Refleksje z Superścieku

28 marca, 2018
 width=
Tom Ballard w Dzwonie

O tym, że Superściek jest drogą jak na tatrzańskie warunki wyjątkową, nie trzeba nikogo przekonywać. W dobrych warunkach pozwala na wspinanie na trzech bardzo ładnych wyciągach lodowych i dwóch wyciągach mikstowych, które oferują rzadkie połączenie skały i wejścia na lód. Swoim wyglądem i charakterystyką bardziej przypomina drogi z najlepszych rejonów Alp niż tatrzańską „robotę”.

Pisze: Krzysztof Rychlik. Wspinacz i instruktor wspinania, autor tekstów w magazynach i portalach specjalistycznych. Najważniejsze drogi – Almendudler, Jedi Master, Wariant R i VII.1.

Gdy zacząłem się tą drogą interesować w 2011 roku, zdumiewający był dla mnie fakt, że najbardziej oczywiste wyzwanie w rejonie Moka jest ciągle bez przejścia klasycznego. Po krótkim wywiadzie środowiskowym dowiedziałem się, że „to gładź, trudności drogi są kosmiczne” przy „zupełnym braku sensownej asekuracji”, a „wyzwanie jest dla śmiałka nie z tej ziemi”. Ostatnie przejście hakowe miało miejsce prawie 20 lat wcześniej, wszystko to dawało obraz jakiegoś horroru, który nijak nie pasował mi do rzeczywistego obrazu drogi (do dziś nie wiem, czy rzeczone opinie były przekazane po uczciwej próbie na drodze, czy wymyślone i powtarzane na zasadzie „nie wiem, nie byłem, ale mam stuprocentowo pewne informacje”). Całość brzmiała jak fajne wyzwanie, więc moje zainteresowanie wzrosło, ale problematyczny był brak partnera. W grę wchodziły wiszenie na mrozie, odgruzowywanie dwóch skalnych wyciągów, wymiana asekuracji i to wszystko bez gwarancji powodzenia. Potrzebny był zatem mocno zmotywowany pasjonat, dla którego byłaby to radość.

Kolejną zimę poświęciłem na zupełnie inne realizacje, a przed sezonem 2012/2013 na krakowskim Zakrzówku poznałem Andrzeja Marcisza. W trakcie pierwszej rozmowy zaproponowałem mu wspólne wspinanie i opowiedziałem o kilku moich pomysłach, m.in. o Almendudlerze i Superścieku. Trafiłem na podatny grunt, w trakcie kilkudniowego wyjazdu do Szwajcarii padł Almendudler, a pierwsza wycieczka na Superściek miała miejsce pod koniec zimy 2013 roku. Doszło do dość zabawnej sytuacji, bo zupełnie niechodzoną drogę próbował tego dnia przejść hakowo zespół Jania – Muskat – Korn. Jeden z kolegów, na widok wiertarki i kilku spitów wyciągniętych z plecaka, zrobił groźną minę i uczynił niewybredny komentarz, co zapoczątkowało wieloletnią scysję dotyczącą wymiany asekuracji na drodze. Chwilę później ten sam zespół wymienił stanowisko pod Portalem za pomocą naszej wiertarki i dwóch kotew z łańcuchem (dobrowolnie!), mając obok siebie lód gruby na ponad metr. Niech to będzie memento dla czczego gadania.

Od samego początku wiadomo było, że Portal – a właściwie wyjście z niego – będzie stanowił główne trudności drogi. W samym okapie tkwiło kilka starych, ale stosunkowo dobrych haków i dwa nity, które zostały wymienione na 10-milimetrową kotwę ze stali nierdzewnej.

Teren nad krawędzią okapu prezentował się bardzo źle – dużo zgniłych haków, stare liny poręczowe i stanowiska godzące nawet w najpodlejsze poczucie estetyki…

Wyciąg przez Dzwon nie zaskoczył – spodziewałem się kruchej skały i taką dostałem. Dla bezpieczeństwa prowadzącego konieczne były zrzucenie największej kruszyzny, wymiana kilku starych haków na nowe i jednej kotwy mechanicznej. Ciekawostką historyczną jest drewniany kołek, który tkwi na samym końcu wyciągu, tuż przed wejściem na lód. Pozostawiliśmy go na miejscu, ale miałbym ogromną prośbę – gdyby komuś nieopatrznie udało się go usunąć, to zapłacę za niego najlepszą walutą na świecie! 

 width=
Wyjście z Sanktuarium

Nad Dzwonem przenieśliśmy jeden nit, prawdopodobnie stanowiskowy, w bardziej dogodne miejsce. W tych pracach brał udział, oprócz mnie i Andrzeja, również Maciej Krzywda, którego pragnę w tym miejscu serdecznie pozdrowić i podziękować, a w transporcie szpeju pomagał Marcin Polar. Dzięki!

