Losar znaczy Nowy Rok

12 maja, 2019

 width=Pisze: Marek Chmielarski

Jak większość spontanicznych wyjazdów, tak i ten zrodził się w niespokojnych duszach w najmniej spodziewanym momencie. Jeden telefon do Artura i Mariusza, jedno spojrzenie na zdjęcie lodospadu od zaprzyjaźnionego lokalsa z Namche Bazar i już siedzimy na pokładzie stalowego ptaka w drodze do serca Himalajów.

Od lat Losar był naszym marzeniem, dalekim, nierealnym – takim, jakim powinien być. Jak mówią Anglicy, „Be careful, what you wish for”– jeśli namawiasz na wyjazd w góry ludzi równie zapalonych jak ty – uważaj, bo pewnie się zgodzą…

Katmandu. Zakupy, pakowanie, lot do Lukli i po dwóch machnięciach ogonem jesteśmy w Namche Bazar z widokiem wprost na nasz cel. Nadal stoi. Marzec to dość późna pora jak na lodowe wspinanie w tym rejonie, ale – jak widać – tym razem opłaciło się zaryzykować. Zimowe Khumbu to osobna historia, spokojne, budzące się powoli do wiosennego everestowskiego amoku zdaje się być bardziej realne niż jego zwykła wiosenna himalajska twarz.

Lekka aklimatyzacja i jesteśmy gotowi, by uderzyć na siedemsetmetrowy lód, obserwowany codziennie przez setki nieświadomych turystów. Ruszamy w środku nocy, gdy stolica Szerpów spowita jest jeszcze mgiełką snu. Po dwóch godzinach marszu w dół doliny docieramy do podstawy lodospadu. Po małym nieporozumieniu co do tego, kto miał zabrać termos, a kto camela, jesteśmy gotowi na wspin. Nadal niewiele widać, więc przy światłach czołówek startujemy w pierwsze długości liny. Średniej trudności odcinki liny poprzedzielane są śnieżnymi łatami miękkiego śniegu, skutecznie spowalniającego nasz progres.

Czas mija nieubłaganie, a my delektujemy się widokiem skąpanych w słońcu himalajskich olbrzymów. Nie ma chyba drugiego takiego miejsca na świecie, gdzie za plecami wspinacza króluje najwyższa góra świata wraz z otaczającymi ją mniejszymi towarzyszami.

 width=Późnym popołudniem docieramy do podstawy kulminacyjnego świecznika. Sto metrów lodowego head walla szybko pada łupem lodołamaczy – Mistrzunia i Artura– podczas gdy mnie pozostaje szybkie poruszanie się na z góry wybieranej linie. Zmierzch zastaje nas na szczycie naszych marzeń. Z uwagi na nieznajomość terenu i spore ilości zalegającego śniegu decydujemy się na zjazdy drogą.

Wyjątkowe umiejętności Artura w kręceniu „abałaków” i dobra organizacja pozwalają nam w dość szybkim tempie znaleźć się u podstawy lodospadu. Niestety to nie koniec wycieczki. Wisienką na torcie jest podejście do Namche Bazar w zupełnych ciemnościach. Trzygodzinny trekking wyciska z nas ostatnie siły. Rozrzuceni po zboczu jak rozbita armia Napoleona padamy do łóżek Family Lodge wczesnym rankiem.

Udało się.

Teraz już tylko sen, tony dalbata i droga powrotna do Polski. Mam nadzieję, że nie będzie to ostatni nasz wspólny wyjazd. Po raz kolejny okazało się, że trzej muszkieterowie z Tychów stanowią zgrany i skuteczny zespół.

Dziękujemy firmom Millet, Aura i sklepowi Exploteam z Będzina oraz sklepowi Weld z Dąbrowy Górniczej za wsparcie sprzętowe.

Od Redakcji:

Jedna z najsłynniejszych linii lodowych w Nepalu – lodospad Losar (VI, WI5, 700 m) – została pokonana przez zespół w składzie: Marek Chmielarski, Artur Małek, Mariusz Lange (wszyscy z KW Katowice) 7 marca 2019 r. Pierwszego przejścia tej lodowej linii dokonał w 1994 roku zespół w składzie Erik Decamp i Catherine Destivelle, a jej sława wzrosła znacznie dzięki opowiadaniu autorstwa Wojtka Kurtyki „Losar. Historia przejścia kaskady lodowej nad wioską Namcze Bazar” (Góry 1998, tłumaczenie angielskie – Alpinist).

Udostępnij wpis

Przeczytaj również