Spod zamarzniętych powiek

14 lipca, 2017

Przyznam się od razu, że mam z tą książką kłopot przede wszystkim dlatego, że świetnie się ją czyta. Nie wiem, jaki tu był wpływ Adama, ale kolejna książka Dominika Szczepańskiego jest moim zdaniem w jego dorobku zdecydowanie najlepsza. Należy do tych, o których mówi się, że czytane są jednym tchem.

Fragmenty ze wspinaczkowego życia Bieleckiego opisane są lekko, nie ma w nich nudnawych opisów. Nie przeszkadza nawet to, że wiele z zamieszczonych opowieści Adam wielokrotnie przytaczał na niezliczonych prezentacjach i w wywiadach. Przygody i szczegóły z życia przeplecione są odniesieniami historycznymi, dzięki czemu nawet laik nie ma problemu z osadzeniem akcji w określonym kontekście. Ten zabieg Szczepański zastosował w poprzedniej książce „Nanga Parbat”, napisanej wspólnie z Piotrem Tomzą. W moim odczuciu w „Spod zamarzniętych powiek” wyszło to o wiele lepiej. Wpływ na to mógł mieć brak presji czasu, jaki towarzyszył wydaniu omawianej biografii. Faktem jest, że gdybym miał polecić komuś dobrą książkę górską, bez wahania wskazałbym biografię jednego z najbardziej znanych polskich himalaistów. Na pytanie, co ja o niej sądzę, nie odpowiedziałbym już tak łatwo. 

Wynurzenia Adama na temat aktualnych wydarzeń: o wyprawie unifikacyjnej na Makalu w 2010 roku, o zdobyciu zimą Gasherbruma I oraz o tragicznej zimowej wyprawie na Broad Peak należą do tych, z którymi się nie mogę zgodzić. Zacznijmy od Makalu, Bielecki przedstawia się tam jako pełny inicjatywy wspinacz, który niemalże dyryguje na górze całym zespołem, łącznie z jego kierownikiem Arturem Hajzerem. Ten ostatni jawi się jako pozbawiony energii i w trudnych chwilach biernie przyglądający się biegowi wydarzeń. Kto znał Hajzera, wie, że pytania, które zawsze zadawał, były przyczynkiem do zbierania opinii, natomiast z podejmowaniem decyzji Artur nigdy nie miał problemów. Okoliczności akcji ratunkowej po Tomasza Wolfarta i Macieja Stańczaka w dużej mierze pozostają tajemnicą członków wyprawy, wiemy o tym tyle, ile sami chcieli nam przekazać. Jednak faktem jest, że po powrocie do Polski Hajzer przeprowadza z Adamem, w obecności jego ojca, rozmowę dyscyplinującą. Nie słyszałem o tym, żeby stawiało się do pionu osobę, która wykonywała wzorowo polecenia kierownika wyprawy.

Kolejna rzecz to wspomniana wyprawa na Gasherbrum I. Adam opowiada, że w pewnym momencie został sam i musiał sobie radzić pomimo zagrożenia odmrożeniami. Nie znajdujemy jednak słowa o tym, dlaczego tak się stało, że w tym samy czasie Janusz Gołąb sprowadzał mocno odmrożonego Alego Sadparę (późniejszego zdobywcę Nanga Parbat zimą), który zresztą po dotarciu do bazy, z powodu zagrożenia zdrowia, musiał opuścić bazę wyprawy. W tej historii nie zgadza się jeszcze jedna kwestia, każdy, kto zna Gołąba, wie, że decyzje, które on podejmuje, są oparte na wieloletnim doświadczeniu. Nie ma w nich miejsca na niepotrzebną szamotaninę i błędy młodości. Stąd spory dotyczące taktyki zdobywania szczytu pomiędzy Adamem i Januszem są dla mnie zrozumiałe, ale ich zobrazowanie zupełnie niewiarygodne. Każdy, kto miał do czynienia z alpinizmem, wie, że kluczem do sukcesu jest cierpliwość i oszczędzanie sił na bezwzględne wykorzystanie tej jednej jedynej szansy.

Historia wyprawy na Broad Peak jest najbardziej znana i budzi najwięcej kontrowersji. W odróżnieniu od wielu krytyków Adama jestem ostrożny co do oceny zachowania na Rocky Summit. Błędy popełnione zostały wcześniej: przy doborze zespołu, ustalaniu taktyki, przede wszystkim z racji niewyznaczenia celów cząstkowych i braku planu alternatywnego. Zostało to omówione na wszelkie sposoby i nie ma co wałkować tego po raz kolejny. Mnie rzuciły się w oczy refleksje Bieleckiego na temat błędów popełnionych na Broad Peaku. Mianowicie mówi on, że „Po pierwsze, powinniśmy atakować dwiema dwójkami, dzień po dniu. Po drugie, wyszliśmy za późno. Po trzecie, na Rocky Summit powinniśmy byli zawrócić”. Dzieli się w ten sposób odpowiedzialnością za wydarzania, które miały miejsce na tej tragicznej wyprawie.

I to jest chyba mój zarzut do opowieści Bieleckiego i Szczepańskiego. Sukces jest tu skutkiem splotu szczęścia, 

 width=

wytrwałości i ciężkiej pracy Adama. Natomiast nie mogę dopatrzeć się, żeby Bielecki dostrzegał, mówił o popełnionych przez siebie błędach. Nie czytam słów, „mogłem to zrobić lepiej, inaczej”, „faktycznie Artur czy Janusz mieli wówczas rację, byłem młody i mnie zwyczajnie nosiło w bazie”. Moim zdaniem Adam stracił okazję, żeby pokazać siebie jako osobę mającą wątpliwości, podejmującą czasem niewłaściwe decyzje, ale refleksyjną i potrafiącą przyznać się do błędu. Może być jeszcze inaczej, że Bielecki stara się wypierać negatywne emocje, skupiając się wyłącznie na dobrych rzeczach, a przez to nie może być mowy o rozważaniach na temat popełnionych błędów. Dlatego świat oglądany „spod zamarzniętych powiek” jest optymistyczny pomimo niekiedy tragicznych historii opowiedzianych przez bohatera. Czy jest to świat prawdziwy, czy też wykreowany, wie tylko sam Adam. Swoją drogą, biorąc do ręki po raz pierwszy biografię Bieleckiego, dopiero po dłuższej chwili dostrzegłem faktyczny tytuł książki.

Udostępnij wpis

Przeczytaj również