Wiecznie młody

20 marca, 2018

Rozmowa z Ryszardem Pawłowskim

 width=
Fot. Piotr Drożdż

W ramach Ogólnopolskich Spotkań Podróżników,
Żeglarzy i Alpinistów „Kolosy” młodzi, ambitni
globtroterzy mogą ubiegać się o Nagrodę im.
Andrzeja Zawady i dofinansowanie wymarzonej
ekspedycji. Innowacyjnością projektu
podróżniczego czy swą młodzieńczą witalnością
przekonałeś członków jury, aby właśnie Tobie
przyznało grant na realizację planów w 2017 r.?

Bardzo bym sobie tego życzył, ale niestety od przeszło
30 lat nie mieszczę się już w wymaganym przez
organizatorów przedziale wiekowym. Nagroda im.
Andrzeja Zawady przewidziana jest dla osób, które
nie przekroczyły 35. roku życia, natomiast ja – chociaż
ciężko mi w to uwierzyć – niedawno formalnie
stałem się zusowskim emerytem. Na zeszłorocznych
Kolosach pojawiła się „druga szansa” dla osób
z mojego pokolenia. Po raz pierwszy w historii festiwalu
prezydent Gdyni ustanowił nagrodę „Wiecznie
Młodzi”. Wysłałem więc zgłoszenie wraz z planem
wyprawy na Manaslu.

Jak oceniałeś swoje szanse wobec silnego grona
konkurentów?

Konkurs traktowałem jak zabawę, chociaż nie zaprzeczam, że mimowolnie poczułem także pewną nutkę rywalizacji. Byłem przekonany, że zwycięży Aleksander Doba. Olek jest niesamowicie ciepłym, pozytywnie nastawionym do świata człowiekiem, a jego wyczyny w kajakarstwie oceanicznym wprawiają w zakłopotanie nawet najśmielszych przedstawicieli młodszej generacji ekstremalistów. Nie znam motywów werdyktu kapituły. Wiem, że doceniono moje dotychczasowe przejścia alpinistyczne, w tym przede wszystkim zdobycie w 1996 r. K2 od strony chińskiej tzw. Filarem Północnym, bogaty dorobek alpinistyczny pozwalał mi wierzyć w powodzenie planowanego przedsięwzięcia.
Ostatecznie to mnie uhonorowano tytułem „Wiecznie Młody”, co z dumą przyjąłem również jako zobowiązanie, aby nie spoczywać na laurach i z całych sił walczyć o realizację kolejnych marzeń. W mojej ocenie wszyscy kandydaci w równym stopniu zasługiwali na tę godność.

Czy uważasz, że tego rodzaju konkursy są
potrzebne?

Jestem przekonany o trafności pomysłu organizatorów. Tak naprawdę jako seniorzy mentalnie niczym się nie różnimy od naszych młodszych koleżanek i kolegów. „Wiecznie Młodych” cechują ten sam wewnętrzny imperatyw działania, entuzjazm czy tęsknota za przygodą. Ograniczoną czasami sprawność ruchową rekompensujemy nabytym doświadczeniem. Barierą mogą być natomiast pieniądze niezbędne do realizacji ambitnych planów. Najtrudniej pod względem pozyskiwania funduszy mają osoby, które dopiero zaczynają, walcząc o rozpoznawalność swojego nazwiska dla potencjalnych sponsorów, a także właśnie osoby starsze, największe życiowe sukcesy mające zazwyczaj już za sobą. Tak rozumiem ideę przyznawania przez prezydenta Gdyni dotacji dla osób z dwóch różnych kategorii wiekowych: podróżników do 35. roku życia oraz podróżników po 65. roku życia. Oczywiście przyznana kwota dofinansowania nie mogła pokryć kosztów uczestnictwa w wyprawie na Manaslu, ale była to niewątpliwie suma odczuwalna. Resztę pieniędzy udało mi się pozyskać od zaprzyjaźnionych sponsorów: Bergans of Norway Polska oraz Stalexport Autostrada Małopolska S.A. Jestem głęboko wdzięczny wszystkim donatorom.

Dlaczego Twój wybór padł na Manaslu?

To jedna z najpiękniejszych gór, jakie kiedykolwiek widziałem. Był to również niezdobyty przeze mnie ośmiotysięcznik, z którym miałem „porachunki” z przeszłości. W 2013 r. z powodu fatalnej pogody i obfitych opadów śniegu kierowana przeze mnie wyprawa musiała przerwać działalność i wróciliśmy do domu bez sukcesu. Przez ostatnie lata często myślałem o Manaslu. Wiedziałem, że cel jest w zasięgu moich aktualnych możliwości. Bardzo zależało mi, aby planując przedsięwzięcie, nie postawić zbyt wysoko poprzeczki – chciałem przede wszystkim udowodnić sobie, że pomimo ukończonych 67 lat mogę z powodzeniem zdobyćtak wysoką górę. Nie pretenduję do Korony Himalajów, ale to wciąż szczytem ośmiotysięcznym łatwiej jest przykuć uwagę potencjalnych
sponsorów. Oczywiste także jest, że większą przyjemność i satysfakcję sprawia zdobycie wierzchołka góry,
na którym się jeszcze nie postawiło stopy, niż powtórne wejście na szczyt. Wybór padł więc na
Manaslu.

