzw. Balkonie stracił cztery palce i ledwo co uszedł z życiem. Podjęłam jedną z ważniejszych i rozsądniejszych decyzji w moim życiu. Wiedziałam, za co płacę – za swoje zdrowie i życie – dodaje.

Everest stał się marką. Przykłady? 23-letni Edward Michael „Bear” Grylls w 1998 r. wszedł na Everest jako najmłodszy Brytyjczyk. W Lodospadzie Khumbu załamał się pod nim śnieżny most. Wspinacz wpadł do głębokiej szczeliny. Uratowali go koledzy. Ta scena została użyta do kampanii reklamowej dezodorantu Sure for Men, znanego w Europie pod nazwą Rexona. Bear został twarzą tej marki i celebrytą. A pamiętacie serial dokumentalny, który od 2006 do 2009 roku emitowała stacja Discovery Channel pt. „Everest: Beyond the Limit”? Wspinaczka na Dach Świata była rejestrowana przez kamery zamontowane na kaskach Szerpów towarzyszącym osobom, które „wykupiły” szansę wejścia na górę. Powstały trzy sezony serialu.

Dawna magia Everestu już przepadła. Postrzeganie wejścia na Everest zmieniło się diametralnie – twierdzą ambitni wspinacze, alpiniści, himalaiści, którzy z górą mierzyli się wiele lat temu. Wchodzili na wierzchołek, samodzielnie planując, poręczując sobie drogę od początku do końca, nieraz bez tlenu, w świetnym stylu. Zapisali się na kartach historii.

Przypomnijmy, że 16 października 1978 roku Wanda Rutkiewicz jako pierwsza z Polski, pierwsza z Europy i trzecia na świecie weszła na Mount Everest, stając jedną z najwybitniejszych himalaistek. Niestety, w maju 1992 roku zaginęła bez wieści na stokach Kanczendzongi.

Z kolei 17 lutego 1980 roku Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy zostali pierwszymi zdobywcami Everestu zimą. Lodowi wojownicy w nieziemskich warunkach stanęli na szczycie. Wyprawa zakończyła się ogromnym sukcesem. Jak w wielu rozmowach podkreśla Krzysztof – Everest od tamtej chwili miał znaczenie dla przyszłej eksploracji zimowej. Bo skoro można było zdobyć najwyższy szczyt zimą, to pewnie można i niższe. Tak też się stało. Wówczas również widoczny był element zespołowy – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Dziś sukces traktuje się bardziej indywidualnie.

To jedne z głośniejszych w latach 70. i 80. polskich wejść na Everest, napawających dumą i wspominanych przy różnych okazjach do dziś.

– Styl wejścia na góry, też te najwyższe, zmienił się i stał łatwiejszy. Mało kto potrafi docenić, jak było kiedyś, bo nie jest to w niczyim interesie. Wejście po poręczach i na tlenie to żaden wyczyn w sensie sportowym, to raczej satysfakcja osobista i turystyka wysokościową na którą stać niewielu. Osobiście, porównując lata 70. czy 80. z tym, co dzieje się obecnie, widzę olbrzymią różnicę, ale tego nie zmienię i nie krytykuję bo „to se už ne vrati”. Ani Everest ani K2 nie odzyskają dawnej magii, bo to biznes i olbrzymie pieniądze dla takich krajów jak Nepal, Pakistan i inne. Dla agencji, Szerpów, ale też biednych tragarzy itd., którzy żyliby w biedzie – wyjaśnia Ryszard Pawłowski, jeden z najwybitniejszych himalaistów na świecie, rekordzista wśród zdobywców najwyższych gór świata. Na Mount Evereście był aż…pięć razy! W tym także z klientami, którzy zgłosili się na wyprawę do jego agencji górskiej.

Tomasz Kobielski, którego słowa już przytaczaliśmy, należy do środowiska wspinaczkowego, ale też prowadzi ludzi na wyprawach. Jest trochę między młotem, a kowadłem. Czy Everest to rzeczywiście coraz bardziej komercyjne miejsce (m.in. za sprawą agencji), za to coraz mniej wyczynów, wspinania sportowego na górze? Czy w ogóle jedno drugiemu przeszkadza?

– Na drogach klasycznych wyczynów i tak już nie będzie. Takie wyprawy z agencji nie są prowadzone na innych drogach. Alpiniści, którzy powtórzą klasyczną drogę – to nie jest wyczyn. Na Evereście jest wiele dróg nie powtórzonych. Rozumiem sentyment, chylę czoła przed ludźmi, którzy poręczowali. Ale to już było. Obecnie nawet himalaiści, ci którzy nie są klientami, a himalaistami, chodzą po tych samych założonych poręczówkach. Jak odbywają się wejścia Polaków na K2? Po poręczach założonych przez Szerpów na wyprawach komercyjnych. Takich wejść odbywa się całe mnóstwo – tłumaczy. – Mamy tendencję, żeby zawłaszczyć sobie te góry, ale czasy się zmieniły, jest większa dostępność gór, organizuje się coraz więcej wypraw. Nie można ciągle rozmawiać o tym, jak to było w latach 80. – dodaje. Ocenianie stylu wejścia – to jednak inna, obszerna kwestia.

Wróćmy do sytuacji na Evereście. – Jeśli się okaże, że jest tylko 200 permitów na Everest, jeden będzie kosztował nie 11 tys. dolarów, a 20 tys. dolarów, bo Nepal nie zrezygnuje z zarobku. Rynek sobie poradzi. Chętnych też nie zabraknie, bo nie ma takich pieniędzy, których człowiek za Everest nie zapłaci. Milioner Amerykanin zapłaci, a Polak już nie pojedzie – podsumowuje Tomasz Kobielski.

Sporo można by jeszcze na ten temat powiedzieć czy napisać. Starając się zaprezentować temat z różnych perspektyw, ocenę zostawiamy już Wam, Czytelnikom Taternika.

Iwona Świetlik

Fot. archiwum prywatne M. Gorzkowskiej, M. Raulin i R. Pawłowskiego

Udostępnij wpis

Przeczytaj również