W międzyczasie doszło do kilku bardzo zabawnych sytuacji i dyskusji, które ciekawscy mogą znaleźć w internecie. Było dużo dość typowych „nie wiem, nie byłem i nie widziałem, ale się wypowiem i ocenię” lub „nie wiem, ale słyszałem, że”. Moim faworytem jest legenda o „obijaniu całego Superścieku nitami”. Została ona zapoczątkowana przez wymianę starych nitów w Portalu, a rozpowszechniona przez członków zespołu zamieszanego w wymianę stanowiska pod Portalem i pewnego przewodnika górskiego, który widział mnie z wiertarką w Morskim Oku. Na zasadzie „głuchego telefonu”, dzięki pewnej dozie złośliwości i szczypcie „nie widziałem, ale mam stuprocentowo pewne informacje” powstała legenda o tym, że „Rychlik obija cały Superściek spitami”. Odpryski tej legendy można znaleźć na forach internetowych, w kilku dobrodusznych pytaniach „no to ile dziś koledzy wbili nitów na Superścieku?”. Kulminacyjnym momentem był dzień, w którym do Andrzeja asekurującego mnie w trakcie odgruzowywania Dzwonu zadzwonił pewien strwożony kolega z Warszawy (!) z pytaniem: „jak to jest, że Krzysiek obija Superściek spitami?”.

Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy nie mam może jakiegoś demonicznego brata bliźniaka lub alter ego, które podczas chwil mojej nieświadomości rusza z wiertarką i nitami w kierunku Kazalnicy. Konsternacja była chwilowa, Andrzej zapewnił, że o żadnym obijaniu drogi nie ma mowy, a najlepiej zapytać mnie. Kolega z Warszawy powiedział, że otrzymał telefon od zaufanego zakopiańczyka. Dopiero po chwili połączyłem fakty! Dzień wcześniej pewien przewodnik górski widział mnie z wiertarką na Werandzie i tym samym w świat poszła wesoła nowina o wybornej asekuracji na Superścieku.

Dobre warunki wspinaczkowe na tej drodze ostatnimi czasy są bardzo rzadko spotykane. Od 2013 roku lód nad Dzwonem, który jest niezbędny do klasycznego przejścia drogi, istniał tylko kilka dni w 2015 roku, ale został bardzo szybko roztopiony przez wiejący halny. Trzeba było czekać aż do sezonu zimowego 2017/2018, kiedy deszczowa jesień i odpowiednia porcja mrozów uformowały kluczowy fragment lodu. Jeszcze w grudniu 2017 r. pojawiliśmy się pod Superściekiem wraz z Andrzejem i Maćkiem Krzywdą, ale cała eskapada zakończyła się urwaniem kluczowego chwytu na wyjściu z Portalu i wymyślaniem sekwencji na nowo.

Ten sezon pod względem warunków jest zupełnie wyjątkowy! Górny lodospad i wyjście z Dzwonu nie roztopiły się pomimo wiejącego co tydzień halnego, a dobre warunki wykorzystały dwa zespoły, które pokonały drogę hakowo. Nasze przejście klasyczne odbyło się ostatecznie w towarzystwie Toma Ballarda, a pod nieobecność Maćka Krzywdy, którego zatrzymały słynne w całym Krakowie „Krzywdziorowe robótki”.

