Przeżyć dzień jak tygrys

30 marca, 2017

Rozmowa z Johnem Porterem, autorem książki „Przeżyć dzień jak tygrys”

Jakie było Twoje pierwsze wrażenie na temat Andrzeja Zawady?

Odebrałem go jako bardzo dowcipnego, dystyngowanego i ujmującego mężczyznę. Był bardzo inteligentny, miał ogromne poczucie biegu historii oraz roli, jaką przyszło mu w niej odegrać. Wiedział, że ma do spełnienia ważną rolę w dziejach polskiego alpinizmu, był tego wyraźnie świadomy. Ale oczywiście nie od razu to pojąłem, odkryłem to dopiero

arttygr01
Alex MacIntryre podczas wspinaczki w południowej Walii w 1974 roku. tygrys”

wtedy, gdy lepiej go poznałem. Na początku pomyślałem tylko, że jest czarującym facetem i bardzo go polubiłem. 

Jak myślisz, co sprawiło, że Andrzej Zawada zmienił historię polskiego alpinizmu?

Myślę, że był znakomitym dyplomatą – potrafił poradzić sobie w delikatnych relacjach z polskim rządem, aby przede wszystkim otrzymać wsparcie, którego potrzebował. To było bardzo ważne, ponieważ bez tego nie można było opuścić kraju, wyjechać i wspinać się w górach wysokich. Był więc bardzo dobrym liderem, doskonałym organizatorem, potrafił zjednywać sobie ludzi do realizacji jego wielkiego marzenia o wspinaniu się na najwyższe szczyty. W tym czasie – w latach 70. – Polski Związek Alpinizmu skupiał się na wielkich wyprawach. Jednocześnie Andrzej zawsze zapraszał na swoje wyprawy młodych wspinaczy, pomimo że mogłoby to zakończyć się konfliktem interesów. Czasem ci młodzi mieli po prostu inne cele i podejście, tak jak my na Kohe Bandaka, ale nawet jeśli Zawada mówił „Hmm, naprawdę nie chcę, żebyście tam szli”, to ostatecznie nie zamierzał odmówić. Pozwolił nam rozwinąć skrzydła. 

Jak myślisz, co sprawiło, że Andrzej Zawada zmienił historię polskiego alpinizmu?

Myślę, że był znakomitym dyplomatą – potrafił poradzić sobie w delikatnych relacjach z polskim rządem, aby przede wszystkim otrzymać wsparcie, którego potrzebował. To było bardzo ważne, ponieważ bez tego nie można było opuścić kraju, wyjechać i wspinać się w górach wysokich. Był więc bardzo dobrym liderem, doskonałym organizatorem, potrafił zjednywać sobie ludzi do realizacji jego wielkiego marzenia o wspinaniu się na najwyższe szczyty. W tym czasie – w latach 70. – Polski Związek Alpinizmu skupiał się na wielkich wyprawach. Jednocześnie Andrzej zawsze zapraszał na swoje wyprawy młodych wspinaczy, pomimo że mogłoby to zakończyć się konfliktem interesów. Czasem ci młodzi mieli po prostu inne cele i podejście, tak jak my na Kohe Bandaka, ale nawet jeśli Zawada mówił „Hmm, naprawdę nie chcę, żebyście tam szli”, to ostatecznie nie zamierzał odmówić. Pozwolił nam rozwinąć skrzydła. wyprawy. Być może czuł się też za nas odpowiedzialny – gdyby przytrafiło się coś złego, to na niego spadłaby cała wina. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, powiodło się obu zespołom: Andrzej z Terrym Kingiem przeszli bardzo trudną drogę na północnej ścianie Mandaras z jeszcze dwoma innymi brytyjskimi wspinaczami. Ekipa spod Mandaras zrobiła również dwie inne drogi, a my zdobyliśmy Bandakę. Cała wyprawa zakończyła się więc spektakularnym sukcesem. 

Zwycięski zespół po powrocie z wyprawy na południową ścianę Changabang (6864 m) w 1978 r. serdecznie witany w Polsce. Od lewej: Wojciech Kurtyka, Krzysztof Żurek, John Porter i Alex MacIntyre
Zwycięski zespół po powrocie z wyprawy na południową ścianę Changabang (6864 m) w 1978 r. serdecznie witany w Polsce. Od lewej: Wojciech Kurtyka, Krzysztof Żurek, John Porter i Alex MacIntyre

Wciąż masz kontakt z Wojtkiem Kurtyką, widujecie się czasem?

