Do trzech razy sztuka, czyli narciarski trawers całych Tatr

3 kwietnia, 2017

Po trawersie Tatr Wysokich w 2013 roku, Tatr Zachodnich w 2015 i próbie przejścia całych Tatr w 2014 i 2016r po raz kolejny podjęliśmy wyzwanie przejścia całych Tatr w jeden dzień.

Po raz pierwszy próbowałem tego dokonać z Maćkiem Borowskim i Bartkiem Golcem w 2014r., ale wtedy warunki śniegowe nie dały nam szans. Całą akcję zakończyliśmy w Dolinie Wierchcichej, nie mogąc przebić się przez kosówkę. Po doświadczeniach z 2015r. zdawałem sobie sprawę, że przejście Tatr Zachodnich granią, po wyczerpującym trawersie Tatr Wysokich jest mało realne. Wiązałoby się to bowiem z pokonaniem ok. 11.000 m przewyższenia. Dlatego też obrałem wariant łatwiejszy- trawers Tatr Zachodnich przez przełęcze i doliny. W takim wariancie do przejścia byłoby w sumie „tylko” ok. 7 tys. m. przewyższenia. W 2016r. dotarliśmy do Doliny Kościeliskiej. Do dalszej wędrówki zabrakło motywacji i śniegu.

Po roku postanowiłem znowu wrócić. Pierwotnie mieliśmy wyruszyć we wtorek 28marca, ale po analizie prognozy pogody zmieniliśmy plany. Razem z Bartkiem Golcem i Tyberiuszem Mikołajczykiem wyruszyliśmy już w poniedziałek 27 marca 2017r., ok. 1 nad ranem ze Ździaru. Na miejsce zawiózł nas nasz kolega Leszek Cygoń, który tej samej nocy wrócił do domu do Węgierskiej Górki, by następnego dnia w nocy wrócić po nas do Rohackiej a potem do Zuberca.

Warunki jak przy wcześniejszych próbach nie były rewelacyjne. Najpierw twardo aż do Popradzkiego Stawu praktycznie nie zakładaliśmy nart na podejściach. Nocne zjazdy w rozrytym i zamarzniętym „betonie” zmuszały nas do ciągłej czujności. W Zbójnickiej Chacie pożegnaliśmy się z Tyberiuszem i ruszyliśmy dalej z Bartkiem w kierunku Popradzkiego Stawu. Przebicie się przez Gerlachowskie Spady w aluminiowych rakach podniosło nasz poziom adrenaliny na maksa. Śnieg momentami był tak twardy, że mieliśmy problemy z wyrąbywaniem stopni. Na szczęście wszystko zaczęło powoli puszczać w Dolinie Złomisk. W końcu rozpoczął się trzeci etap z miękkim i tępym śniegiem. Tak było od Popradzkiego aż do Doliny Kościeliskiej.

Później śniegu nie było już wcale. Do Doliny Rohackiej przez Iwaniacką Przełęcz, Grzesia i Dolinę Łataną szliśmy cały czas na nogach. Tylko na krótki moment z Grzesia do Łatanej założyliśmy narty. Potem znowu mozolna wędrówka po asfalcie na parking w Rohackiej Dolinie. Tam czekał na nas Leszek z ciepłą herbatą i nową motywacją, że to już blisko, że damy radę. Nogi powoli odmawiały posłuszeństwa po przebytych kilometrach. Odciski dawały coraz bardziej znać o sobie. Byliśmy jednak blisko celu. Zacisnęliśmy zęby i ruszyliśmy w kierunku Salatyńskiej Przełęczy, a później Siwego Wierchu. Na koniec, około północy zagubiliśmy się totalnie w rejonie Białej Skały. Uratowały nas ślady rakiet na zmrożonym śniegu. Po nich dotarliśmy do Siwej Doliny a nią do Zuberca, około godziny czwartej nad ranem. Tam czekał na nas Leszek, który samochodem zabrał nas do domu.

Pokonaliśmy trasę Ździar (Mąkowa Dolina)- Zuberec (Siwa Dolina), 90km, 7000m przewyższenia w 27 godzin.

Przejście dedykuję mojemu Tacie.

Udostępnij wpis

Przeczytaj również