Manaslu jest ósmym pod względem wysokości szczytem Ziemi. Minęły trzy lata od Twojego ostatniego wejścia na Mount Everest. Miałeś poczucie, że Twoja kondycja fizyczna jest wystarczająca, aby ponownie zmierzyć się z ośmiotysięcznikiem?

Przygotowywałem się do wyprawy bardzo intensywnie, chociaż początkowo moja wydolność była w opłakanym stanie. Jesienią 2015 r. lekarze zdiagnozowali u mnie chorobę nowotworową. Wiedzieli o tym jedynie członkowie mojej najbliższej rodziny i przyjaciele. Trwające przez kilka miesięcy leczenie (hormonoterapia, a następnie radioterapia) powoli przynosiło oczekiwane rezultaty, ale przy okazji wyniszczało cały organizm, pozbawiając mnie
energii koniecznej do aktywnego stylu życia, jaki do tej pory prowadziłem. Postanowiłem, że się nie poddam, odzyskam zdrowie i siły, aby wrócić w góry wysokie. Przyznanie prestiżowego tytułu „Wiecznie Młody” dodatkowo
zmotywowało mnie do działania. Starałem się niemal codziennie grać w tenisa, trenowałem na ściance wspinaczkowej, biegałem, w weekendy wyjeżdżałem w skałki lub Tatry. Przestrzegałem zaleceń lekarzy, którzy na szczęście nie starali się wyperswadować mi z głowy planu wyjazdu w Himalaje. Wszystko wskazuje na to, że terapia powiodła się, więc jesienią 2017 r. w nie najgorszej formie fizycznej dotarłem do bazy pod Manaslu.

Skład wyprawy tworzyły osoby młode czy też
„Wiecznie Młode”?

Tym razem były to osoby, które na miano „Wiecznie Młodych” muszą jeszcze trochę poczekać. Wyruszyliśmy w gronie siedmiu osób: Asia Całka, Janusz Plewa, Adam Sładek, Adam Somerlik, Krzysztof Śmich, Przemek Nowicki i ja. W minionych latach razem wspinaliśmy się na Aconcaguę, Ama Dablam i Island Peak. Znałem ich możliwości fizyczne, co dało mi pewność, że poradzą sobie również na ośmiotysięcznym szczycie. Zakładaliśmy zresztą,
iż będziemy korzystać z dodatkowego tlenu. Organizację wyprawy na terytorium Nepalu powierzyliśmy zaprzyjaźnionej Agencji Trekkingowej Climbalaya, która zapewniła nam także pomoc utytułowanych tragarzy wysokościowych: Kami Rita (21-krotny zdobywca Mount Everestu) i Lhakpa Nuru (m.in. 6-krotny zdobywca Manaslu). Zamierzaliśmy wspinać się drogą pierwszych zdobywców. Niestety w bazie głównej okazało się, że analogiczny plan miało wiele innych wypraw.

Jak odbierasz fakt, że zdobywanie
ośmiotysięczników staje się rozrywką masową?

Nie można obrażać się na rzeczywistość. Oczywiście dostrzegam, że każdego roku rośnie liczba osób wyjeżdżających na wyprawy, ale dotyczy to w zasadzie jedynie szczytów kwalifikowanych do tzw. Korony Himalajów i Karakorum oraz do Korony Ziemi. Jeżeli komuś nie odpowiada spędzanie czasu w górach w towarzystwie większej grupy nieznajomych, to wystarczy wybrać bardziej ambitną drogę, mniej znaną górę lub zmienić sezon na zimowy. Nie zawsze zresztą liczba ludzi wynika jedynie ze zwiększonej dostępności czy popularności danego masywu. Czasami przyczyny są bardziej prozaiczne. Akurat w 2017 r. władze Chin całkowicie zamknęły obcokrajowcom dostęp do Tybetu. W konsekwencji wspinacze stracili możliwość organizacji ekspedycji m.in. na tak atrakcyjne cele, jak Cho-Oyu, Shishapangma czy Mount Everest od strony północnej. Niespodziewanie okazało się, że to Manaslu
stał się najbardziej obleganym ze wszystkich szczytów ośmiotysięcznych. Na szczęście zameldowaliśmy się w bazie jako jedna z pierwszych ekip, co pozwoliło nam przez pewien czas cieszyć się górą w nieco większej samotności.