Tak, Wojtek wciąż zajmuje się handlem zagranicznym, co odkryłem w trakcie naszych wspólnych wypraw, i o tym jest również w książce. Spotykamy się dość często. Kiedy pierwszy raz wysłałem mu szkic książki, powiedziałem: „Wojtku, musisz to przeczytać, jestem bowiem pewien, że chciałbyś dodać coś od siebie!”, ale on to skwitował: „Nie, nie, jestem zbyt zajęty”. Książka została wydrukowana i dopiero wtedy Wojtek ją przeczytał, po czym powiedział mi „Wiesz, myślę, że są pewne rzeczy, o których chciałbym opowiedzieć”. Dodał je i dzięki temu znajdują się one w polskim wydaniu – to kilka naprawdę interesujących spraw, o których kompletnie zapomniałem. Nie pamiętałem na przykład, że na Bandace, na początku czwartego dnia wyprawy pokłóciliśmy się. Ja chciałem jak najszybciej wyruszyć z biwaku, aby przejść przez pierwszy odcinek, zanim zaczną spadać kamienie. Wojtek powiedział natomiast, że nie będziemy w stanie tego dokonać, że musimy usiąść i zaczekać, aż słońce opuści ścianę. A więc pokłóciliśmy się i on tę kłótnię wygrał, dlatego że w momencie kiedy znajdowaliśmy się w najbardziej eksponowanym miejscu, zaczęły spadać kamienie. Miał zatem rację. A ja o tym zdarzeniu zupełnie zapomniałem. Nie orientowałem się również, jak bardzo poważna była sytuacja z Krzysztofem Żurkiem podczas wyprawy na Changabang. Wojtek nie chciał wtedy denerwować Aleksa i Lecha, nic więc o tym nie mówił, ale teraz przyznał – co jest jedynie w polskiej edycji – że podczas tego nocnego biwaku, ósmego od opuszczenia bazy, większość nocy spędził, czuwając i zamartwiając się, że rankiem okaże się, iż Krzysztof co prawda wciąż żyje, ale jest niezdolny do wspinania – co jest najgorszym koszmarem każdego wspinacza. Podczas uroczystości wręczania Złotych Czekanów Wojtek powiedział mi: „Wiesz, teraz kiedy przeczytałem, jak to wyglądało z Twojego punktu widzenia i przez co przeszedłeś w związku z Aleksem, i gdy dodałem swoją część wspomnień, to zrozumiałem, że byliśmy na dwóch zupełnie różnych wyprawach – co prawda byliśmy razem na tej samej górze, ale przytrafiły nam się dwa tak odmienne rodzaje doświadczeń”. Oczywiście, tak właśnie było. Nam przydarzyły się rzeczy, o których Wojtek nie wiedział, i odwrotnie. 

Jak zachęciłbyś polskich czytelników do sięgnięcia po Twoją książkę?

Myślę, że jest to naprawdę interesująca historia z trochę innych już czasów. Z okresu, kiedy polscy wspinacze balansowali na cienkiej linie, próbując uzyskać środki, których potrzebowali, aby się wspinać. Komunistyczny rząd potrzebował sukcesów Polaków w górach, ale jednocześnie oczekiwał za to zapłaty. Uważam, że było to naprawdę interesujące dlatego, że żaden z polskich czołowych wspinaczy nie bratał się z partią komunistyczną, tak naprawdę było wręcz odwrotnie, chociażby w przypadku Janusza Onyszkiewicza, który po przełomie w 1989 roku został ministrem, a którego znałem, kiedy był w Solidarności. Były to trudne czasy i staram się to wyjaśnić z angielskiego punktu widzenia. Moje spostrzeżenia były z pewnością zupełnie różne od doświadczeń ludzi, którzy tu mieszkali, ale mogłem obserwować, jak wyglądało życie w Polsce w latach 60. i 70. Jest to zapewne uchwycone w książce, jak również fakt, że łączyło nas tak wiele spraw, w tym pasja do gór. Myślę, że również obecnie młodzi polscy i brytyjscy wspinacze, a przynajmniej ci, których znam, mają te same idee. Nie ma znaczenia, w jakim systemie politycznym żyjesz – jeśli tylko łączy was wspólne marzenie, to będziecie w stanie świetnie ze sobą współpracować. 

Wojtek Kurtyka i John Porter w ścianie Changabang
Wojtek Kurtyka i John Porter w ścianie Changabang

Twoja książka odniosła spory sukces. Czy masz już pomysł na kolejną?