Z Tomem mieliśmy zupełnie inne plany, ale zostały one roztopione przez wiejący w Alpach fen oraz przez bardzo dziwną sytuację związaną z „prośbą o niewspinanie” na Kralovskim Previsie. Prognozy pogody dawały nadzieję na sensowne warunki do wspinania, więc w środę wieczorem pojawiliśmy się w Moku. Poranek przywitał nas mocno dodatnią temperaturą, dla bezpieczeństwa postanowiliśmy poczekać do piątku.

 width=
Pod Portalem. Andrzej Marcisz, Tom Ballard, Krzysztof Rychlik

12 stycznia 2018 roku był dniem, na który cierpliwie czekałem przez kilka sezonów – bezwietrznie, lekko na minusie, a warunki na drodze bardzo dobre. Wspinanie poszło bardzo sprawnie – po 6 godzinach od startu zameldowaliśmy się u wejścia do Sanktuarium Kazalnicy, a po kolejnych 3 na czubku.

Opis wyciągów z dnia uklasycznienia

  • Wyciąg nr 1 – lodospad pod Portalem – 50- 60 metrów lodu o trudnościach WI3, asekuracja wyborna, stanowisko z dwóch 10-milimetrowych kotew z łańcuchem (w miejscu starego stanowiska z nitów). Prowadzenie: Andrzej Marcisz. 
  • Wyciąg nr 2 – Portal – kluczowe trudności mikstowe drogi: 15 metrów, stanowisko z dwóch haków (jeden bardzo słaby) zaraz nad krawędzią okapu. Asekuracja z 4 haków i jednej 10-milimetrowej kotwy (w miejscu dwóch starych nitów), możliwość dołożenia cama nr 3. Trudności to okolice nowożytnego stopnia M9. Wyciąg będzie łatwiejszy przy większej ilości lodu na wyjściu. Prowadzenie: Krzysztof Rychlik. 
  • Wyciąg nr 3 – płyta nad Portalem – 30-40 metrów polewki lodowej o trudnościach WI3+, asekuracja z krótkich śrub lodowych. Stanowisko z kilku haków. Przy braku lodu wyciąg oferuje wspinanie mikstowe w okolicach stopnia M5. Prowadzenie: Tom Ballard. 
  • Wyciąg nr 4 – Dzwon – około 25 metrów wspinania w przewieszonym zacięciu, które wyprowadza na wiszący lód. Stanowisko z jednej 10-mlimetrowej kotwy (przeniesiony stary nit) i śruby lodowej. Na wyciągu asekuracja z kilku haków, kotwy 10 mm (w miejscu starego nita), możliwość dołożenia kilku camów od 0,3 do 3 włącznie. Trudności to wzorcowe M8. Przy grubszym soplu powinno puścić za M7+, natomiast bez niego to górna granica stopnia M8. Pomimo solidnego odgruzowania wyciągu nie udało mi się usunąć dość sporego wampira, którego nie da się ominąć, i z tego tytułu apeluję o ostrożność. Prowadzenie: Tom Ballard. 
  • Wyciąg nr 5 – lodospad nad Dzwonem – kluczowe trudności lodowe drogi; 40-50 metrów lodu, który doprowadza do wylotu Sanktuarium. Stanowisko z jednego haka i śruby lodowej. Trudności to okolice stopnia WI5. Warunki na tym wyciągu potrafią się zmienić z dnia na dzień, w szczególności jeśli wieje halny. Prowadzenie: Krzysztof Rychlik.

W trakcie naszego przejścia w Portalu i w Dzwonie, w części stałych punktów asekuracyjnych były wpięte ekspresy. Całość asekuracji ruchomej i część ekspresów była zakładana z ręki podczas prowadzenia. W trakcie przejścia używaliśmy 10 śrub lodowych i zestawu camów od 0,3 do 3 włącznie. Niektóre z pozostawionych przez nas haków są wątpliwej jakości. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że ich degradacja będzie dość szybko postępowała ze względu na umiejscowienie w cieku wodnym. Wyciągi mikstowe – Portal i Dzwon – zostały pokonane stylowo, czyli bez używania tricków w postaci czwórek i dziewiątek. Zastosowanie tych technik poważnie obniża trudności (w szczególności Portalu) i klasę powtórzenia.