Akcja wysokogórska przebiegała bez problemów?

Wspinanie się na tak wysoką górę zawsze wiąże się z licznymi zagrożeniami. Tym razem największe
niebezpieczeństwo stwarzały olbrzymie, lawiniaste pola śnieżne, usytuowane powyżej drugiego i trzeciego obozu. W miarę upływu czasu pogoda poprawiała się i stabilizowała, co pozwalało nam systematycznie robić postępy na drodze i zdobywać niezbędną aklimatyzację. W końcu udało nam się rozbić obóz czwarty na wysokości 7500 m n.p.m., co dawało realną szansę na powodzenie wyprawy. 26 września Joanna Całka, Janusz Plewa i Adam Somerlik w towarzystwie szerpów zameldowali się na szczycie. Sukces był tym większy, że żadne z nich nie stanęło wcześniej na szczycie przekraczającym siedem tysięcy metrów. Byłem z nich bardzo dumny. Następnego dnia o godzinie 7.30 nad ranem wraz z szerpą Lhakpą cieszyłem się pięknymi widokami z wierzchołka Manaslu.

 width=
W drodze na Manaslu Fot. R. Pawłowski

Czy dołożenie kolejnego szczytu
ośmiotysięcznego do kolekcji Korony Himalajów
i Karakorum było dla Ciebie istotne?

Z całą pewnością to, że „zaliczyłem” swój jedenasty ośmiotysięcznik, nie jest najważniejsze. Dużo istotniejsze jest dla mnie, że przezwyciężyłem swoje słabości wywołane długotrwałą chorobą, że dałem radę wziąć się w garść i doprowadzić do formy fizycznej i psychicznej, która wciąż pozwala mi aktywnie wspinać się w górach wysokich. Poza tym podświadomie czułem na sobie ciężar oczekiwań publiczności Kolosów, fundatorów i członków kapituły nagrody „Wiecznie Młodzi” – jestem przekonany, że życzliwe mi osoby bardziej wierzyły nie w to, że wejdę na szczyt, ale że dam z siebie wszystko, aby to uczynić.

Ostatecznie pobiłeś pewien rekord. Zostałeś
najstarszym Polakiem, który stanął na
wierzchołku przekraczającym osiem
tysięcy metrów.

Nie przywiązuję wagi do tego rodzaju klasyfikacji. Czasami dziwi mnie, że ludzie dają się wciągać w rywalizację na wiek, zamiast koncentrować się na współzawodnictwie w trudności zdobywanych szczytów czy przebytych dróg wspinaczkowych.

Czy czujesz się wciąż młodym duchem
wspinaczem wysokogórskim, czy raczej
doświadczonym nestorem polskiego himalaizmu? 

W mojej ocenie te pojęcia nie muszą się wykluczać. Wiecznie młody to ktoś, komu – pomimo upływu lat – wciąż się chce aktywnie realizować swoją pasję, ktoś, kto nie ogranicza się do odcinania kuponów od swych dokonań z odległej
przeszłości. Obok wspomnianego przeze mnie Olka Doby spójrzmy na urodzonych w tym samym roku co ja himalaistów: Krzyśka Wielickiego czy Piotrka Snopczyńskiego. Po kilku dekadach działalności alpinistycznej na najwyższym światowym poziomie mogliby ograniczyć swą górską działalność do bywania na branżowych festiwalach,
wygłaszania prelekcji czy pisania książek. Tymczasem oni zdecydowali spróbować zmierzyć się z jednym z najtrudniejszych światowych wyzwań ekstremalnych – wyruszyli na narodową zimową wyprawę na K2. Tego rodzaju sposób myślenia jest domeną ludzi młodych. Człowiek owładnięty pasją nie zwraca uwagi na ewentualny deficyt możliwości fizycznych. Nie jest istotne, czy Krzysiek z Piotrkiem są w stanie osobiście zdobyć wierzchołek K2, ważne jest, że próbują tego dokonać, a przy okazji przekazują swoje doświadczenie i zarażają swoim entuzjazmem młodszych kolegów. Są zatem „Wiecznie Młodymi” nestorami.

Czy „wieczna młodość” przemija?

Tego jeszcze nie wiem. Starość zaczyna się wtedy,
gdy miejsce marzeń zajmują wspomnienia. A ja
wciąż mam marzenia i plany na przyszłość. Powoli
zamykam rozdział pt. „Manaslu”. Teraz krąży mi
przed oczami Kangchenjunga.

Rozmawiał: Andrzej Życzkowski

Udostępnij wpis

Przeczytaj również