Tak, mam. To książka, nad którą trochę pracowałem, ale zdecydowałem się odroczyć jej wydanie, ponieważ jest to kolejna biografia mojego przyjaciela, który zginął. Obecnie zamierzam pojechać do Centrum Górskiego w Banff i w ramach pisarskiego stowarzyszenia popracować nad dwoma tomami poezji: jednym o górach i naturze oraz jednym o moim ojcu, który odszedł niedawno, i o jego doświadczeniach podczas drugiej wojny światowej, które przekazał mi, zanim dotknęła go demencja. Jest jeszcze kolejna książka, którą chciałbym napisać, o geopolitycznej historii alpinizmu. Uważam bowiem, że zatykanie kolejnych flag na szczytach przez wielkie narodowe wyprawy było tak naprawdę częścią większej rozgrywki, którą zapoczątkowali Brytyjczycy, gdy w XIX wieku zaangażowali się w rywalizację z Rosjanami. Myślę, że od tej pory ten polityczny wątek jest bardzo widoczny w działaniach na terenie Himalajów i Karakorum, a częścią wspinania w górach najwyższych jest tak naprawdę bycie elementem tej wielkiej gry. I to będę się starał przekazać. To obszerny temat, prawdopodobnie dziesięć lat poszukiwań i zbierania materiału tylko po to, aby sprzedać dziesięć książek

Ekipa po przejściu południowej ściany Changabang ponownie w bazie
Ekipa po przejściu południowej ściany Changabang ponownie w bazie

(śmiech). No, może trochę więcej, jeśli dopisze mi szczęście. 

Byłeś już w Zakopanem w 1976 roku. Jaką różnicę dostrzegasz tutaj w otoczeniu, ludziach i ogólnie w Polsce?

W tamtych czasach było to – i wciąż jest – wspaniałe miejsce na spędzenie wakacji, chociaż wtedy my, obywatele Wielkiej Brytanii, musieliśmy mieć specjalne pozwolenie, aby tu przyjechać. Pamiętam nieliczne hotele – ten, w którym teraz się zatrzymałem, był zadymionym hostelem z piętrowymi łóżkami (Dom Turysty – przyp. red.). Teraz mieszkam w luksusie i czuję się tym wręcz zepsuty. W pewnym sensie wciąż ciągnie mnie do tych piętrowych łóżek (śmiech). Było tu w mieście również miejsce, w którym można było dostać wyśmienite lody i ciasta – to była prywatna spółka, szkoda że nie pamiętam nazwy. Teraz widać, że konsumpcyjna kultura Zachodu dotarła do Polski, ale jestem pewien, że Polacy się w niej odnajdą. Szczerze mówiąc, dużo bardziej odpowiada mi tradycyjne polskie jedzenie niż na przykład takie z KFC czy McDonald’s. 

Czy znasz jakichś młodych polskich wspinaczy, będących przyszłością polskiego alpinizmu?

luNie znam wszystkich nazwisk i nie potrafię ich teraz przywołać, ale jestem pewien, że – podobnie jak w Wielkiej Brytanii – najlepszymi wspinaczami są właśnie ci, o których wiadomo najmniej, którzy idą w góry i przeżywają przygody z przyjaciółmi tylko dla samych siebie. To jest bardzo zdrowa sytuacja. Teraz oczywiście wspinanie dotarło nawet na igrzyska olimpijskie, ale mam nadzieję, że wielu prawdziwych wspinaczy zaczynało tak jak my, robiąc w górach proste rzeczy, szwędając się tu i ówdzie, a potem ruszyło w góry wysokie. W obecnych czasach ludzie zaczynają przygodę ze wspinaniem na sztucznych ściankach, gdzie uczą się ruchów, tej sportowej strony wspinania. Ale najlepsi wspinacze zawsze będą wracać w góry. Porzucą wspinanie sportowe i odkryją prawdziwych siebie w wysokich górach. 

Wspinaczka z Alexem MacIntyre'em w Cordillera Blanca (Peru)
Wspinaczka z Alexem MacIntyre’em w Cordillera Blanca (Peru)

I ostatnie pytanie: jakie są Twoje ulubione górskie książki, oprócz Twojej, oczywiście?arttygrks

Odkryłem ostatnio wspaniały portret słoweńskich wspinaczy (książka Bernadette McDonald „Alpejscy wojownicy” – przyp. red.), fantastyczna. Dwóch moich dobrych kolegów, którzy potem zginęli w górach, Peter Boardman i Joe Tasker, napisało dwie niesamowite książki: „Lśniąca góra” i „Savage arena”. Idąc jeszcze dalej wstecz, są też książki mające tego ducha przygody. To od nich zaczynałem przygodę ze wspinaniem – w wyobraźni, podczas lektury. Oczywiście wszystkie te książki to tytuły angielskie bądź amerykańskie. Jedną z niesamowitych rzeczy we wspinaniu jest to, że w którymś momencie zauważasz, iż nie jest to jedynie sport czy forma wyrażania siebie, ale coś bardzo duchowego, dlatego alpinizm zawsze utożsamiany jest ze świetną literaturą. I to jest ta unikalna rzecz we wspinaniu – ono tworzy swoją własną sztukę. 

 

Rozmawiała (podczas 12. Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem) Iza Wysocka, miłośniczka wspinania i podróży, gór oraz dobrej literatury. Zagorzała przeciwniczka wczesnego wstawania i parametru na baldach. 

 

Udostępnij wpis

Przeczytaj również