Kwestią, która dramatycznie wpływa na bezpieczeństwo wspinania na Superścieku, jest Sanktuarium Kazalnicy, stanowiące zagrożenie w każdych warunkach! Dzień przed naszym przejściem TOPR ogłosił I stopień zagrożenia lawinowego, więc wydawać by się mogło, że pokrywa śnieżna jest stabilna. W dniu przejścia uratowało mnie niedogrzanie i w efekcie lot na wyjściu z Portalu. Chwilę później, gdy znajdowałem się tuż pod krawędzią okapu, obok mnie przeleciała lawina z Sanktuarium. Najbardziej narażone są płyta nad Portalem i lodospad nad Dzwonem. Stanowisko nad Portalem i cała płyta nad nim są niebezpieczne również ze względu na ryzyko urwania się sopla w Dzwonie. Przy dodatnich temperaturach wspinanie tam jest bardzo nierozsądne.

 width=
Krzywdzior na startowym lodzie

Jak trudny i poważny jest Superściek? Sensowne wydaje się porównanie do dróg na murach Gramusat we Francji i Breitwangflue w Szwajcarii, gdzie podobnych dróg jest dużo. Superściek byłby gdzieś pomiędzy najprostszymi a najtrudniejszymi propozycjami rejonu, ale z racji czyhającej Sanktuarki należałby raczej do tych poważnych. Jeśli chodzi o urodę, to śmiało mógłby konkurować ze wszystkimi liniami obok, a przy lepszej asekuracji stałby się klasykiem rejonu. Tom spuentował drogę następująco: „I think the line is exceptional. The most obvious winter line in the area. The climbing is predominantly ice, with two relatively short ‚drytooling’ pitches. It was certainly a very enjoyable and satisfying climb. Even more so since we continued to the summit for a ‘proper’ tick”.

Dlaczego droga tyle lat czekała na uklasycznienie? Myślę, że miało na to wpływ kilka czynników.

Po pierwsze i najważniejsze – prawdopodobnie nikt tego na serio nie próbował. Po drugie, kwestia umiejętności i perspektywy – trzeba sprawnie poruszać się w lodzie o piątkowych trudnościach, mieć zapas na drogach drytoolowych i mikstowych M10-M11. 

Dlaczego mówię również o pewnej perspektywie i wyobraźni? Trudny drytooling dotarł do nas bardzo późno (pierwsza droga o trudnościach M10 powstała w okolicach Krakowa dopiero w 2010 roku), a w krajach alpejskich przeżywał niesamowity rozwój już w latach 90. Superściek umiejscowiony w Alpach powinien zostać pokonany właśnie w latach 90. XX wieku, a u nas musiał czekać aż do teraz. Niebagatelną rolę odgrywają również warunki lodowe na drodze, które występują rzadko – wedle mojej najlepszej wiedzy w 2010 roku były wybitne, niezłe przez kilka dni grudnia 2015 r. i dopiero w tym sezonie pozwalają na przejście. Do przejścia oczywiście potrzebna jest również stabilna pokrywa śnieżna w Sanktuarium.

Myślę, że warto też zwrócić uwagę na kwestię asekuracji na Superścieku. Wymiana asekuracji na drodze w zgodzie z „Porozumieniem Tatrzańskim” zajęła nam 4 lub 5 dni, czyli lekko licząc kilkadziesiąt godzin pracy. Traktując haki jako stały punkt asekuracyjny, postanowiliśmy je tam pozostawić, bo wbijanie i wybijanie punktów po każdej próbie lub przejściu jest działaniem zupełnie bezsensownym, zwyczajnie szkodliwym dla skały, a co za tym idzie – przyrody. Duża część tych haków, w związku z cieknącą tamtędy wodą, za kilka lat znów będzie wymagała wymiany, a skała po raz kolejny dostanie młotkiem i żelazem. Ewentualne dobicie następnych doprowadzi z czasem do sytuacji takiej, jaka jest ze stanowiskiem pod Dzwonem – kilka haków połączonych kilkunastoma taśmami, które w sumie zajmują dobrze ponad metr kwadratowy, a szpecą znacznie bardziej. Uważam, że to dobry moment na przemyślenie kwestii zasad asekuracji panujących w naszej części Tatr – jeżeli nie używamy punktów wierconych w imię ochrony przyrody i nadania powagi wspinaniu, to nie używajmy również haków (vide: zasady panujące w górach Szkocji). Jeżeli dopuszczamy używanie haków, to w miejscach problematycznych bardziej sensowne jest wbicie jednej kotwy mechanicznej niż kilku haków – trwałość i żywotność takiego rozwiązania jest znacznie większa, a uszkodzenie skały nieporównywalnie mniejsze.

Udostępnij wpis

Przeczytaj również