Darek „Łysy” Sokołowski realizuje najtrudniejszą wspinaczkę na świecie w stylu DTS

28 stycznia, 2019

 width=Pisze: Krystian Kostecki, Szczeciński Klub Wysokogórski, wieloletni kolega i partner od liny Darka Sokołowskiego

20 grudnia 2018 roku w gigantycznej grocie sektora Tomorrow’s World, w samym sercu Dolomitów Darek „Łysy” Sokołowski poprowadził Parallel World D16 w czystym stylu DTS – bez użycia techniki „czwórek” czy Yaniro. Jeśli wycena się potwierdzi, droga ta może być najtrudniejszą linią drytoolową świata.

Darek zrealizował tym samym własny projekt, który staje się przedłużeniem innej jego drogi – War Without End (D15+) zrealizowanej w grudniu 2017 roku, która prawdopodobnie pozostaje jeszcze bez powtórzeń.

Nazwa nowej linii odzwierciedla jej kosmiczne trudności oraz, do pewnego stopnia, odczucia podczas prowadzenia. Na długość projektu składa się około 12 m przewieszenia i okapów oraz 50 m wspinaczki w dachu. Tam naprawdę można poczuć się jak w innym – równoległym – świecie. Świecie, gdzie grawitacja przestaje istnieć, a pojęcia dół i góra przestają mieć znaczenie. Chociaż linia oferuje ponad 60 m wspinania i to głównie w dachu, nie jest to kolejny maraton z prefiksem „D” przy cyfrze. Trudności drogi nie wynikają z jej długości, ale z bardzo trudnych ruchów. Jest tu sporo masywnych wysięgów o pełnej rozpiętości ramion, które trzeba wykonać, gdy zapasy glikogenu spadają do minimum, a mleczany skutecznie drenują mięśnie. Dość powiedzieć, że jeden z najtrudniejszych ruchów znajduje się na samym końcu linii, więc rezerwy mocy są tu kluczem do sukcesu. Po dotarciu w dach nie ma żadnych miejsc na odpoczynek, podhaczanie pięty, stopy, „no handy” czy inne triki nie mają tu racji bytu, a czas wysysa rezerwy sił jak tłusta pijawka. Przejście zajęło Darkowi tylko lub aż 50 minut, bowiem czas nie jest tu naszym sprzymierzeńcem.

Trzeba zauważyć, że takie osiągnięcia nie rodzą się same. Projekt ten to wspaniałe ukoronowanie setek godzin treningów, dyscypliny, diety i wielu wyrzeczeń. Droga do celu nie była usłana różami, gdyż Sokołowski borykał się z poważną kontuzją w stawie barkowym. Żmudna rehabilitacja i wspaniali ludzie pomogli mu wrócić do szczytu formy – za co chciałby im serdecznie podziękować, a pomagali mu państwo MartaPiotr Wieczorkowie (prześwietlenia, zastrzyki), Tomek Gurtatowski (doskonały fizjoterapeuta), dr Piotr Kominiak (ortopeda) oraz nasz niezastąpiony przyjaciel i specjalista Paweł Chodzyński (RTG).

 width=Jednak to i tak nie wszystko, co złożyło się na ten sukces. „Łysy” własnoręcznie przygotował drytoolowy sprzęt treningowy, rozplanował specyficzne sesje treningowe, wykorzystując do tego celu centrum wspinaczkowe (Geko) prowadzone przez jego żonę – Elwirę Sokołowską. Jedna z jego sesji obejmuje ponad godzinę ciągłego wspinania w dachu, na prowadzeniu i bez restów, a jak dodamy, że Darek ma ponad 50 wiosen na karku, to aż włos się jeży na głowie, co ten facet potrafi. Wszystko to zaowocowało stworzeniem prawdziwej szczecińskiej kuźni mocy, wielu wspinaczy trenujących w Geko wspina się na poziomie powyżej D10, dla przykładu Szymon Olbrychowski powtórzył ostatnio Oblivion D14!

„Łysy” nie pojawił się znikąd, więc takie przejście wielu już nawet nie dziwi. Znany jest chociażby ze swoich poprzednich przejść. W Tomorrow’s Wolrd powtórzył: Oblivion D14, Je Ne Sais Quoi D14+, A Line Above The Sky D15- (w tym czasie uznawaną za najtrudniejszy drytool świata), dołożył też swoją linię War Without End D15+. Odwiedzał także inne znane rejony, jak Kandersteg, Eptingen, Diebsöfen, prowadząc wiele z topowych dróg, i dokładając coś od siebie, np. There and Back Again, D14 (Diebsöfen). Wszystkie te przejścia znamionował styl DTS.

Historia „Łysego” nie zaczyna się od drytoolu. W latach 80. i 90. XX wieku był autorem wielu genialnych przejść skałkowych i górskich. Wystarczy otworzyć przewodnik po jurze czy Sokolikach, by odnaleźć jego nazwisko. Wiele z jego dróg wyprzedziło swoje czasy, oferując wspinanie na poziomie VI.6 – VI.7. Wiele z nich stało się klasykami rejonu, niewielu pamięta, że Daro pokonywał je jeszcze na samych kościach, teraz to wspaniale obite sportówki.

Wciąż mam w głowie historię Darka na Sokoliku – droga bez przejścia, bo nie ma co tam założyć, mikrorysy i pęknięcia, siadają tylko haki. Ludzie się zebrali, bo myśleli, że tragedia wisi w powietrzu. „Łysy” wziął kamulca z ziemi (jako młotek), garść haków i pocisnął to – klasycznie! – a wyszło z tego bodaj VI.3+ o bardzo trudnej asekuracji. Niektóre z takich perełek Darka do dziś chyba nie mają powtórzeń, a inne czekały 20 lat na kolejnych pogromców – choćby Geronimo VI.7 w Sukiennicach.

W Tatrach zasłynął klasycznym przejściem Wariantu R na Mnichu (wprost przez okap) czy też słynną wielowyciągówką na Kazalnicy – width= Wędrówka Dusz IX+ (wspólnie z Robertem Paluchem), przez długi czas najtrudniejszą linią naszych Tatr.

Należy wspomnieć, że innym wspinaczem, który zadeklarował kosmiczną wycenę M16 dla swego przejścia (w stylu DTS), jest Filip Babicz. Wiemy, że Filip otwiera sobie drzwi do światowego topu drytoolingu, niestety jego droga Oświecenie została poprowadzona w rejonie zamkniętym – na terenie jaskini, w której działalność wspinaczkowa jest zabroniona i obwarowana przepisami Tatrzańskiego Parku Narodowego. Babicz wydał oficjalny komunikat w tej sprawie i przeprosił za złamanie przepisów. W związku z tym trudno będzie o weryfikację tej wyceny, a tym bardziej zapisanie Oświecenia do milowych osiągnięć światowego wspinania. Niemniej jednak czekamy na ciekawe przejścia Filipa w rejonach otwartych dla drytoolingu, być może pokusi się o powtórzenie którejś z dróg Darka Sokołowskiego w Tomorrow’s World czy Diebsöfen.

O wycenę D16 pokusił się także Kanadyjczyk Gordon McArthur, jednak swoją 80-metową linię Storm Giant pokonał z użyciem techniki czwórek i dziewiątek, uznawanej za łatwiejszą od stylu DTS i przez niektórych nie do końca uważaną za klasyczny drytool.

Fotografie ze wspinaczki: Szymon Olbrychowski

Udostępnij wpis

Przeczytaj również